Wyż szturmuje uczelnie

Na psychologię zdaje 30 osób na 1 miejsce. Kolejka do zapisów na uniwersytet sięga aż do bramy Nikt nie chce studiować fizyko-chemii materiałów (Uniwersytet Gdański). Ani jednego zgłoszenia. Za to zgłosiło się 30 osób na jedno miejsce, by poznawać psychologię stosowaną (Uniwersytet Łódzki). Rozkręcają się egzaminy wstępne na wyższe uczelnie. Ruszyła kulminacyjna fala wyżu demograficznego, tzw. dzieci stanu wojennego próbują swoich sił. Ale uczelnie państwowe oblepione są plakatami szkół prywatnych. Większość zdających trafi do nich. – Jak mi się nie uda, to rodzina się zrzuci, a ja też dorobię – niby lekko mówi maturzystka z warszawskiego Rejtana. Dzień w dzień kolejka chętnych sięgała bram Uniwersytetu Warszawskiego. W tym roku na większości wydziałów wprowadzono rejestrację centralną. Wystarczyło przynieść dowód wpłaty (70 zł), dowód osobisty i zapisać się na egzamin – przeważnie dwugodzinny test. Prymusi poczuli się w tej kolejce bezbronni. – Jak to? To nawet ich nie interesuje moja matura? – dziwiła się Marta, czerwony pasek z liceum w Mławie. Podejrzliwie przyglądała się skórzano-długowłosej parze, która ustawiła się za nią. Przez lata lekceważyła takich jak oni, teraz mają równe szanse. Nikt jej nie dał dodatkowych punktów za kucie i piątki. – Matura? Przyniesie pani po przyjęciu na studia – wyjaśniono jej w rektoracie. – Kiedy przyjechałem z Poznania do Szczecina – wspomina socjolog, prof. Jacek Leoński – walczyłem z obowiązującym na uczelni konkursem świadectw. Uważam, że poziom liceów i ocen jest ciągle zbyt zróżnicowany, by uznać świadectwo za miernik poziomu. Prof. Leoński lubi rozmawiać z kandydatami. Ciekawi go, czy potrafią kojarzyć, interpretować. Wie, że wielu z nich będzie miało ogromną trudność ze studiowaniem. Są przyzwyczajeni do nauki z lekcji na lekcję, ścibolenia faktów bez głębszej refleksji. Powtarzają daty, ale nie wiedzą, co się za nimi kryje. Pierwszy rok – jeśli się w ogóle dostaną – jest szokiem i rozczarowaniem. Taką opinię wygłasza większość uczelni. Konkurs matur, o ironio, stosuje się tylko tam, gdzie nie ma kandydatów. Nawet wydziały, które nie zdecydowały się na rejestrację centralną i proszą o przedstawienie matury przed egzaminem wstępnym, nie mają zamiaru wnikliwie się jej przyglądać. – W czasie egzaminu ustnego sprawdzamy wiedzę humanistyczną, sprawność komunikowania, predyspozycje i motywację – wylicza Wiesław Gliński z Instytutu Informacji Naukowej UW. – To się liczy. Matura może przeważyć tylko jak słomka na wielbłądzie. Informacja naukowa ma 2,5 kandydata na jedno miejsce. Wykładowcy są mile zaskoczeni. Ostatni składający papiery (nikt się do tego nie przyzna) to liczne odrzuty z Akademii im. Stefana Wyszyńskiego, gdzie, ku osłupieniu profesorów, o jedno miejsce na filozofii ubiegało się 36 osób. Ci, którzy utonęli w tłumie, przenoszą teraz papiery na nieliczne wydziały, gdzie są one jeszcze przyjmowane. Języki nadal obce Metoda jest następująca. Rodzice chyba nie pożałują 70 zł pomnożonych razy kilka, bo maturzyści preferują wydziały, na których są tylko testy. Rekordziści zdają na sześć „testowych” kierunków. Pod salami egzaminacyjnymi kłębią się te same osoby, które wymyśliły sobie, że zdają wszędzie, gdzie jest wyłącznie test z historii. Tłum przeraża nielicznych rodziców (ciekawe, że coraz częściej ojców), młodzi maskują lęk i zachowują się jak w „Milionerach”. O indeks filozofii UW stara się w tym roku tylko dwóch kandydatów na miejsce. Zniechęca test z języka. – Poziom nauczania języków bywa w szkołach średnich kompromitujący – mówi jeden z uniwersyteckich profesorów. – A nie każdego stać na prywatną naukę. To właśnie egzamin z języka obcego dzieli ciągle młodych na elitę i prowincję. O klasyczne, normalne egzaminy potknęło się w tym roku SGH. Dwa przedmioty i dwa języki – to zniechęcało. Jest tylko trzech kandydatów na jedno miejsce. Innym powodem tego małego jak na uczelnię zainteresowania stała się bieda. Na SGH przyjeżdżała prowincja, a w tym roku każdy trzyma się swojego miasta. Nawet prywatna uczelnia jest tam tańsza niż utrzymanie się w Warszawie, zaś praca po SGH przestała być pewnikiem. Wyż wyprodukował własne bezrobocie. – Rzeczywiście, prywatne uczelnie w tym roku mają więcej kandydatów, którzy idą od razu do nich

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2001, 27/2001

Kategorie: Oświata