Gdyby nie tworzył tej swojej piramidy, pomógłby 20-100 ludziom, a nie tysiącom W odpowiedzi na ogarniającą przede wszystkim środowiska narkomańskie falę zakażeń 10 listopada 1989 r. zarejestrowane zostało Stowarzyszenie Solidarni Wobec AIDS PLUS. Jego cele to prowadzenie przychodni i domów dla chorych na AIDS, zapobieganie dyskryminacji zakażonych, udzielanie wszelkiej możliwej pomocy chorym i nosicielom, a także szerzenie oświaty zdrowotnej. Oprócz Marka Kotańskiego, który został przewodniczącym, założycielami stowarzyszenia byli marszałek Sejmu Mikołaj Kozakiewicz i senator Zofia Kuratowska – ale to Kotan nadawał ton działaniom organizacji, która wkrótce zmieniła nazwę na Solidarni Plus, aby nie eksponować nazwy choroby. – Stowarzyszenie Solidarni Plus powstało, bo Kotański nie chciał, aby Monar miał przyklejoną łatkę, aby mówiono, że Monar to HIV – wyjaśnia Adam Nyk, były sekretarz Solidarnych Plus, obecnie kierownik jednej z warszawskich poradni Monaru dla osób uzależnionych. (…) Problem braku miejsc dla nosicieli stawał się dotkliwy zwłaszcza w Warszawie, gdzie narkomanów było najwięcej. Kotański rozpoczął intensywne poszukiwania obiektu w pobliżu Warszawy, który – po adaptacji – nadawałby się na schronienie dla osób zakażonych. (…) NAJPIERW BYŁ KAWĘCZYN. Od ówczesnego wiceprezydenta Warszawy, Zdzisława Tokarskiego, Kotański dostał tzw. willę Grancowa – zrujnowany pałacyk przy ul. Chełmżyńskiej, należący przed wojną do właścicieli miejscowej cegielni. Wszystko odbyło się „na gębę”, w drodze rozmowy telefonicznej – takie były wtedy czasy. (…) Mieszkańcy nie mieli jednak zamiaru przyjmować Kotańskiego i jego podopiecznych z otwartymi ramionami. Nosiciele szybko spotkali się z niechęcią i agresją z ich strony. (…) Na przystankach autobusowych pojawiają się kartki z hasłem „Zabić Kotańskiego i rodzinę jego”. Sprawę nagłaśniają media. Nie brakuje też gestów wsparcia – ktoś oferuje pomoc finansową, ktoś inny przynosi ciepłe posiłki. Do Monaru trafiają paczki z darami, a w nich słowa otuchy spisane na kartkach, harcerze organizują kwestę. „Musi minąć trochę czasu, zanim ludzie zrozumieją. Na razie walczymy o to, żeby o lokalizacji takich rzeczy jak przychodnie psychiatryczne, szpitale, hotele dla narkomanów i zarażonych HIV nie decydowała żadna lokalna opinia. To nie są lokalne problemy. W Kawęczynie zostaniemy, choćby na siłę”, zapewnia Kotański. Przeciwnicy nowego ośrodka są jednak nieugięci. Komitet osiedlowy daje nosicielom czas na opuszczenie Kawęczyna do końca stycznia 1990 r. W sprawę włącza się Ministerstwo Zdrowia. Aby uniknąć tragedii, wiceminister Krystyna Sienkiewicz zabiera pięcioro mieszkańców pałacyku do siedziby resortu, gdzie zostają tymczasowo umieszczeni w sali kinowej. – Cyrki się działy – pracownicy ministerstwa nie chcieli pracować, wydzielono część z oddzielnymi ubikacjami, naczynia wyrzucano po jednym użyciu – opowiada Antoni Kraus, który obecnie prowadzi własne stowarzyszenie pomagające chorym na AIDS, a wtedy zaczynał działalność u boku Kotańskiego. (…) Po dwóch tygodniach pani minister załatwia dla uciekinierów z Kawęczyna willę po Biurze Ochrony Rządu w Konstancinie. Nosicielami będzie się tam zajmował młody kamilianin, ks. Arkadiusz Nowak, który wkrótce zostanie oficjalnie dyrektorem nowo powstałego domu – ośrodka działającego pod egidą Ministerstwa Zdrowia i Opieki Społecznej. Problem kilkorga nosicieli zostaje wreszcie rozwiązany bez udziału Kotańskiego, ale co z kolejnymi, przybywającymi do Monaru? (…) W MARCU 1990 r. wśród mieszkańców Głoskowa rozchodzi się wieść, że w miejscowym ośrodku Monaru zamieszkali nosiciele wirusa HIV. Podobnie jak w Kawęczynie, w okolicy wybucha histeria. Chłopi, za pomocą furmanek i przyczep do ciągników, blokują drogę do ośrodka, piszą petycję w proteście przeciwko obecności zakażonych: „nikt na czele z panem Kotańskim nie zagwarantuje nam, że nasze dzieci w drodze do szkoły będą bezpieczne”. Organizatorzy protestu rozsiewają plotki: o strzykawkach walających się wokół ośrodka, o tym, że AIDS spłynie Wilgą przez Garwolin aż do Wisły… Przełomu nie przynosi sześciogodzinne spotkanie Kotańskiego z protestującymi, w obecności przedstawicieli władz gminy i Ministerstwa Zdrowia. Mieszkańcy Głoskowa nie przyjmują argumentów, domagają się wyrzucenia narkomanów z dworku, wpychają do rowu poloneza Kotańskiego. (…) Nocą z 19 na 20 marca ośrodek zostaje kompletnie zablokowany. Protestujący rozpalają wokół dworku ogniska. Nie ma mowy o tym, aby wyjść lub wejść na teren placówki,
Tagi:
AIDS, Antoni Kraus, Głosków, Kawęczyn, Laski, Marek Kotański, Monar, narkomania, Rembertów, Rybienko










