Zagrywki menedżerów

Zagrywki menedżerów

Całkiem dostatnie życie za minimum pięć procent ze sprzedaży futbolistów Jak świat światem, a futbol futbolem nie brakowało ludzi, którzy kręcili się wokół klubów i zawodników. Pomagali, przeszkadzali, zarabiali i… tracili. Nie cieszyli się najlepszą opinią i często traktowano ich jak handlarzy żywym towarem. W pewnym momencie przedstawiciele światowej federacji piłkarskiej (FIFA) postanowili ten całkiem spory bałagan uporządkować. Wprowadzono licencje dla klubów, ujednolicono system transferowy, wreszcie postanowiono zalegalizować działania ludzi mieniących się menedżerami. Wcześniej różnie z tym bywało. Teraz mamy licencjonowanych menedżerów, ale są jeszcze tacy bez licencji – i nie tylko działają, lecz na dodatek mają się dobrze. Ot, taka robota na dziko. Przed laty wyjazdy zagraniczne wzbudzały wiele emocji, kontrowersji i wymagały zgody przedstawicieli władz państwowych. Tajemnicą poliszynela było, iż każdy zawodnik starający się o futbolowe saksy musiał odpalić działkę społecznym(!) działaczom klubowym oraz urzędnikom z resortu sportu. W tamtych czasach znacznie więcej spraw załatwiano pod stołem, w zaciszu gabinetów i bez świadków niż na zielonej murawie w obecności licznej widowni. Było, na szczęście bezpowrotnie minęło… Od wiosny 2002 r. krajowe federacje, w tym oczywiście PZPN, wydają – po zdaniu stosownych egzaminów – specjalne certyfikaty menedżerskie. Zaliczenie egzaminu nie jest ostatnim wymogiem stawianym przez FIFA. Prezydium krajowej federacji zatwierdza wyniki, a kandydaci zobowiązują się do przestrzegania kodeksu etycznego. Ponadto przedstawiają gwarancje bankowe w wysokości 100 tys. franków szwajcarskich lub ubezpieczenie na wspomnianą kwotę. Obecnie 15 polskich menedżerów, którzy zdali egzamin przed komisją PZPN, może wylegitymować się certyfikatami FIFA. W grupie tych, którzy pomyślnie przeszli weryfikację, znalazł się uważany za szarą eminencję naszej piłki Andrzej Placzyński z firmy Sportfive, ale nie prowadzi działalności menedżerskiej. Wyjawił: – Dawno nie przystępowałem do żadnego egzaminu, chciałem jeszcze raz się sprawdzić. Nie było łatwo… Prawdę powiedziawszy, nie mamy się czym pochwalić – należymy do zdecydowanych średniaków. Przoduje Anglia – 211 players’ agents, w ścisłej czołówce są: Hiszpania – 125, Francja – 110 i Niemcy – 92. Na pocieszenie – w USA działa jedynie 13 menedżerów, a w Rosji zaledwie dwóch! Warto przyjrzeć się bliżej poczynaniom kilku naszych ludzi do wszystkiego. Z ich życiorysów wynika jednoznacznie, że menedżerem może zostać właściwie każdy. Weterynarz i rzecznik Chociażby Grzegorz Bednarz – grał w drugoligowej Resovii, a jeszcze niedawno był prezesem tego klubu. Z zawodu biznesmen i… weterynarz, pracuje w branży piekarniczej, lecz jak przyznaje, z samym fachem nie ma nic wspólnego i nie potrafiłby upiec nawet jednego bochenka. Pewne doświadczenia zdobywał przed uzyskaniem licencji – pomagał Jerzemu Kopie transferować do Karpat Lwów bramkarza Macieja Nalepę. Ulokował Wojciecha Kowalewskiego w donieckim Szachtarze, a Macieja Kowalczyka w Arsenale Kijów. Sprowadził Marka Saganowskiego do Legii. Zamierza specjalizować się w rynku wschodnim (przede wszystkim ukraińskim), co nie oznacza, że unika rodzimego. Właśnie w jego grupie są tak znani zawodnicy jak Tomasz Dawidowski i Tomasz Sokołowski z wroneckiej Amiki. Ostatnio zajął się sprawami Kamila Kosowskiego. 42-letni Jarosław Kołakowski jest jednym z najprężniejszych w kraju w swojej branży. Kiedy na początku 2000 r. odszedł z raczej bezbarwnie pełnionej funkcji rzecznika prasowego PZPN, zabrał się za budowę nowoczesnego stadionu z trybunami – wedle jego zapewnień – na 50 tys. miejsc. Doprowadził nawet do powstania Społecznego Komitetu Budowy Stadionu. Rozpoczęto akcję sprzedaży specjalnych cegiełek. Dość szybko wszystko okazało się jakże typowym u nas słomianym ogniem. Wszystko ucichło i do dzisiaj nie wiadomo, czy akcja sprzedaży cegiełek ruszyła, ile zdołano ich rozprowadzić i gdzie się podziały ewentualnie zgromadzone kwoty. Po pewnym czasie Kołakowski pojawił się na piłkarskim rynku w kolejnej nowej roli – menedżera. Jego najbardziej spektakularne transakcje to sprowadzenie Marcina Mięciela do Borussii Mönchengladbach oraz Iraklisu, Radostina Stanewa, Wojciecha Szali i Moussy Yahai do warszawskiej Legii, wreszcie Bartosza Karwana do Herthy. Jednym z najbardziej doświadczonych menedżerów jest Jerzy Kopa, ongiś trener naszych czołowych klubów. Działa głównie na rynkach greckim i tureckim. To on swego

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2003, 31/2003

Kategorie: Sport
Tagi: Ludwik Prus