Z Moskwy do Pekinu

Z Moskwy do Pekinu

No to wreszcie Polska będzie miała ambasadora w Pekinie. Bo nie miała go od ponad pół roku. A w zasadzie to od wygranych przez PiS wyborów. Rzecz w tym, że gdy partia Jarosława Kaczyńskiego przejmowała władzę, w Pekinie rozpoczynał urzędowanie Mirosław Gajewski. Listy uwierzytelniające składał 20 lipca 2015 r., był więc de facto na początku swojej misji. Ale to nie przeszkadzało PiS ogłosić jeszcze w roku 2015, że Gajewski lada moment zostanie odwołany. Dlaczego? Bo był uznawany za człowieka PO i Schetyny, no i przede wszystkim wypominano mu, że studiował w MGIMO w Moskwie. To, że nauczył się tam wietnamskiego (a także francuskiego i angielskiego) i że później studiował na francuskiej ENA, dla PiS nie miało znaczenia. Dlaczego więc przetrwał na placówce kolejne miesiące? Wpłynęły na to dwa czynniki. Po pierwsze, w listopadzie 2015 r. brawurowo zorganizował wizytę prezydenta Dudy w Chinach. Już w jej trakcie gospodarze podwyższyli rangę spotkania do najwyższej. A potem w czerwcu 2016 r. pilotował wizytę prezydenta Xi Jinpinga w Polsce. Po drugie, wiele dobrych słów mówili o Mirosławie Gajewskim sami Chińczycy. Nie bez powodu. Gajewski zna bardzo dobrze region, wiele lat przepracował w Wietnamie, nie tylko na stanowisku ambasadora, był też konsulem w Hongkongu, w Chinach poruszał się więc z wielką zręcznością. Wszystkie te przygotowania do wizyt prezydentów, to pilotowanie umów o współpracy (podpisano ich ok.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 2017, 44/2017

Kategorie: Kronika Dobrej Zmiany