Zaginione dzieci

Zaginione dzieci

Co drugi dzień ginie bez wieści małe dziecko. Co sześć godzin – uczeń szkoły podstawowej Zima 1995 r. 10-letnia Ania Jałowiczor chce iść do domu, nudzi ją szkolna zabawa. Jest ciemno, ale nauczyciele pozwalają jej wyjść. Nigdy nie dociera do babci, z którą wtedy mieszkała w śląskim Dębowcu. Rodzice Ani wyjechali do Niemiec, pracowali, by kupić mieszkanie. Wrócili, by szukać dziecka. Dziś mają tylko kilka zdjęć. Najbardziej promienne z Wigilii, na miesiąc przed zaginięciem. Marzec 2001 r. 11-letnia Ewa Wołyńska nie wraca do domu. Mieszka wraz z rodzicami w Karlinie, 200 metrów od Parsęty. Po godzinie 22 rodzice zawiadamiają policję. Poszukiwania trwają do dziś. Dzwonią naciągacze i żądają 300 zł, a potem co łaska za wskazanie miejsca pobytu dziewczynki Mnożą się sygnały o zmasakrowanym ciele na torfowisku. Krzysztof Jackowski, jasnowidz z Człuchowa, widzi wodę i śmierć. Październik 2002 r. 13-letnia Iwonka Wąsik idzie osiedlową ulicą w Tarnowskich Górach. Wraca ze szkoły, w plecaku niesie garnek z zupą dla mamy. Przed chwilą spotkały się na ulicy i to właśnie matka prosi, by dziewczynka wróciła do szkolnej stołówki. Nigdy nie dotrze do domu. Znika na osiedlowej uliczce w pogodny dzień. Przyjaciele odchodzą ostatni Jolanta Łagodzińska jest psychologiem. W Fundacji Itaka, która m.in. zajmuje się poszukiwaniem zaginionych, dyżuruje przy telefonie zaufania, uczestniczy także w spotkaniach grupy wsparcia dla osamotnionych rodzin. – Łączą je emocje, ale są na różnych etapach poszukiwań – mówi. – Najtrudniej jest, gdy minie ten pierwszy okres ogromnej aktywności. Wtedy łapią się różnych sposobów, analizują billingi rozmów, rozwieszają ulotki i zdjęcia. Nie wiedzą, co robić dalej. Potem jest jeszcze gorzej – można tylko trwać. Rodzice, z którymi rozmawiam, przyznają, że łapczywie wspominają okres, gdy żyli w biegu, gdy wydawało im się, że dogonią dziecko. Teraz kręcą się w kółko. „Oczko tatusia”, ukochana córeczka. Tak mówi Andrzej Wąsik o Iwonce. Rodzicom nie udaje się odciąć od tragedii. Ale mężczyźni radzą sobie lepiej, uciekają w pracę. Za to porządek świata kobiety zostaje całkowicie zburzony. Ból jest nie do zniesienia. Wszędzie, gdzie się pojawiają te kobiety, kolejność jest następująca: najpierw wchodzi rozpacz, potem strzęp człowieka. Ale rodzice czują intuicyjnie, że samooskarżenie odbierze resztki sił. I dlatego rzadko wyrzucają sobie, że coś zaniedbali. Czasami nie wytrzymują ich małżeństwa. W Polsce nikt nie analizował tego zjawiska, ale zapewne jest tak jak w USA. Kobieta chce ciągle o tym mówić, mężczyzna jedynie przeżywać. Poza tym nieobecne dziecko staje się pretekstem do podsumowania związku. Potem jest tylko rozwód. Mama ośmioletniej Oli Bielewskiej (zaginęła w zeszłym roku w podłódzkiej wiosce) mówi publicznie, że po tym strasznym zdarzeniu jej rodzina rozsypała się w drobny mak. Odchodzą też przyjaciele. Nie mogą pomóc, czują się zmęczeni ciągłymi wspomnieniami, boją się też chwil zapomnienia, gdy zaczynają opowiadać o sukcesach swoich dzieci. Ale i rodzice zaginionych wycofują się z kontaktów towarzyskich. Miały one dla nich sens tylko wtedy, gdy służyły poszukiwaniom. – Spotkanie traktują jak zdradę wobec dziecka, każda mile spędzona chwila uważana jest za coś niedopuszczalnego w domu żałoby – wyjaśnia Jolanta Łagodzińska. Jak mówi, najczęściej rodzice „zatrzaskują się w rozpaczy”. Nie znoszą, kiedy ktoś chcąc pocieszyć, tłumaczy: „Ma pani inne dzieci”. To, które znikło, staje się wyjątkowe, nie do zastąpienia. A sytuacja pozostałego rodzeństwa jest podwójnie trudna. Często zepchnięte na drugi plan ma poczucie winy, że żyje. – Tłumaczę dorosłym, że powinni z nimi rozmawiać – mówi Łagodzińska. – Wspominać, nie bronić się przed okazywaniem uczuć. Ewa Iszczyłowicz (ośmioletniej córki nie ma już 3,5 roku) dopiero po pewnym czasie zrozumiała, co przeżył brat Sylwii. Najmłodszy Sebastian spędził tygodnie pośród policjantów, dziennikarzy i rodziny. Potem znienawidził policję i siostrę też, bo go zostawiła. Dopiero po miesiącach zaczął spokojniej mówić o dziewczynce. Małgorzata Wąsik, mama Iwony, jest listonoszem. W domu został brat bliźniak Iwony i starszy 16-latek. Są obiady, mycie okien i porządki. – Tylko przez pierwsze dwa tygodnie nie funkcjonowałam – zaznacza pani Małgorzata. – Teraz pracuję, rozmawiam,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2003, 21/2003

Kategorie: Reportaż