Z pelargonią każdy da sobie radę

Z pelargonią każdy da sobie radę

Jest odporna na szkodniki i niesprzyjające warunki, chętnie i długo kwitnie, łatwo się rozmnaża, a przede wszystkim ma fantastyczne kolory Jest we wrześniowym powietrzu jakaś magia, której nie potrafię się oprzeć. Można się denerwować na jesień, że za szybko przyszła, że jeszcze nie nacieszyliśmy się wystarczająco letnim błogostanem, ale nie sposób odmówić jej tajemniczej, zniewalającej aury. Powietrze przesiąka aromatem opadających liści, słońce nie opala już czubków głów, tylko świeci prosto w oczy, a w ogrodach panuje fiesta jesiennych zbiorów. Jesień serwuje ostatnie romantyczne momenty wśród roślin, które szykują się już do zimowego odpoczynku. Ale nie wszystkie! Wściekle kolorowe pelargonie w skrzynkach balkonowych ani myślą kończyć karnawału. Może się wydawać, że pelargonia rabatowa (Pelargonium × hortorum) padła ofiarą swojej własnej doskonałości. Jest ucieleśnieniem tego, czego oczekujemy od każdej ozdobnej rośliny doniczkowej: odporna na szkodniki i niesprzyjające warunki, chętnie i długo kwitnie, łatwo się rozmnaża, a przede wszystkim ma fantastyczne, jaskrawe kolory. Najważniejsze jednak, że każdy da sobie z nią radę. Przylgnęła do niej łatka babcinej – tym bardziej że trzeba ją zimować w domu, a takie sztuczki potrafią tylko staruszki, które mają na to swoje sposoby, czyli głównie… czas i chęci. Z kolei w nowoczesnych apartamentowcach, chcemy czy nie, pelargonie wyglądają po prostu komicznie. Pelargonie uprawiamy w Europie już niemal 400 lat i można zaliczyć je do prekursorek ogrodnictwa doniczkowo-balkonowego. Nietrudno jednak zgadnąć, że nie są to nasze rodzime kwiaty. Nawet jeśli udoskonalane są od tak dawna, że nieraz nie sposób już określić rodziców danej odmiany, to i tak wiadomo, że nic, co rośnie u nas dziko, nie jest do nich nawet odrobinę podobne. Większość z ok. 200 gatunków dziko rosnących pelargonii wywodzi się z Afryki Południowej, czyli z krajobrazu, który z polskim ma tyle wspólnego, że ogląda to samo słońce. Pelargonie rabatowe często sadzimy w skrzynkach skąpanych w pełnym słońcu od rana do wieczora, na balkonach o wystawie południowej. Rzeczywiście, afrykańskie pochodzenie pozwala tym kwiatom w pełni korzystać ze słonecznych stanowisk, jednak nie są to wcale wymarzone dla nich warunki. Na szczęście we wrześniu nawet w pełnym słońcu nie ma aż tak wysokiej temperatury jak w pełni lata, więc rośliny mogą w końcu nieco odetchnąć. Jest jeszcze coś, co powoduje, że pelargonie są w tym czasie w swoim żywiole. To poranne mgły i chłodne, wilgotne jesienne powietrze sprawiają, że czują one na swoich liściach oddech Afryki. Właśnie takie warunki mają w swojej ojczyźnie, gdzie delikatne włoski na liściach pelargonii wyłapują wilgoć z powietrza i pomagają im chłodzić się w tej orzeźwiającej mgiełce, bez strachu przed palącym słońcem. Wrześniowe poranki często wyłaniają się u nas z mglistych odmętów, dlatego pelargonie i wiele innych roślin właśnie wtedy rośnie najładniej i najchętniej. Najwyraźniej w sokach pelargonii nadal płyną wspomnienia o spowitych mgłą afrykańskich porankach i nawet 400 lat hodowli nie jest w stanie tych wspomnień rozcieńczyć. (…) Pelargonie, które lato spędzają pod chmurką, zimę muszą przetrwać w ciepłych pomieszczeniach, ponieważ nie są odporne na mróz. Przeniesienie roślin ze słonecznego, ciepłego miejsca na świeżym powietrzu do znacznie słabiej oświetlonego wnętrza najczęściej powoduje żółknięcie, a następnie zrzucanie najstarszych liści – nie tylko u pelargonii, ale także u innych kwiatów balkonowych. Drastyczna zmiana warunków odbija się niekorzystnie na roślinach, które przez kilka miesięcy były przyzwyczajone do intensywnego wzrostu. Po zmianie stanowiska przeważnie chcą utrzymać tempo, jednak przy słabszym świetle skutkuje to wytwarzaniem wątłych łodyg i mniejszych, słabszych liści. Jeśli pelargonie mają przezimować w dobrej formie, powinny zostać przeniesione na zimowe stanowisko najpóźniej do połowy października. Wcześniej podlewanie należy stopniowo ograniczać, ponieważ rośliny, które pobierają mniej wody, spowalniają swój wzrost, a na tym właśnie powinno nam teraz zależeć. Pelargonie nie przechodzą zimą całkowitego spoczynku i będą nadal rosnąć, jednak im mniej będą miały wody, tym przyrosty będą wolniejsze, a co za tym idzie – rośliny utrzymają zwarty i krępy pokrój. Zauważyłem, że szczególnie dobrze reagują na takie traktowanie anginki – pelargonia pachnąca (Pelargonium graveolens) i jej odmiany. Zimą podlewam je tylko tyle, żeby ziemia w doniczkach zupełnie nie wyschła. Większość letnich liści stopniowo zasycha, tak że do wiosny często zostają anginkom tylko małe zielone

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2023, 34/2023

Kategorie: Obserwacje