Rezerwiści w Iraku nie wykonali rozkazu. Za bunt żołnierzom z 343. Kompanii Kwatermistrzowskiej grożą drakońskie kary Korespondencja z Nowego Jorku Temat wojny irackiej w kampanii prezydenckiej wyszedł poza rozważania polityczne, czy była ona uzasadniona i potrzebna. Padają obecnie pytania, czy jest prowadzona profesjonalnie i co tak naprawdę tam się dzieje. Niektóre doniesienia z Iraku przypominają opowieści dobrego wojaka Szwejka. Oczywistym impulsem nowych tonów debaty jest głośna już odmowa wykonania rozkazu przez pluton transportowy 343. Kompanii Kwatermistrzowskiej. Konwój, którego nie było Kiedy w Południowej Karolinie telefon dzwoni o piątej rano, nie może to oznaczać nic dobrego. Biegnąc do telefonu, Patricia McCook wpadła na stolik. Złapała słuchawkę. To był mąż. Najpierw pomyślała, że zwariował. „Zamknęli mnie. Trzymają pod bronią. Przeczytali mi moje prawa. Siedzę!”. Podejrzenie o obłęd było o tyle uzasadnione, że do tej pory to mąż sadzał. Sierż. Larry O. McCook na co dzień jest zastępcą szefa aresztu powiatu Hinds w Rocky Hill. Teresa Hill z Dothan w Alabamie też nie wierzyła własnym uszom. Ona nie zdążyła dobiec i podnieść słuchawki, nim umilkł ostatni dzwonek. Usłyszała jednak nagranie. Dzwoniła córka Amber McClenny. Teresa oprzytomniała natychmiast. „Mamo, to ja. To wielkie, naprawdę wielkie niebezpieczeństwo. Potrzebujemy pomocy. Zrób coś. Trzeba zrobić z tego piekło…”. W alabamskim Quinton sierżanta Marines Ricky’ego Shealeya zbudził syn Scott. A sierż. szt. Michael Buttler wyrwał ze snu żonę Jackie w Jackson w Missisipi. Takich telefonów było 19. Wszystkie połączenia były z Tallil w Iraku, gdzie stacjonuje Army Reserve 343 Quartermaster Company, kompania kwatermistrzowska rezerwy. Dzwonili żołnierze jej plutonu transportowego. Zostali otoczeni w koszarowym baraku przez uzbrojony oddział żandarmerii i dowiedzieli się, że są zatrzymani. Potem umieszczono ich pod strażą w namiotach. Był czwartek, 14 października br. Przyczyną zatrzymania okazała się odmowa wykonania polecenia udania się do odległego o 354 km Tadżi z transportem paliwa lotniczego. Bunt w warunkach wojennych – taka była pierwsza diagnoza choroby. Szok. Misja samobójcza? Oczywiście, inna była wersja zatrzymanych. Określenia „misja samobójcza” po raz pierwszy użyła Nadine Stratford, matka chrzestna 20-letniego żołnierza Colina Durhama, z Rock Hill. Ta ożywiająca wyobraźnię metafora zrobiła karierę medialną. Rock Hill w Południowej Karolinie jest miejscem stacjonowania 343. Kompanii Kwatermistrzowskiej. Jest to jednostka rezerwy pełniąca przede wszystkim funkcje zaopatrzeniowe. Na wyposażeniu ma potężne ciężarówki przystosowane do transportu cystern z wodą lub paliwem. Od początku wojny irackiej jednostka tym właśnie się zajmuje. W warunkach wojennych są to zadania podstawowe. Dzwoniąc do matki, Amber McClenny krzyczała, że chciano wysłać konwój zdezelowanych, nieuzbrojonych pojazdów bez obstawy, prosto w ręce wroga. „Oni wiedzieli, że jest 99% pewności, że dostaniemy się w zasadzkę, pod ogień. Wiedzieli, że nie mamy szansy na obronę”, powtarzała. Prosiła o interwencję u kongresmenów. Pikanterii całej sytuacji dodawał inny fakt. 10 października br. pluton został wysłany z paliwem. Trzem cysternom towarzyszyło kilka hummerów i dwa helikoptery. W półtora dnia dotarli do jednostki. Zgodnie z praktyką pobrano próbki przywiezionego paliwa. Okazało się, że jest zanieczyszczone wodą i nie nadaje się do użytku. Cały konwój odesłano z powrotem. Żołnierze klęli. Po drodze byli ostrzeliwani. Dotarli do bazy 13 października wieczorem. Ku ogólnemu zdziwieniu polecono im pozostawić paliwo w zbiornikach. Zakomunikowano, że o świcie… powiozą je do Tadżi, do innej jednostki. Tego już było dla plutonu za wiele. „Powiedziałem wtedy kolegom, że nie będę wiózł do innej jednostki zakwestionowanego, brudnego paliwa, które może kosztować życie ludzi”, opowiadał przez komórkę dziadkowi Harry’emu Caseyowi, wojskowy szofer Justin Rogers. To była iskra zapłonowa. Rano okazało się jeszcze, że pluton nie dostanie eskorty, choć wyjeżdża w teren o znacznie silniejszej aktywności arabskich buntowników. Żołnierze odmówili wykonania rozkazu. Reakcją dowódcy kompanii był telefon po żandarmerię. Zbuntowany pluton został zastąpiony innym. Konwój wyjechał z bazy w innej obsadzie. „Clarion-Ledger” i cały świat Nim buntowników odizolowano w namiotach, zdążyli obdzwonić rodziny w Alabamie, Kentucky, Północnej i Południowej Karolinie i Missisipi. Te ruszyły do mediów i swoich reprezentantów w Kongresie.
Tagi:
Waldemar Piasecki