Zapiski z Tuskulandu

Zapiski z Tuskulandu

Polityka okiem satyryka Strategia Pawlaka Wicepremier Waldemar Pawlak powiedział, że jeżeli ktoś chce dożyć szczęśliwej starości, to nie powinien liczyć na ZUS, tylko na własne oszczędności lub własne dzieci. A ponieważ jest drugi na liście osób najbardziej godnych zaufania w naszym kraju, postanowiłem, że i ja mu zaufam. Akurat tak się złożyło, że jestem w wieku emerytalnym i też chcę dożyć szczęśliwej starości, wybrałem się więc w odwiedziny do moich pociech. Najpierw do córki. – Pomożesz mi? – zapytałem, wyjaśniając, jaki mam problem. – Tato, chętnie bym ci pomogła, ale w kwietniu rodzę i muszę najpierw uzbierać na wózek. – Rozumiem. Pogłaskałem ją po brzuszku i poszedłem pogadać z synami. Zacząłem od najstarszego. – Chcę, żebyś mi pomógł. – A co się stało? – Jestem emerytem. – A ja bezrobotnym. – Z twoim wykształceniem? – A jest po historii i politologii. – Niestety, tato, mój problem polega na tym, że uważam powstanie warszawskie za niepotrzebny zryw, a to, co się stało pod Smoleńskiem, za niepotrzebną katastrofę. – Z taką oceną historii to ty rzeczywiście pracy nie znajdziesz. – Dzięki za pocieszenie. Zapukałem do młodszego z taką samą propozycją. – Ojciec, jak mam ci pomagać? Na etacie w teatrze mam niecały 1300 zł miesięcznie. – To rzeczywiście tak, jakbyś sam już był na emeryturze. – Dzięki za komplement. Do najmłodszego zatelefonowałem. – Nie mogę, kończę studia. – A co będziesz robić, kiedy skończysz? – Jeżeli dołożysz mi do skutera, to będę rozwoził pizzę. Dzieci skreśliłem. Muszę liczyć na własne oszczędności i włożyć je na lokaty długoterminowe, pomyślałem po lekturze artykułu „Oszczędzajcie dłużej, bo banki stracą dech”. Zrozumiałem, że to by było gorzej dla kraju, niż gdybym ja przestał dychać. Wyciągnąłem spod siennika schowane w skarpecie tysiąc złotych i z tym bogactwem udałem się do banku. – Jeżeli ulokuję u was pieniądze, to jaki otrzymam procent? – Bardzo wysoki. 5% minus podatek Belki i nasza prowizja. Pod pretekstem, że chce mi się siku, wyszedłem na ulicę i zacząłem liczyć. Od tysiąca złotych zysk to pięć dych, podatek Belki plus prowizja banku dycha, a więc mam tylko 40, ale zaraz, zaraz, jest jeszcze inflacja w tym roku 3,5%, ale te liczy się od tysiąca, a nie od pięciu dych, więc tracimy jeszcze 35… Czyli zostaje mi piątka. To tyle, co na autobus. To kto tu ma zysk? Bank, minister finansów i Marek Kondrat. Przełożyłem kasę do drugiej skarpety i schowałem pod materac. PS Grecja dostała pomoc z Unii i natychmiast przysłano mi żart: Do baru wchodzą Hiszpan, Włoch i Grek. Włoch mówi: – Stawiam wszystkim! – Kto płaci? – pyta Hiszpan. Na to Grek: – Niemiec. I GUS z nim 19.03.2012 Czytam, że 67 lat to właściwie nie jest już aktualny wiek, kiedy będziemy przechodzić na emeryturę. Jest nieaktualny, ponieważ GUS, który zakładał, że do roku 2027 ludność naszego kraju skurczy się o jeden milion dusz, dowiedział się z własnych badań, że liczbę obywateli, którą mieliśmy posiadać na stanie za lat 15, osiągnęliśmy już w ubiegłym roku. Brakujący milion wyemigrował, przebywa za granicą dłużej niż rok, więc wygląda, że się tam zadomowił i nie ma żadnego powodu, żeby tu wracać. Powstało kilka wariantów rozwiązania tej zaskakującej sytuacji, o której wszyscy wiedzieli, bo wystarczy mieć gołe oko i niepotrzebne wtedy liczydła. Warianty są takie: albo uratuje nas gaz łupkowy, jeśli go znajdziemy, albo będziemy pracować do 85. roku życia, ewentualnie do momentu, kiedy jeszcze będziemy pamiętać, że pracujemy, albo będziemy pracować do śmierci, a emeryturę otrzymamy po przedstawieniu własnego aktu zgonu. W ostateczności jest jeszcze jeden wariant, ale podobno kontrowersyjny, tak uważają nawet w rządzie – za tego, który umrze przed 67. rokiem życia, składki, aż do osiągnięcia pożądanego wieku, płacić będzie rodzina. 20.03.2012 Dzień zapowiadał się pięknie. Pan minister Graś spotkał się przed południem z dziennikarzami i powiedział, że o godzinie 14 na wspólnej konferencji koalicjantów wydarzy się coś ważnego. Po godzinie 14 jeden koalicjant, ten bardziej milczący, powiedział, że nie wydarzyło się nic, o czym można mówić, a ten drugi, zazwyczaj gadający, nie odezwał się do nikogo. Sytuacja pana premiera w tym dniu przypomniała mi dowcip o tym, jak to przy stole operacyjnym odzywa się pielęgniarka: –

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2015, 29/2015

Kategorie: Książki