Zaskoczymy publiczność

Zaskoczymy publiczność

Po rolach komediowych podnosimy sobie i widzom poprzeczkę Weronika Marczuk-Pazura i Cezary Pazura – Czy jest coś gorszego od wolności, z którą nie wiadomo, co zrobić? Cezary Pazura: – Oto jest pytanie! Pytanie dramatyczne i niezwykle aktualne. Pytanie, które można zadawać w każdym czasie i w każdym miejscu. Być może, my wszyscy powinniśmy je sobie zadawać tu i teraz, ale zrobił to już 76 lat temu polski pisarz, malarz, filozof, fotografik, światowej klasy polski artysta, Stanisław Ignacy Witkiewicz. Zacytowałaś to pytanie in extenso z „Nienasycenia” – genialnej powieści, która pełna jest pytań ważnych, prowokacyjnych i prowokujących do myślenia. – Pytania są… A kto ma udzielić odpowiedzi? Weronika Marczuk-Pazura: – Pytania są w książkach, a książki leżą zakurzone w bibliotekach i sięga po nie, niestety, coraz mniej ludzi. Dlatego właśnie warto wykorzystywać nowe media, by te pytania zadawać. A mądre pytania czasami są ważniejsze od odpowiedzi! – Na ekrany wszedł wasz najnowszy film – „Nienasycenie”, który narobił sporo dobrego zamieszania wśród krytyków i publiczności. To zaskakujące, że zrealizowaliście film według książki Stanisława Ignacego Witkiewicza. CP: – Sensem wszelkich działań artystycznych jest zaskakiwanie publiczności. A dla aktora bardzo często sensem pracy jest zaskakiwanie samego siebie, odkrywanie w sobie nowych możliwości, nowych sfer wrażliwości. – Ale Witkacy chyba jednak nie jest kontynuacją filmowych zainteresowań? CP: – Skąd ta pewność? Właściwie nigdy nikt mnie nie pytał o moje zainteresowania. Wszyscy koncentrują się na mojej popularności, na serialach i sitcomach. I dlatego może się wydawać, że wszyscy znają mnie na wylot, bo często widzą mnie na ekranie i mogą dowolnie oceniać. A ja uważam, że po to zdobyłem kredyt zaufania u publiczności, po to gram w „13. Posterunku” i po to zrealizowałem kilkadziesiąt innych filmów, by w końcu wykorzystać ten bezcenny kredyt na inne zadanie. Chciałem podnieść sobie i widzom poprzeczkę. – Niektórzy twierdzą, że Witkacy nawet jak na współczesną Polskę bywa zbyt śmiały, ale zdecydowana większość recenzentów podkreśla artystyczne walory filmu. Czy współczesna Polska jest pruderyjna? WMP: – Raczej umiarkowanie. Oglądając kolejne reality show i różne inne programy telewizyjne, czytając ogłoszenia w gazetach i Internecie, można stwierdzić, że nie! Natomiast, jak widać, nie do każdego się stosuje te same zasady oceniania. Jednych się chwali za odwagę, a drugich gani za zbytnią śmiałość. A że Witkacy jest zbyt śmiały? – to wydawało się oczywiste już w 1927 r. Wtedy właśnie przewidział, co się wydarzy na świecie w 1997 r. CP: – A najbardziej przerażające jest to, że właściwie się nie mylił – profetyczny panmongolizm Witkiewicza wystarczy zamienić na inny, jakiś nowy „izm”: totalitaryzm, fundamentalizm, globalizm itp. Nasz świat jest niezwykle bliski wizji Witkacego – jest i śmieszny, i tragiczny, pełen zwątpienia, ale i przejawów niezwykłej wiary w człowieka, wulgarny i wzniosły zarazem. Czujemy, że jesteśmy blisko katastrofy i uciekamy w dekadencję i różnego typu wewnętrzne emigracje. – Czy to ta zdumiewająca aktualność wizji Witkacego była głównym powodem powstania filmu? CP: – Kilka lat temu Wiktor Grodecki przyjechał z Ameryki do Polski z gotowym scenariuszem „Nienasycenia”. Chciał szukać pieniędzy na realizację swojego filmu w ojczyźnie Witkacego, sądząc, że tu najprędzej znajdzie kapitał dla swojego projektu. Zaproponował mi rolę Kocmołuchowicza. Przyjąłem ją z radością. Scenariusz wielu osobom bardzo się podobał, kilku producentów zabierało się za realizację. Ale po roku starań Wiktora okazało się jednak, że wyjeżdża z Polski bez rezultatu. – Ale trafił też na was. CP: – On na nas, a my na niego! Dotknęło mnie to bardzo, że w moim kraju, gdzie tyle się mówi o braku ambitnego kina, nie zrealizuje się dzieła autora, który otworzył nasz zaścianek na nowoczesność, na współczesną sztukę, autora, którego fascynowało kino i który powinien być w tym kinie obecny. Powiedziałem: zaraz, zaraz, mamy firmę producencką, spróbujmy! WMP: – Dziś film jest i to jest nasze wielkie szczęście. Ale i nasza wielka zagadka, bo trafiliśmy na niespodziewane trudności. Oczekujemy rzeczowej dyskusji, analizy filmu, twórczości Witkacego. Tymczasem na pierwszym pokazie w ramach festiwalu w Gdyni usłyszeliśmy dziwne pytania: a po co w ogóle robić Witkacego? A czemu gra Pazura? A czemu reżyseruje jakiś tam Grodecki? A po co kręcić na Litwie?

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2003, 49/2003

Kategorie: Kultura