Za kulisami Camerimage

Za kulisami Camerimage

O Marku Żydowiczu można pisać tylko dobrze. Na temat majątku, jaki gromadzą jego fundacje – najlepiej wcale Scenariusz współpracy władz kolejnych miast z organizatorem Międzynarodowego Festiwalu Autorów Zdjęć Filmowych Plus Camerimage był zawsze taki sam. Wielka miłość kończąca się burzliwym rozstaniem. Samorządy najpierw Torunia, a później Łodzi zostawały bez wielkiej imprezy i nieruchomości wartych miliony złotych. Było to możliwe, bo zawierzyły wizji artystyczno-biznesowej twórcy festiwalu, a zarazem prezesa Fundacji Sztuki Współczesnej Tumult Marka Żydowicza. Mimo to są następni chętni, by przygarnąć Camerimage. Z miasta do miasta – Obiektem, który spełnia nasze oczekiwania i wymogi festiwalu, jest Opera Nova w Bydgoszczy – ogłosił Marek Żydowicz. Tak więc tegoroczna, 18. edycja Camerimage odbędzie się na przełomie listopada i grudnia nad Brdą, chociaż przez kilkanaście lat miała być organizowana w Łodzi. O festiwalu i jego twórcy media rozpisywały się wielokrotnie. Ostatnio głośno o nim było na początku roku, gdy okupował łódzki urząd miasta. W lutym władze samorządowe odmówiły bowiem zaangażowania miejskich pieniędzy w budowę Centrum Festiwalowo-Kongresowego Camerimage Łódź Center, gdyż nie otrzymały gwarancji finansowych Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Awantura zakończyła się wyprowadzką festiwalu. Powtórzyła się sytuacja z 2000 r., gdy Camerimage odszedł z Torunia. Tam także miasto najpierw utworzyło spółkę z fundacją Tumult, która miała wybudować multipleks. Dodatkowe żądania Marka Żydowicza doprowadziły do jej rozwiązania i odejścia festiwalu. – Skandale są nam niepotrzebne. A budowa wizerunku miasta to nie sięganie po ochłapy, których nikt nie chce. Żydowicz szuka naiwniaków i znalazł ich u nas – mówił bydgoski radny Marek Gralik podczas sesji rady miejskiej, na której decydowano o przeznaczeniu pieniędzy na organizację Camerimage. Ostatecznie jednak jednym głosem przeszła uchwała o przyznaniu środków. Umowa z Bydgoszczą została podpisana na trzy lata. Kasę imprezy ma zasilić kwota 2,5 mln zł. Jeżeli Camerimage opuści miasto nad Brdą wcześniej, będzie o 500 tys. zł mniej. Budżet festiwalu wsparł też marszałek województwa kujawsko-pomorskiego. Na razie 200 tys. zł. Dlaczego festiwal trafił do średniego miasta, które nie odgrywa wielkiej roli na mapie kulturalnej Polski? Kiedy Marek Żydowicz groził jego wyprowadzeniem z Łodzi, mówił, że przejęciem imprezy od zaraz są zainteresowane m.in. Gdańsk, Kraków, Poznań, Katowice czy Warszawa. Jak się okazuje, blefował. – Od początku staliśmy na stanowisku, że nie będziemy kraść imprezy, gdyby organizatorów nadal wiązała umowa z miastem. Jesteśmy otwarci na ściąganie do Poznania uznanych przedsięwzięć artystycznych, ale działamy etycznie – mówi Anna Szpytko z poznańskiego magistratu. Żadnych zabiegów nie było też ze strony Gdańska ani Warszawy. Hanna Gronkiewicz-Waltz, prezydent stolicy, dyplomatycznie odpowiedziała, że miasto skupia się na innych projektach. Nie doszło również do porozumienia z Katowicami ani z Krakowem. Nerwy w Toruniu W tej sytuacji pole manewru zostało ograniczone. Powrót do korzeni, czyli Torunia, nie wchodzi w grę. Od 2000 r., gdy festiwal powędrował do Łodzi, klimat dla Marka Żydowicza nie jest w mieście sprzyjający. O ile pogodzono się z utratą Camerimage, o tyle jak bumerang powraca sprawa siedziby fundacji Tumult. Dawny kościół protestancki, w samym centrum toruńskiej starówki, został przekazany fundacji w 1990 r. W umowie dzierżawy zapisano, że budynek będzie przeznaczony na galerię sztuki, salę koncertową, miejsce organizacji kongresów, sympozjów, festiwali i działalność gospodarczą. Jednak w gmachu niewiele się dzieje. Rocznie odbywają się jedna-dwie wystawy oraz obchody Święta Reformacji. Budynek to centrum organizacyjne Camerimage, co denerwuje mieszkańców, bo w Toruniu przygotowywana jest impreza odbywająca się w innym mieście. Do tego festiwalowymi nagrodami są statuetki żab, kopie tych zdobiących fontannę na toruńskiej starówce. – Miasto nic nie robi, bo uważa, że nie da się budynku odzyskać – mówi Marek Nienartowicz, toruński dziennikarz. „Podejmowaliśmy próby rozmowy z właścicielem, czyli panem Żydowiczem, aby zintensyfikował działania kulturalne w budynku zboru na rynku. Aktem notarialnym z 1990 r. obiekt został mu przekazany na wieczyste użytkowanie na działalność kulturalną. Jedynym sposobem rozwiązania umowy jest udowodnienie na drodze sądowej, że obiekt jest wykorzystywany niezgodnie z przeznaczeniem. Niestety, na to dowodów nie ma, ponieważ sporadycznie takie wydarzenia się odbywają”, pisze Aleksandra

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2010, 48/2010

Kategorie: Kraj