Wspólnota siostry Chmielewskiej jest u powodzian zawsze pierwsza Jedenastą dobę są na nogach. Zmęczenie daje się już porządnie we znaki, wszak dochodzi północ. Rano trafili do powodzian w parafii Mydłów. Od tamtejszego proboszcza dowiedzieli się, które rodziny są najbardziej poszkodowane. A potem już po kolei: Szewce, Złota, Klimontów, Pokrzywianka, Trześń, Gorzyczany, Czekarzewice. O niektórych wsiach nikt nawet nie słyszał. Teraz jest już trochę spokojniej, opadła gorączka pierwszych dni. – Z tego, co się orientujemy, większość poszkodowanych dostała już najpotrzebniejsze rzeczy, niektórzy nawet w nadmiarze – wyjaśnia Małgorzata Machowska ze Wspólnoty Chleb Życia i dodaje z goryczą: – Dochodzi do nieprzyjemnych sytuacji, ludzie kłócą się między sobą, kto dostał więcej, kto mniej. Postanowiliśmy więc zwolnić tempo i najpierw robić wywiad, dostarczać dary w miarę potrzeb. Mały magazyn zorganizowali w pomieszczeniach obok poczty na rynku w Opatowie. Pełno w nim butelek z wodą, kartonów z konserwami mięsnymi, rybnymi, pasztetami. Ogromna ilość środków czystości, zwłaszcza zawierających chlor, pasty do zębów, proszki do prania. W dużych torbach nowe kołdry, w czarnych workach stosy używanej odzieży. Wybrali Opatów, bo to niedaleko od ich siedziby w pobliskim Zochcinie. Trzy lata temu osiedlili się tu w niewielkim gospodarstwie, prawie całkowicie zrujnowanym, zdewastowanym. Załatali dziury w dachach, ocieplili ściany i teraz można tu już normalnie mieszkać. Z wielkim trudem powstawał dom edukacyjny dla młodzieży, która w swoich środowiskach nie miałaby szans na zdobycie wykształcenia i zawodu. Członkowie wspólnoty uprawiają pola, hodują zwierzęta. Żeby mieć pieniądze na paliwo do samochodów, którymi rozwożą dary, musieli sprzedać świnie ze swojego gospodarstwa. Już zastanawiali się, skąd wziąć pieniądze na kolejne litry paliwa, gdy z pomocą przyszedł Polski Koncern Naftowy Orlen, który zaoferował darmowe tankowanie za trzy tysiące złotych. Wystarczy na przejechanie kilkunastu tysięcy kilometrów. Zatopiona bieda Docierają do najmniejszych miejscowości powiatu opatowskiego, sandomierskiego, staszowskiego i tak jest od pierwszych godzin po powodzi. Są tam, gdzie pomoc socjalna jeszcze się nie pojawiła. Zawsze pierwsi. – Ludzie znajdowali się w ogromnym stresie – opowiada Małgorzata Machowska. – Niektórzy załamywali się, patrzyli nieprzytomnie przed siebie. Gdy pojawiliśmy się, poczuli, że nie są tak osamotnieni. Naszą rozmowę cały czas przerywa dźwięk telefonu komórkowego. Dzwonią właśnie z białostockiego, że kolejny tir dotrze do Opatowa po południu. Znów członków wspólnoty czeka nocne rozładowywanie towaru. Co tym razem będzie? Duże ilości wody, środków do dezynfekcji, łopaty, szczotki. Takie zgłosili zapotrzebowanie. Wcześniej dostali kołdry, materace. Na teren Trześni za Sandomierzem dostarczyli kilkanaście tysięcy koców, przekazanych przez Akcję Humanitarną. Zofia Dziedzic patrzy, co można jeszcze upchać w samochodzie, dokłada trochę proszków do prania. Jest wyraźnie wyczerpana psychicznie. – Niech pan jedzie do Łagowa, to wtedy pan zrozumie – zatrzymuje się na chwilę. – Tam jakby wojna przeszła. W Łagowie i przed powodzią żyło się niełatwo. To wieś ludzi starych. Nie dość, że nędza, jeszcze woda zniszczyła wszystko, czego z wysiłkiem się dorabiali. Członkowie wspólnoty żałują także ludzi z Samborca. Woda zniszczyła im sady, główne źródło utrzymania. Minie kilka lat, nim staną na nogach. – Staramy się bezpośrednio dotrzeć do poszkodowanych, na własne oczy zobaczyć, co jest im potrzebne – tłumaczy Małgorzata Machowska. – Często jest tak, że największe zniszczenia powódź poczyniła w rodzinach biednych, które wcześniej z trudem sobie radziły i te staramy się bardziej wspomagać. Nie oczekują podziękowań Siostry Małgorzaty Chmielewskiej, przełożonej Wspólnoty Chleb Życia, nie ma akurat w Opatowie. Przebywa właśnie w Zochcinie, zaraz jednak będzie w Wólce Milanowskiej, by dopilnować niezbędnych remontów przed zimą, wieczorem musi znaleźć się w Warszawie – chce swoim podopiecznym dostarczyć niezbędne rzeczy i rozeznać się, czego im brakuje. Siostra pozwala przypatrywać się pracy wolontariuszy i robić zdjęcia. – Tylko nie zawracajcie im dupy – ostrzega. Wspólnota powstała we Francji ćwierć wieku temu, skupia ludzi różnych narodowości działających w 30 krajach. Jej członkowie pomagają bezdomnym, chorym, biednym. Dzielą z nimi los, razem mieszkają, pracują. W Polsce
Tagi:
Andrzej Arczewski









