Norweska rzeczywistość bez lukru

Norweska rzeczywistość bez lukru

Koszt psychiczny emigracji może się okazać większy niż zysk ekonomiczny Leiv Igor Devold – polsko-norweski reżyser filmowy Urodziłeś się w Warszawie, ale wychowałeś w Oslo. Masz norweskie i polskie korzenie. Twoja dwukulturowość bardzo wpłynęła na kształt „Norwegian Dream”? W końcu film opowiada o polskim imigrancie, który zatrudnia się w przetwórni łososia i zakochuje w norweskim koledze z pracy. – Moja dwukulturowość była pomocna i wpłynęła na wybór tematu. W 2011 r. znajoma producentka, Ingvil Giske, podesłała mi książkę o starszym Norwegu, który jedzie do Polski i zakochuje się w młodym Polaku. Relacja między bohaterami była inna niż relacja Roberta i Ivara w „Norwegian Dream”. Parę ładnych lat nosiłem się z pomysłem na polsko-norweską historię queerową, ale po drodze realizowałem dokumenty i inne projekty, a w 2017 r. przeprowadziłem się do Trondheim i zacząłem wykładać na lokalnym uniwersytecie. Zainteresowałem się tematami związanymi z Polonią żyjącą w tym regionie. Szybko natknąłem się na sprawę strajku w przetwórni ryb, którą ostatecznie przeniosłem do filmu. Protest odbył się w 2017 r. i trwał 35 dni. Wzięło w nim udział ok. 70 Polaków walczących o umowę zbiorową. Chciałem przełamać stereotyp Polaka biernego i nieumiejącego postawić na swoim. Początkowo rozwijałem pomysł z Radosławem Paczochą i Gjermundem Gisvoldem, ale zorientowałem się, że brakuje nam prawdy w wątku miłosnym. Na festiwalu w Berlinie polski producent Mariusz Włodarski polecił mi scenarzystkę Justynę Bilik, która pochodzi z Rzeszowa i jest osobą queerową. Kiedy dołączyła do zespołu, wszystko nabrało odpowiedniego kształtu. O strajku polskich pracowników dowiedziałeś się z norweskich mediów? – Strajk nie był nagłośniony w mediach, ale Polacy byli wspierani przez największy związek zawodowy w Norwegii. Przewodniczący organizacji przemawiał do nich, a ówczesny premier w kilku swoich wystąpieniach podawał strajk jako przykład społecznego zaangażowania imigrantów. Pamiętajmy, że Polacy stanowią największą mniejszość narodową w Norwegii, jest nas ok. 115 tys. W odniesieniu do Polski ta liczba nie wydaje się imponująca, ale w Norwegii to stosunkowo duża grupa. Kiedy chodzę ulicami Oslo albo Stavanger, wszędzie słyszę język polski. Uważam jednak, że mało się mówi o Polakach w Norwegii, a jeszcze mniej rozmawia z nimi. Pewnie dlatego, że jesteśmy Europejczykami i nie wyróżniamy się specjalnie wyglądem. Nasz znak rozpoznawczy to język. Dopiero jak zaczynamy mówić po norwesku z akcentem, słychać, że przyjechaliśmy z zagranicy. Przykładowo w norweskim rządzie znalazło się kilku ministrów o nieeuropejskim pochodzeniu, ale nie ma na razie polskiego reprezentanta. Powstało też sporo norweskich filmów o mniejszościach pakistańskich czy kurdyjskich, a o tej największej, polskiej – żaden. Chciałem więc zabrać głos w imieniu Polonii, opowiedzieć o jej problemach i wyzwaniach, które pojawiają się nie tylko w Norwegii, ale i w Niemczech czy Wielkiej Brytanii. Aż 10 mln Polaków żyje na obczyźnie i tworzymy duże społeczności w różnych zakątkach świata. Gdzie zdobywałeś informacje na temat polskich imigrantów? – Razem z Justyną pojechaliśmy do Bergen na rozprawę sądową dotyczącą wspomnianego strajku. Historia protestujących Polaków niestety dobrze się nie skończyła. Wszyscy pracownicy, którzy wstąpili do związku, zostali zwolnieni. Zrobiliśmy dłuższe wywiady z przewodniczącymi i uczestnikami strajku, a potem odwiedziliśmy ich w domach. Byliśmy też w różnych przetwórniach łososia, ale nie w tej, gdzie odbył się strajk, bo tam nie chcieli wpuszczać przedstawicieli mediów. Warto zaznaczyć, że 50% przetwórni ryb ma podpisane umowy zbiorowe z pracownikami. W większości miejsc stosunki pracy są więc należycie poukładane. Nie można jednak idealizować norweskiej rzeczywistości, rzucając hasła o równouprawnieniu, liberalizmie i społecznym raju. Ta utopia już nie istnieje, choć część obywateli może nadal w nią wierzyć. Cały tekst można przeczytać w „Przeglądzie” nr 14/2024, którego elektroniczna wersja jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty Leiv Igor Devold – (ur. w 1977 r.) absolwent PWSFTviT w Łodzi i Uniwersytetu w Oslo. Zrealizował kilkanaście filmów dokumentalnych i krótkometrażowych, które pokazywano na kilkudziesięciu międzynarodowych festiwalach. Wykłada na Norweskim Uniwersytecie Naukowo-Technicznym w Trondheim. „Norwegian Dream”, jego debiut fabularny, zdobył nagrody w Koszalinie i Cardiff oraz był nominowany w trzech kategoriach do norweskiej nagrody filmowej Amanda. Fot. materiały prasowe Udostępnij: Kliknij, aby udostępnić na Facebooku (Otwiera się w nowym oknie) Facebook Kliknij, aby udostępnić na X (Otwiera się w nowym oknie) X Kliknij, aby udostępnić na X (Otwiera

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 14/2024, 2024

Kategorie: Kultura, Wywiady