Zaraz zacznie się polityczna jatka – Rozmowa z prof. Januszem Czapińskim

Zaraz zacznie się polityczna jatka – Rozmowa z prof. Januszem Czapińskim

Polacy wrócą po dwóch tygodniach do oglądania kłótni między politykami i znowu będą się koncentrować na kolorze krawata albo na tym, czy ktoś przyniósł świński ryj – Rozmawialiśmy pięć lat temu, po śmierci Jana Pawła II, w momencie gigantycznej żałoby narodowej. Mówił pan wówczas, że ta żałoba będzie trwała krótko, że za chwilę wzniosły nastrój opadnie i Polacy wrócą do dawnych przyzwyczajeń. Czy tak będzie i teraz? – Rozmawiamy w piątym dniu od katastrofy. I ten polski szatan, takiej wściekłości politycznej, tych nie do przełamania, absurdalnych, bo małostkowych podziałów, już daje o sobie znać. Wyraźnie to odczuwam. – Żałoba trwa, a już się kłócą. – Miliony Polaków tkwią w nastroju bogoojczyźnianym, bo to w tym wymiarze jest odbierane. Jako cios w naród. Że naród, który tyle razy w historii cierpiał niesprawiedliwie, znów otrzymał uderzenie. A jeśli chodzi o kondycję wewnętrzną polskiego społeczeństwa, to jak była ona marna pięć lat temu i na chwilę trochę pojaśniała, tak jest i obecnie. I też tylko krótko obserwujemy taki meteoryt dobrych uczuć. – Setki tysięcy ludzi uczestniczy w uroczystościach, przyjeżdża pod Pałac Prezydencki, stoi w kilometrowych kolejkach, żeby oddać hołd. Co powoduje, że oni tam idą? – Coś, co kiedyś nazwałem głodem wspólnoty. Człowiek, niezależnie od tego, w jakim kraju żyje i pod jaką szerokością, jest istotą społeczną i bez identyfikacji z jakąś szerszą grupą czuje się nieswojo. Nie jest w stanie sam się zdefiniować. – Musi mieć punkt odniesienia. – Polacy mają dwa takie punkty. Pierwszym jest rodzina, ale to za wąska grupa, żeby ją uznać za źródło budujące tożsamość społeczną. Drugim punktem odniesienia jest naród. I tego typu zdarzenie jak obecne, podobnie jak śmierć papieża Polaka, jest okazją, żeby podkreślić swój silny emocjonalny związek z narodem. Naród został ugodzony. Więc idę i manifestuję swoje gorące uczucia, nie godzę się z tym, co naród spotkało. – Niektórzy manifestują w trochę egzaltowany sposób… – Jak ktoś nie jest do końca pewien, czy ma rację, to z przytupem i bardzo głośno dowodzi, że tę rację ma. Polacy mają w sobie pewną dozę niepewności, kim są, więc gotowi są przy takich okazjach podkreślać, że są właśnie tymi wspaniałymi Polakami. Że kochają ojczyznę. Robią to z emfazą. Jesteśmy razem. I co z tego? – Więc stoi Polak obok Polaka. – Tam jest atmosfera bardzo przyjazna, nie widać tej typowej polskiej nieufności. Ale tylko dzięki temu, że wszyscy przyjmują jako oczywiste, że inni, którzy są obok, mają ten sam stan duszy. W związku z tym można wszystkim dookoła zaufać. To tak jak w okresie powstawania pierwszej „Solidarności”. Tak samo było pięć lat temu – wszystkim, którzy pojawiali się na ulicach miast i zapalali znicze, można było zaufać, ponieważ było wiadomo, że w tym momencie w sercach mieli dokładnie to samo. Przeżywali takie same emocje. – Ale przez chwilę… – Gdy emocje się wypalą, a dynamika emocji jest taka, że muszą kiedyś wygasnąć, to wracamy do starych nastawień. Wówczas ten bliźni, z którym w komitywie ten znicz zapalałem, staje się kimś, kim kierują złe intencje. Dalej już razem nie będziemy. – Pamięć wspólnego uczestnictwa w wielkim wydarzeniu nie odciśnie się? Nie będzie poczucia wspólnoty, że oto staliśmy razem? Politycy i publicyści PiS nie ukrywają, że na coś takiego liczą. – Nic z tego. W ogóle nie ma mowy o jakiejkolwiek zmianie poglądów. Te wszystkie uroczystości niczego gruntownie w nastawieniu Polaków do państwa, do jego instytucji, do polityków nie zmienią. Dlatego że wszystko, czego dzisiaj doświadczamy, jest podporządkowane emocjom, a nie jakimś wyraźnie wyrobionym, podlegającym teraz zmianie przekonaniom. Polacy wrócą po dwóch tygodniach do oglądania kłótni między politykami i znowu będą się koncentrować na kolorze krawata albo na tym, czy ktoś przyniósł świński ryj. – Jest ciekawe, że polityk, który miał 20-25% poparcia, mówię o Lechu Kaczyńskim, i na 90% przegrałby najbliższe wybory, teraz urasta do rangi herosa, wielkiego męża stanu. – Tylko w opinii niektórych swoich zwolenników urasta do roli takiego świeckiego świętego. Myślę, że Polacy swego zdania na temat jakości jego prezydentury nie zmienili. Ale Polacy nie opłakują teraz prezydenta Kaczyńskiego. Polacy opłakują Głowę Państwa. To co innego znaczy.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 16/2010, 2010

Kategorie: Wywiady