Zagłada na transatlantyku

Zagłada na transatlantyku

Czy SS sprowokowała atak aliantów na flotę więzienną, by uśmiercić więźniów obozu Neuengamme? Ten dramat rozegrał się w momencie, gdy III Rzesza już legła w gruzach, a oni, skazani przez nią na zagładę, mieli podstawy, by sądzić, że wygrali szansę na przeżycie. Było to 3 maja 1945 r. – Hitler już nie żył, Berlin znalazł się pod surowymi rządami komendanta radzieckiego, a kapitulacja Wehrmachtu wydawała się kwestią godzin. Rzecz dotyczy śmierci tysięcy więźniów obozu koncentracyjnego Neuengamme, stłoczonych na pokładzie zamienionego na więzienie transatlantyku „Cap Arcona” i kilku pomniejszych jednostek morskich, wśród nich pasażerskiego statku „Thielbeck” i handlowego „Athen”, zakotwiczonych w Zatoce Lubeckiej w pobliżu portu Neustadt. I to w momencie, gdy wojska brytyjskie zbliżyły się na odległość ledwie kilku-kilkunastu kilometrów, niosąc wolność uwięzionym. W natłoku publikacji i wspomnień związanych z niedawną 60. rocznicą zakończenia II wojny światowej przeoczono niestety jeden z najtragiczniejszych epizodów tamtego czasu. Ostatnie dni istnienia III Rzeszy to czas zacierania śladów zbrodni, pozbywania się ich świadków. Tym nazistom, którzy z własnej inicjatywy tego nie czynią, o obowiązku przypomina przekazany drogą radiową 14 kwietnia 1945 r. rozkaz Heinricha Himmlera: „Żaden więzień obozów koncentracyjnych nie może trafić żywy w ręce wroga”. Trwają niezliczone marsze śmierci nieszczęśników wycofywanych z obszarów zagrożonych wejściem aliantów. Na drogach leżą stosy zwłok zastrzelonych i zakatowanych ludzi. Szybkie postępy aliantów w pewnych sytuacjach utrudniają wykonywanie rozkazu Reichsführera SS. Cóż robią w tej sytuacji władze nazistowskie z więźniami KZ Neuengamme pod Hamburgiem? Na zarekwirowane statki załadowują w końcu kwietnia tysiące swoich ofiar, by „rozwiązać problem”, zatapiając te jednostki razem z jeszcze pozostającymi przy życiu więźniami, bo z godziny na godzinę było ich coraz mniej, umierali bowiem z głodu w nieludzkich warunkach, stłoczeni pod pokładami, skąd nie usuwano zwłok. Esesmani traktowali zamkniętych jak już złożonych do zbiorowej mogiły. Ilu było więźniów, nikt do końca nie stwierdził. Szacuje się, że na największej jednostce, statku pasażerskim o wyporności 27 tys. BRT, „Cap Arcona” (jego nazwę przyjęto dla oznaczania całej więzienne floty) stłoczono początkowo ok. 7,5 tys. więźniów strzeżonych przez blisko tysiącosobową załogę, oddział SS oraz Kiriegsmarine. Na statku „Thielbeck” znajdowało się ok. 3 tys. więźniów, a na „Athen” – ok. 2 tys., łącznie kilkanaście tysięcy. Całością dowodził SS-Hauptsturmführer Klinkenberg, ale zachowano też załogę cywilną z kapitanem „Cap Arcony”, Heinrichem Bertramem, co powodowało spory kompetencyjne: cywile oponowali przeciwko nadmiernemu zagęszczeniu na statkach. Kategorycznie wręcz zaprotestowali, gdy rano 3 maja usiłowano upchnąć pod pokładami jeszcze 2 tys. więźniów z KZ Stutthof. Zniesiono wtedy barki z tymi więźniami na oddalony o 4 km brzeg w pobliżu portu Neustadt. Tam doszło do ich masakry. Zabijali esesmani z eskorty, ale i Niemcy z lądu – marynarze z Kriegsmarine, członkowie Volkssturmu i Hitlerjugend. Wielu więźniów utonęło, skacząc do morza. Wkrótce potem nastąpiła zagłada „Cap Arcony”… Odbywając tego dnia ostatnie loty bojowe nad Bałtykiem, brytyjskie myśliwce bombardujące Typhoon z 2. Grupy RAF odkryły flotyllę więzienną. Piloci nie mieli wątpliwości, że są to jednostki o przeznaczeniu militarnym. Na pokładach widzieli uzbrojonych żołnierzy, a samoloty znalazły się pod ostrzałem niemieckiej artylerii przeciwlotniczej. Dokładnie o godzinie 14.30 Brytyjczycy zaatakowali rakietami. W ciągu kilkunastu minut zatonął „Thielbeck”, a „Cap Arcona”, trafiona kilkudziesięcioma rakietami, zapaliła się na całe j długości i przewróciła na bok, zatapiając większość stłoczonych więźniów. Tych, którym udało się jakoś wydobyć z płonącego, zanurzonego na bok (w tym miejscu głębokość wynosiła 17 m) statku, i tak czekała śmierć. Do brzegu było kilka kilometrów, a zimna woda szybko pozbawiała sił nawet najlepiej pływających, ale wycieńczonych więźniów, a więc tonęli albo dobijali ich esesmani. Ostatecznie uratowało się zaledwie kilkuset. Ponad 8 tys., według najskromniejszych szacunków, poniosło śmierć. Kilka godzin po tym dramacie jednostki brytyjskie wkroczyły do Neustadt. Żołnierze znaleźli na plażach zatoki stosy ciał więźniów wrzucone przez fale, a także zamordowanych przez nazistów już na brzegu. A w księdze raportowej 198. Eskadry Royal Air Force wprowadzono

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2005, 44/2005

Kategorie: Historia