Zamach na Śniardwy

Zamach na Śniardwy

Przyszła kolej na parcelację ostatniego kawałka Mazur  Na półwysep Szeroki Ostrów nad Śniardwami dostać się nietrudno. Od Zdor prowadzi piaszczysta droga. Nie ma przy niej żadnych szlabanów, zakazów, tablic ograniczających ruch czy informujących o tym, że wjeżdżamy na teren Mazurskiego Parku Krajobrazowego. Na skraju półwyspu, w lesie, rozłożyło się harcerskie obozowisko, tuż za nim działkowicze wkopują słupki pod ogrodzenia, rozjeżdżając kwitnące łąki ciężkim sprzętem. Koniec półwyspu zawłaszczyli dzicy turyści. Grupa młodzieży rozpala ognisko na wysokiej skarpie. Po drugiej stronie drogi, w kotlince, koczują rodziny z gromadami rozkrzyczanych dzieciaków, które na prowizorycznym boisku, w wydeptanej trawie rozgrywają mecz siatkówki. Przy namiotach zaparkowane samochody, ukryte w nadjeziornych chaszczach. Gwar rozmów miesza się z muzyką z tranzystorów. Jakiś mężczyzna w marynarskiej czapce namawia nas do pozostania. Sam biwakuje tu od tygodnia, oczywiście nielegalnie. – Ale kto by się tym przejmował – mówi, machając lekceważąco ręką – tu ludzie miesiącami siedzą i nikt nikogo nie ściga, nie legitymuje i nie płoszy. Kobieta w średnim wieku, rozwieszająca właśnie pranie, twierdzi tak samo. Przyjeżdża na Szeroki Ostrów od czterech lat. Nawet nie chce wnikać, czy to teren parku, czy nie – wcale ją to nie obchodzi. Przebywa tu jakby prawem zasiedzenia. Wokół obozowiska

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 2001, 33/2001

Kategorie: Kraj
Tagi: Helena Leman