Kończyłem tom opowiadań, wydawnictwo czekało niecierpliwie na tekst. Pustka była nieznośna, a poczucie własnej wartości w ruinie Deszcz bębnił o dach i o parapet. Siedziałem bezradny przed ekranem komputera. Kończyłem tom opowiadań, wydawnictwo czekało niecierpliwie na tekst. Pisałem krótkie opowiadania, każde to osobny pomysł. Ile można mieć pomysłów? Potrzebowałem ich dużo. Nie pomagało martini, spacery, medytacja, przeglądanie starych notatek. Pustka była dławiąca i nieznośna, a poczucie własnej wartości w ruinie. SMS zawsze jest niespodziewany, ten był szczególnie zaskakujący. „Zostawił mnie nagle i bez powodu, nie z dnia na dzień, ale z chwili na chwilę. Co ja mam robić? Joanna”. Numer był nieznany. Czy to nie żart? Odpisałem, jakieś banały, które pisze się w tej sytuacji; czas goi rany, wszystko trwa tylko chwilę, też ból. Odpowiedziała znowu dramatycznie. „Nie mam z nim kontaktu, odciął mnie nożem i zniknął. Nic tego nie zapowiadało”. Pomyślałem, muszę sobie dać czas, by zidentyfikować osobę. To nie wyglądało na żarty. I nagle: jest! Nauczycielka! W jej szkole pół roku temu miałem spotkanie z uczniami. Widziałem ją tylko raz, wtedy właśnie. Dlaczego napisała do mnie, do prawie nieznajomego? Wtedy zakiełkowała myśl – to jest temat. Poczułem się jak wędkarz, któremu zatańczył spławik. Pociągnąłem za wędkę, zdobycz stawiała opór, ale nie ustępowałem. • Gdy rankiem wyszła na balkon, ujrzała, jak listki wysuwają się z pąków, mrówki ruszyły do biegu, pierwszy trzmiel odziany w złote futro, przebierając włochatymi nóżkami, zanurzał się w żółto-bordowych płatkach bratków, które posadziła na jego balkonie. Rozśpiewały się ptaki. Nastał wielki pośpiech w przyrodzie. Miała 35 lat, on był od niej sporo starszy, informatyk. Uczyła polskiego w liceum, uwielbiała swoją pracę. Młodzi ją lubili, jak nie lubić kogoś, kto nas lubi? I z taką pasją opowiada o literaturze. Mówiła na nich dzieci i tak o nich myślała, a przecież bywała bardziej dziecinna niż oni, a oni od niej bardziej dorośli. Pomieszkiwała z Krzysztofem od roku, to był gęsty czas wielkiej bliskości. Kilka dni temu zaproponował, że zamieszkają ze sobą na stałe. Przeniesie do niego wszystkie rzeczy ze swojego mieszkania. Ma piękny apartament. Będą mieli dziecko… – Muszę się już śpieszyć. – Uśmiechnął się. Chciał chłopca. Ale był wrogiem małżeństwa. Żadnego ślubu. Proponowała nieśmiało, że wezmą cichy, mały ślub, ślubek choćby, tylko oni i dwójka świadków. A przecież żal jej było prawdziwego ślubu, z białą suknią i z weselnym przyjęciem dla wielu gości, która kobieta o tym nie marzy. Był jednak uparty, a ona skłonna do ustępstw. Po szkole czasami jechała do swojego mieszkania, żeby nakarmiać papużki, podlać kwiaty, potem szybko do Krzysztofa. Czas, kiedy nie byli ze sobą, wydawał się trudny do zniesienia. Od kilku dni jej ptaki mieszkały u niego, papużki nierozłączki, Aldona i Arnold, źle znosiły jej nieobecność, więc niedawno przeniosła klatkę do jego pracowni. Nie był tym zachwycony, nie protestował jednak. Ptaki w nowym miejscu były początkowo niespokojne, teraz zdawały się szczęśliwe. Tego wieczora zapalił świece, lubił gotować. Jedli kolację. – Co myślisz o różnicy wieku między nami? – zapytał. – To nie jest problem – powiedziała. Zapadło milczenie, jakby chcieli, żeby ta decyzja o wspólnym życiu uleżała się w nich, umościła się i wtuliła w ich serca. Ciszę przerwała papuga, zdawało jej się, że powiedziała „Kocham cię”. A druga kiwnęła potakująco głową. Przytuleni stanęli na balkonie, wszystko pachniało wiosną, nawet księżyc. Kochali się potem jak szaleni. Była zmęczona po tej nocy, ale szczęśliwa. Postanowiła, że wyjątkowo nie pójdzie tego dnia do szkoły. Zadzwoni, że jest chora. Jestem chora ze szczęścia, pomyślała. Przekonał ją, by jednak poszła do pracy. Uznał, że powinna zmienić buty, te nie pasują do płaszcza. Miał słabość do butów. Sam posiadał kilkanaście par, taka mała mania, która ją wzruszała. Zawiązał jej na szyi fioletową apaszkę, ale po chwili zastanowienia zmienił na czerwoną. Apaszki też kolekcjonował i wydzielał jej te, które najlepiej pasowały do ubrania. Codzienny rytuał. Pocałował ją na pożegnanie w usta. – Do zobaczenia, Joasiu, będę tęsknił. – Rozmażesz mi szminkę. – Uśmiechnęła się. – Będę









