W niektórych szkołach nabór na pierwszy rok spadł nawet o 80%. Nadchodzi czas okrutnej rywalizacji. Kto przetrwa bezwzględną walkę o studentów? W ostatnim 20-leciu sektor szkolnictwa wyższego był jednym z najprężniej rozwijających się rynków w Polsce. Szkoły wyrastały jak grzyby po deszczu, studentów przybywało lawinowo, a kolejne rządy chwaliły się rosnącym wskaźnikiem skolaryzacji. Jednak każda dobra passa musi się kiedyś skończyć. Zapowiadaliśmy to już od lat, a teraz owa zapowiedź staje się faktem. Szkoły wyższe, zwłaszcza niepubliczne, coraz silniej odczuwają skutki niżu demograficznego. Jeszcze przed rokiem młodzieży w wieku 19-24 lata było 3,6 mln, dziś ok. 3,3 mln, a do 2015 r. ta liczba zmniejszy się o kolejne 500 tys. Coraz więcej młodych ludzi korzysta z możliwości zdobywania edukacji za granicą. Odpadła też charakterystyczna grupa wiecznych studentów – mężczyzn szukających na studiach ucieczki przed wojskiem. Uczelnie za wszelką cenę starają się pozyskać nowych kandydatów, ale jest im coraz trudniej. Tegoroczna rekrutacja pokazuje to bezwzględnie – w niektórych szkołach nabór na pierwszy rok spadł nawet o 80%. Nadchodzi czas okrutnej rywalizacji. Kto wygra w trudnym starciu? Słaby nabór „Rekrutacja trwa!!! Są jeszcze wolne miejsca na wszystkie kierunki studiów”, „10-procentowa zniżka w czesnym na pierwszy rok studiów dla osób, które zarejestrowały się i złożyły dokumenty do końca września 2010 r.”, kuszą ulotki i strony internetowe uczelni. Niemal wszystkie szkoły niepubliczne przedłużają termin ostatecznego zamknięcia naboru. Nie tłumaczą się ze swojej decyzji lub wręcz sugerują, że została ona podjęta ze względu na „duże zainteresowanie studiami I i II stopnia”, jednak nietrudno się domyślić, że podejmą wszelkie kroki, aby pozyskać jeszcze choć kilka osób do wątłej tegorocznej rekrutacji. Kuszą brakiem wpisowego, gratisami: darmowymi karnetami na zajęcia sportowe, podręcznikami, laptopami, a nawet oferują części studentów pierwszy rok za darmo. W istniejącej sytuacji siły musiały zebrać także uczelnie państwowe. Mają one wprawdzie bardzo mocny atut – bezpłatne studia stacjonarne – ale coraz częściej muszą konkurować z nowoczesnymi, rozwijającymi się prężnie szkołami niepublicznymi w zakresie studiów niestacjonarnych. Na razie konkurują bardzo skutecznie. Już w ubiegłym roku liczba przyjętych na uczelnie niepubliczne zmniejszyła się o 33 tys., podczas gdy liczba osób przyjętych na uczelnie państwowe wzrosła o ok. 17 tys. Tegoroczny nabór wciąż trwa i widać, że szkoły państwowe nie ustępują pola. Prowadzą silne kampanie reklamowe, otwierają nowe kierunki i specjalności (choćby na Uniwersytecie Warszawskim wystartowała m.in. biotechnologia medyczna czy prowadzona w języku angielskim Philosophy of Being, Cognition and Value). Każdy student stanowi wartość, bo idzie za nim dofinansowanie państwa. I o to dofinansowanie, które stawia szkoły niepubliczne na przegranej pozycji, mają do resortu edukacji pretensje przedstawiciele szkół niepublicznych. Hubert Zalewski, prezes Międzyuczelnianego Ogólnopolskiego Niezależnego Stowarzyszenia Studentów Uczelni Niepublicznych, przypomina, że ta dyskusja trwa od lat. – Tylko ustanowienie współfinansowania przez państwo i ograniczenie czesnego pozwoli na zrównanie dostępu do szkół publicznych i niepublicznych i wprowadzi realną konkurencję między uczelniami. Dziś nie wszystkie uczelnie publiczne mają wysoki poziom, ale przyciągają tym, że są bezpłatne. Na uczelniach niepublicznych słuchacze studiów dziennych stanowią dziś zdecydowaną mniejszość. Tylko nieliczni mogą bowiem pozwolić sobie na studiowanie w pełnym wymiarze godzin bez posiadania stałej pracy. Prawdziwa konkurencja to zatem studia niestacjonarne. I tu walka między uczelniami publicznymi i niepublicznymi jest ostra. Prof. Paweł Bożyk, wieloletni rektor Wyższej Szkoły Ekonomiczno-Informatycznej, zapowiada, że kryzysu nie przetrwa nawet połowa uczelni niepublicznych. – Przedsmak problemów pojawił się już rok, dwa lata temu, teraz zaczynają one rozwijać się w pełni. Niektórzy przedstawiciele uczelni niepublicznych twierdzą, że polityka Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego rzuca im kłody pod nogi. Minister Barbarze Kudryckiej, na początku kadencji uważanej za sprzymierzeńca szkół niepublicznych, dziś zarzucają odwrotną tendencję. – Szkolnictwo wyższe wymaga kompleksowej, stopniowej reformy obejmującej cały system. Jednak to środowisko jest konserwatywne i będzie broniło swojej pozycji – tłumaczy prof. Adam Koseski, rektor Akademii
Tagi:
Agata Grabau









