W pobliżu jeziora Orzysz ma powstać ferma świń. Według wójta Wydmin to dobre miejsce na taką inwestycję – Często tylko śpiew ptaków tu słychać, dzikie gęsi zatrzymują się co roku, a po podwórku nawet łoś chodził. Teraz cała zwierzyna stąd ucieknie – nie kryje obaw Wojciech Butkiewicz, mieszkaniec Pańskiej Woli w gminie Wydminy. Do tej mazurskiej wsi przeprowadził się z Ełku siedem lat temu z żoną Martą Rutkowską. Jeszcze na dobre nie wyremontowali kupionego domu, jeszcze się nie urządzili, a już w ich sielskie życie wkradło się zagrożenie. Tak oceniają przygotowania do wielkiej inwestycji tuż obok, na dawnych pegeerowskich polach. Smród na całą okolicę – Wcześniej tylko plotki słyszałem, ale jak okazały się prawdą, zaczęliśmy z sąsiadem zbierać podpisy pod protestem przeciw budowie świniarni. Zebraliśmy ich ponad 200, także z pobliskich miejscowości – informuje Butkiewicz. Z tym protestem ludzie poszli do wójta Radosława Króla, który odparł, że przecież wisiała we wsi kartka i w internecie też jest obwieszczenie o planowanej budowie, była więc możliwość zgłoszenia swoich uwag. Jeśli jednak mieszkańcy gminy są przeciw, to wójt ustanowi całą trójkę stroną w postępowaniu. I od tej pory tworzą formalną przeciwwagę dla projektu, w ich opinii zabójczego dla środowiska, zwłaszcza jezior mazurskich. Co takiego szkodliwego jest w planach budowy fermy trzody chlewnej w Pańskiej Woli? Przede wszystkim jej wielkość – chlewnię zaplanowano na ponad 15 tys. zwierząt! Hodowla tylu świń w czteromiesięcznych cyklach, zwłaszcza wylewanie na pola gnojowicy, spowoduje smród na całą okolicę. Mieszanina zwierzęcych odchodów i wody spłynie z pól do rowów melioracyjnych, stamtąd do oddalonego o ok. 2 km jeziora Orzysz, a potem do całego systemu jezior mazurskich, w tym do Śniardw. Poza tym życie mieszkańcom utrudni transport dowożący do fermy paszę, a wywożący żywiec, padnięte świnie do Bacutilu oraz 30% gnojowicy, która nie zostanie wylana na pola. Taką bowiem normę określono w raporcie ekologicznym opracowanym na zamówienie inwestora. Kto bogatemu zabroni? Inwestora znanego już we wsi, bo pod marką Agrofarm SA uprawiał tu kukurydzę i inne zboża. Nazwa spółki mówi niewiele, ale w gminie Wydminy wiedzą, że jedyną akcjonariuszką jest w niej Anna Gryko, żona Wiktora Gryki, członka rady nadzorczej Agrofarmu. W ostatnich latach biznesmen plasował się pod koniec setki najbogatszych Polaków w rankingu tygodnika „Forbes”. Wiktor Gryko to człowiek znany nie tylko na Podlasiu, skąd pochodzi. Jak przed kilku laty pisał „Kurier Poranny”, milioner przedstawia się jako leśnik, który został biznesmenem. W zielonym mundurze wytrwał tylko półtora roku, potem przerzucił się na handel – od drzewa po odzież – z Białorusią. Na początku lat 90. wyspecjalizował się w sprowadzaniu do Polski węgla, oleju napędowego, a przede wszystkim autogazu (LPG). W miarę wzrostu popytu na LPG powiększał się też kapitał jego spółki Barter, dzięki czemu w 1997 r. Gryko wybudował w Sokółce własny terminal przeładunkowy, rozwijając sieć stacji autogazu. Inwestował również w dziewiarstwo, zakłady mięsne, giełdę towarową, a nawet w hutę szkła. Jakiś czas temu pojawił się na Mazurach, budując w Białej Giżyckiej (gmina Wydminy) wystawną rezydencję. Zaprojektował ją Hubert Gogol, który potem wszedł w spór sądowy z Gryką, bo ten nie chciał mu za projekt zapłacić. Biznesmen twierdził, że wszystko zostało źle zrobione, i wezwał Gogola do zwrotu zaliczki. Pisząca o tym białostocka „Gazeta Wyborcza” uzupełniła wywód o aferę wierzbową. Właściciel rezydencji, chcąc dodać jej uroku, postanowił przesadzić stare wierzby z korzeniami. Pozwolenie od starosty dostał w zamian za uporządkowanie terenu przy rowach melioracyjnych. – Kilka drzew wykupił od gospodarzy, ale przez pomyłkę wyrwano także moją wierzbę, za co zrobiłem mu awanturę – wspomina Piotr Typa, rolnik z Pańskiej Woli. Miejscowi już wcześniej protestowali przeciw niszczeniu wiejskiej drogi przez traktory jadące na pola Agrofarmu. W końcu wójt postawił znak zakazu i firma pani Gryko korzysta z innej drogi. Ale jak ruszy budowa fermy, ciężki sprzęt zniszczy i tamtą, zakłóci spokój mieszkańców i uniemożliwi rozwój turystyczny Pańskiej Woli. – Jeden warszawiak kupił tu kawałek ziemi pod letni domek, ale jak się dowiedział,
Tagi:
Marek Książek









