W weekend – ćpanie, w poniedziałek – dogorywanie, od wtorku trzeba pracować Ryszard Częstochowski – założyciel bydgoskiego Monaru i terapeuta z 30-letnim doświadczeniem, wychowanek i przyjaciel Marka Kotańskiego Polska (wraz z Holandią) zajmuje I miejsce w Europie w spożyciu ecstasy i II miejsce (po Francji) – marihuany. To fatalnie, że dobiliśmy już do światowej czołówki. Czy raczej ciągle nie jest tak źle? Przecież w Holandii jest ok. 16 mln ludzi, a w Polsce ponad 38 mln, czyli tak naprawdę tej ecstasy i marihuany Polacy aplikują sobie dużo mniej. – Dla wielu zaskakujące jest to, że w Polsce – w kraju, który uchodził za modelowo wręcz uzależniony od alkoholu – młodzież masowo zaczęła przerzucać się na narkotyki i alkohol zaczął spadać na drugie miejsce. Ale przecież zaczęliśmy gonić Europę już dawno, w latach 90. I była to pogoń błyskawiczna, bo – o czym zwykle się nie mówi i nie pisze – narkotyki są u nas bardzo tanie, może nawet najtańsze w Europie. Rozkwit narkomanii był więc nieunikniony. W efekcie marihuana, amfetamina i ecstasy są obecnie trzema topowymi, dobrze zadomowionymi w Polsce narkotykami. Maryśka jest najpopularniejsza. Niepostrzeżenie staliśmy się krajem trawiarskim. Marihuana za ok. 30 zł za gram… – A początkujący może sobie podzielić ten gram na trzy, cztery, pięć działek. Ile to wychodzi za wieczór? Ledwo parę złotych. – Czyli dużo taniej, niż gdyby pić alkohol. A gram amfy, której cena jest podobna, można podzielić nawet na dziesięć ścieżek. I odlot jest jeszcze tańszy. Wychodzi podobnie albo nawet taniej niż piwo kupione w sklepie. Heroina – prawdziwe wrota piekieł Na niską cenę amfetaminy wpływa zapewne fakt, że Polska jest obecnie jej największym europejskim producentem. Heroina jest za to droga – ok. 150 zł za gram… – Heroina jest dziś niepopularna w Polsce. Bo raz, że stosunkowo droga. A dwa – otoczona złą aurą. Ludzie na ogół wiedzą, że to twardy, podstępny narkotyk. I jeszcze wiąże się ze wstrzykiwaniem, a ludzie nie lubią zastrzyków. A po trzecie, jest trudno osiągalna, np. na bydgoskim rynku nie ma heroiny. Dlaczego? – Nie kontroluję rynku dilerskiego, więc mogę tylko powtórzyć, co się mówi w mieście. A mówi się, że obowiązuje niepisany gangsterski zakaz wpuszczania heroiny do Bydgoszczy, ponieważ część dzisiejszej bydgoskiej wierchuszki gangsterskiej kiedyś wpakowała się w heroinę. Spróbowali, myśląc, że oni – silni ludzie – kiedy zechcą, rzucą. I się pomylili. To bardzo silny narkotyk, z którego niezwykle trudno wyjść. Każdemu. Prawdziwe wrota piekieł. I teraz hery nie chcą na terenie, który kontrolują. Specyfika rynku. W Warszawie, Katowicach czy Trójmieście heroina na ulicy jest. A w Poznaniu – z tego, co wiem – też jest trudno osiągalna. A droższa kokaina (ok. 200 zł za gram) ma coraz więcej fanów. – Widać wyraźnie, że Polakom lepiej się powodzi. Bo rośnie grupa konsumentów koki. Zrobiła się taka snobistyczna. Biorą ją prawnicy, biznesmeni, bankierzy, artyści. Słowem – lepsze towarzystwo. Według badań prof. Janusza Czapińskiego, grupą najbardziej zagrożoną narkomanią w Polsce są młodzi mężczyźni poniżej 24. roku życia, mieszkańcy dużych miast. Dlaczego właśnie oni? – Tak, obserwuję to w naszych grupach terapeutycznych: sami młodzi mężczyźni, czasem zdarzy się kobieta. Dlaczego? Powodów jest pewnie – jak zwykle – wiele. Wśród młodych mężczyzn na pewno jest większe wspólne nakręcanie się do brania. Kiedy chłopak wchodzi w szkolne, studenckie czy kibolskie środowisko, nie może odstawać od grupy. Dostosowuje się. Jak palą trawkę, to wszyscy. Przerzucają się na amfę – też wszyscy. U dziewczyn nie ma takiego namawiania: Zapal ze mną! Czy: Ze mną nie zapalisz? Pod tym względem jest mniejsza presja. Poza tym dziewczyny w Polsce bardziej stronią od narkotyków. Są rozsądniejsze. Prędzej wypiją jakiegoś drinka, niż wezmą narkotyk. Kotan dawał siłę innym Podobnie było, kiedy pan zaczął brać narkotyki w latach 70.? – Było więcej dziewczyn, ale to też było inne środowisko. Inne narkotyki. Początki brania też były inne. Tamta pierwsza, wielka fala narkomanii w Polsce zaczęła się od ruchu hipisowskiego, który w szarej, zabetonowanej Polsce








