Zdrada komandora Kłoczkowskiego

Zdrada komandora Kłoczkowskiego

Dowódca ORP Orzeł był zniechęcony, rozkapryszony mówił o bezcelowej wojnie – miał wyraźnego pietra   ORP Orzeł – polski okręt podwodny, zbudowany w stoczni De Schelde w Holandii, ze środków pochodzących w części ze składek społeczeństwa, przeznaczonych na Fundusz Obrony Morskiej. Wodowany w 1938 r. Według specyfikacji zamówienia, okręt miał mieć możliwość zanurzania na głębokość 80 m, podczas testów jednak osiągnięto głębokość 100 m. W składzie Dywizjonu Okrętów Podwodnych, „Orzeł” brał udział w początkowym okresie obrony Wybrzeża, następnie internowany w stolicy Estonii, skąd zdołał zbiec i przedrzeć się do Wielkiej Brytanii. Zaginął wraz z całą załogą podczas patrolu na przełomie maja i czerwca 1940 r.   Zatoka Gdańska, niedaleko Półwyspu Helskiego   Orzeł stał w półzanurzeniu, tak że tylko kiosk i zadarty dziób wystawały nad powierzchnię morza. Na pomoście kilku oficerów z Kłoczkowskim i Grudzińskim prowadziło cichą dyskusję. Komandor odzywał się tylko sporadycznie, półsłówkami i raczej studził rozpalone głowy młodszych kolegów. Kogoś znającego Kłoczkowskiego długo i dobrze mogła zastanowić ta jego postawa. Pewne niepokojące objawy spostrzeżono już wczesną wiosną 1939 r. Wówczas rzucało się w oczy jego zrozumienie dla polityki Adolfa Hitlera. Latem, tuż przed wybuchem wojny, tę zmianę zauważyli Eugeniusz Pławski i jego żona. „Co się stało z tym Kłoczem?”, spytała retorycznie, gdy tylko zamknęły się za nim drzwi. Pławski nie odpowiadał. Dla niego postawa Kłoczkowskiego mogła być osobistą porażką. Oczarowany swojego czasu Kłoczkowskim przyznawał: „faworyzowałem i poparłem mianowanie go dowódcą, gdyż był zdolny i dosłownie zakochany w okrętach podwodnych, torpedach, elektryczności itp. […] przez trzy i pół roku dowodziłem dywizjonem i nigdy nie zawiodłem się na tym człowieku, który miał również zdolności wynalazcze i organizacyjne”. Zupełnie niespodziewanie w sąsiedztwie zakipiała woda, Kłoczkowski, Grudziński i kilku innych oficerów zwróciło wzrok w tamtą stronę, by zobaczyć wynurzający się kiosk z wymalowaną wielką literą „W”. Bogusław Krawczyk pierwszy stanął na pomoście. Za nim po metalowej drabince wspiął się Karnicki, gdzieś obok nich zamajaczyła sylwetka Romanowskiego. W końcu przyszła kolej na niższych stopniem. Marynarze objęli stanowiska, obserwując wyznaczone im sektory. W pewnej chwili usłyszeli podniesiony głos Kłoczkowskiego: „Ja w tym bajorku dłużej siedzieć nie będę”. Potem komandor mówił o ofensywie niemieckiej na Polskę, o bombardowaniu Pucka i o śmierci komandora porucznika Edwarda Szystowskiego. Krawczyk nie oparł się wrażeniu, że „moralna strona Kłocza była do niczego. Dowódca Orła był zniechęcony, rozkapryszony mówił o bezcelowej wojnie – czyli że zdradzał wyraźnego pietra”. Krawczyk zbył milczeniem te uwagi, szybko przechodząc do innej kwestii: – „W razie czego wieję do Anglii, a ty? […] – Ja jeszcze nie wiem”. Na koniec mówiący niczym maszynka Kłoczkowski dorzucił: – Uważajcie, brak ci doświadczenia i masz słabych oficerów. ORP Orzeł powoli oddalał się w ciemności nocy, „a nam słowa Kłocza dźwięczały w uszach”. Minęła zaledwie dziesiąta wieczorem, noc była jeszcze młoda, tak że kapitan Krawczyk miał sporo czasu na przewietrzenie okrętu i ładowanie akumulatorów oraz na odpoczynek po całym dniu podwodnych manewrów, czuwania i ucieczki przez zbliżającymi się z każdej strony samolotami i ścigaczami. Nie tak wyobrażali sobie wojnę, „nie wyglądała tak romantycznie, jak przed paru jeszcze dniami. Nie topimy niemieckich krążowników i z chwałą, i z triumfem nie wracamy do Gdyni po zapas nowych torped. Leżymy na dnie jak szczury w pułapce i nie śmiemy nawet oddychać głośno. Jedna bomba celnie rzucona wystarczy, abyśmy przestali oddychać”. (…) Tallin, 15 września 1939 roku (…) Estończycy nie byli zachwyceni wizytą Orła. Owszem, zgodzili się na wpłynięcie okrętu do portu. Zabrali również zepsute elementy sprężarki do naprawy. Ale jeszcze nocą do burty Orła podpłynęła motorówka obsadzona marynarzami, którzy bez ostrzeżenia przeskakiwali na balasty okrętu. Spadli jednak, kiedy Kłoczkowski nakazał ruszyć naprzód. Jednocześnie artylerzyści obsadzili działo, co było wskazane, ponieważ na redzie zatrzymała się estońska kanonierka Laine. Incydent zakończył się wyławianiem marynarzy z wody i rozmową komandora Kłoczkowskiego z estońskim oficerem. Obaj zamknęli się w kabinie dowódcy i rozmawiali bez świadków prawdopodobnie po rosyjsku. Czy tematem było

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2013, 41/2013

Kategorie: Historia