Gdyby wyniki polskich cukrowni były dobre, nie mówilibyśmy o restrukturyzacji, zwolnieniach z pracy, ograniczaniu produkcji Józef Woźniakowski, wiceminister skarbu państwa – Czy przemysł cukrowniczy w Polsce ma przyszłość? Wciąż rośnie biała góra, z którą nie bardzo jest co zrobić. – Badania specjalistów wykazują, że zakłady należące do spółki Polski Cukier mogą osiągnąć 16-procentową rentowność, a to chyba nieźle. Ale żeby do tego doszło, trzeba je zrestrukturyzować. Wtedy ta nadwyżka, wynosząca dziś ok. 250 tys. ton, zostanie zagospodarowana. – Zrestrukturyzować, czyli zostawić tylko kilkanaście z 74 czynnych obecnie cukrowni. W Polskim Cukrze będzie od siedmiu do dziesięciu, no i kilka w rękach inwestorów zagranicznych? – Program restrukturyzacji budzi emocje, czemu nie należy się dziwić, bo sytuacje są trudne. Przykładem może być cukrownia Leśmierz pod Łęczycą, w której pracował mój dziadek. Jeśli zamknie się cukrownię, przestanie istnieć cała osada. Niestety, wszystkie wskaźniki ekonomiczne pokazują, że tę cukrownię należy wyłączyć. To jest oczywiście dramat, decydenci mogą wydać wyrok śmierci na miejscowość. Gdyby jednak wyniki polskich cukrowni były dobre, nie mówilibyśmy o restrukturyzacji, zwolnieniach z pracy i ograniczaniu produkcji. To konieczne, żeby konkurować z mocnymi koncernami niemieckimi, francuskimi i brytyjskimi, które decydują o kształcie rynku cukru w Europie. Nierentowne cukrownie trzeba likwidować. – Co to znaczy „nierentowne”? W jednym czy drugim roku może przecież przydarzyć się gorszy wynik. – Tu nie chodzi o jednorazowy wynik, lecz o cały szereg uwarunkowań. Stary park maszynowy, duże zatrudnienie, niska wydajność, niespełnianie warunków ekologicznych. Względy ekonomiczne określają, jak długo powinna trwać kampania cukrownicza, ile osób powinny zatrudniać poszczególne zakłady, jaka ma być ich wydajność. Teoretycznie wszyscy mają świadomość, że polskie cukrownie powinny pracować efektywnie. Stale jednak pojawiają się głosy obrońców lokalnych interesów: „Dlaczego zamykacie cukrownię akurat na moim terenie?”. Ano dlatego, że – powtarzam – w cukrowniach nierentownych produkcję trzeba wygaszać. – Nie ma innej drogi? – Jeśli Polski Cukier ma 40% nadwyżki mocy produkcyjnych, 20% nadwyżki siły roboczej, kampania cukrownicza trwa tylko trzy miesiące, ale pracownikom płaci się przez cały rok (średnie zarobki podczas kampanii sięgają 2 tys. zł, a w pozostałych miesiącach wypłacane jest postojowe, ok. 500 zł miesięcznie), to jaka może być inna droga? Skoro koszt produkcji wynosi ok. 1,90 zł, zaś sprzedawać trzeba po 1,60 zł za kilogram, wyniki ekonomiczne nie mogą być zadowalające. Walczę o to, by wygaszanie produkcji w naszych cukrowniach następowało spokojnie, bezkonfliktowo. Dla likwidowanych zakładów i ich pracowników powinniśmy przygotować możliwość podjęcia innej, zastępczej działalności. Są pewne szanse. W cukrowniach można np. produkować energię cieplną, bo te zakłady mają z reguły bardzo dobre kotłownie. Pojawiła się już grupa producentów planująca wytwarzanie energii ekologicznej ze słomy i rozmaitych odpadów. Cukrownie, w których kończymy produkcję, nie są rozbierane; w każdej z nich znajduje pracę 30- -40 osób przy magazynowaniu, skupie czy konserwacji obiektów, tak by ten majątek skarbu państwa był w jak najlepszym stanie. Ogromna większość pracowników musi jednak odejść. – Co dostają na odchodnym? – W Polskim Cukrze powstaje program dobrowolnych odejść, który zakłada, że im szybciej pracownik zdecyduje się na odejście z pracy, tym większą odprawę otrzyma. Jej wysokość negocjują rady nadzorcze, zarządy i związki zawodowe. Związki postulują pięcioletni okres odpraw, zarządy proponują odprawy 24-miesięczne. Widzę wolę współpracy i liczę na to, że nastąpi zbliżenie stanowisk obu stron. Chcę podkreślić, że zagraniczni właściciele polskich cukrowni dość szybko dogadali się z pracownikami co do wysokości odpraw i zamykają niepotrzebne im zakłady. Racje ekonomiczne są dla nich najważniejsze, mają świadomość, że im szybciej to zrobią, tym szybciej osiągną pożądane efekty. Państwowy właściciel bierze zaś pod uwagę także względy społeczne. Jeśli jednak związki zawodowe powiedzą: „Nie oddamy żadnej cukrowni” i zagrożą strajkami, będzie to koniec Polskiego Cukru, spółka po prostu padnie, ze wszystkimi tego konsekwencjami. – I mogliby tak powiedzieć, bo niby dlaczego związkowcy mają akceptować scenariusz przewidujący, że za kilka lat w Polskim Cukrze zostanie najwyżej dziesięć cukrowni? – Choćby dlatego, że pracownicy polskich
Tagi:
Andrzej Dryszel









