Zestarzałem się na kiwi – rozmowa z Kazimierzem Kutzem

Zestarzałem się na kiwi – rozmowa z Kazimierzem Kutzem

Dawniej Polska żyła od plenum do plenum, dziś od wyborów do wyborów, więc może na zajmowanie się kulturą nie ma czasu – Lubi pan wspomnienia? – Owszem, zwłaszcza że wyobraziłem sobie swoją starość jako gawędziarstwo. – Można się bardzo różnie starzeć… – Do starości trzeba się szykować tak jak do dorosłości. Chodzi o to, że życie nie powinno być nudne, a starość – jak się rozejrzeć – na ogół jest nudą. Ludzie są tak wychowani, że przez całe życie tyrają, a jak przechodzą na emeryturę, to coś im się zmienia w psychice i tracą energię. Chciałem tego uniknąć, ponieważ uważam, że starość też może być ciekawa. – Tylko jak to zrobić? – Od 15 lat powinienem być na emeryturze, ale dotychczas nie jestem. Ciągle prowadzę aktywne życie, pracuję, piszę. Nie zamierzam tego zmieniać. Bardzo późno zostałem ojcem, ostatni syn ma 17 lat, jedna córka 20, a druga – 25. Mógłbym być ich dziadkiem. Ale mamy bardzo dobre, partnerskie stosunki. Syn chodzi do szkoły i zawsze rano pyta mnie rytualnie: „Ojciec, jak się czujesz?”. A ja na to: „Chujowo”. Więc on: „Dlaczego?”. „Bo jestem stary”. I wtedy słyszę: „Wcale nie jesteś stary! Wczoraj jechałem kolejką WKD i widziałem staruszkę, zasuszoną jak rodzynek… A ty jesteś kiwi”… Lepsze geny – A może to sprawa pokolenia, „lepszych” genów? – My rzeczywiście byliśmy przygotowani do innej aktywności. Po wojnie wszystko było poniszczone, był ogrom biedy. Byliśmy pokoleniem strasznie przetrzebionym, zmęczonym wojną. Jak pojechałem do Mysłowic zapisać się do gimnazjum, budynek miał dziurawy dach po bombardowaniu. Była zima. I zobaczyłem tłum ludzi, wśród których byli i 40-latkowie, i tacy gówniarze nastoletni jak ja. To byli ci, którzy czekali na polską szkołę, na Polskę. – Trafiliście na Polskę Ludową… – PRL w ramach swojej doktryny stworzyła szkolnictwo bezpłatne, w szkolnictwie wyższym obowiązywała zaś zasada awansu społecznego. To było dosyć ważne, ponieważ ja jestem z tego klucza, choć w szkole filmowej nie miało to akurat znaczenia, bo na jedno miejsce było tam wówczas z 15 osób. Wszyscy byliśmy wyprawieni bez wiana rodzinnego, zdani na siebie. Pejzaż powojenny był pejzażem po bitwie i wszystko było do zapełnienia. To była dla nas szansa, z której chcieliśmy skorzystać. Bardzo łatwo było wybrać zawód, ponieważ miało się poczucie, że jest się chcianym. – Już wtedy pan wiedział, że chce być reżyserem? – To była moja świadoma decyzja, za którą sam musiałem wziąć odpowiedzialność. I wziąłem, ponieważ uczyłem się w tej szkole nieludzko. Warto też pamiętać, że tamten ustrój miał szczególny stosunek do kultury, bardzo o nią dbał. Przecież koncepcja szkoły filmowej była przeniesieniem szkolnictwa filmowego ze Związku Radzieckiego. Mało tego, każdy absolwent, który kończył szkołę, dostawał przydział pracy w swoim zawodzie, a gdy zostawał studentem, dostawał stypendium, które wystarczało na opłacenie stołówki, akademika i jeszcze coś zostawało. Z jednej strony, były więc powojenne zniszczenia, a z drugiej, państwowa pompa, która czekała na ludzi. To wszystko zaszczepiło w nas szczególny rodzaj dzielności. – Teraz widzi pan jeszcze taką dzielność? – Dziś jej nie ma, bo nie ma już takich specyficznych okoliczności jak wówczas. Wyrosłem w wolnej, demokratycznej rodzinie wolnych ludzi. Dzięki temu miałem ogromne poczucie odpowiedzialności. Jak już wybrałem swoją drogę, nikt mi się w nią nie wtrącał, ale jednocześnie wiedziałem, że nie mogę zawieść. Po pierwszym roku liczba studentów zmniejszyła się o połowę, a największą ambicją było to, by dostać się do elitarnej grupy filmowców fabularnych. Skończyłem pierwszy rok na drugiej lokacie, a potem miałem już rajskie życie, bo od drugiego roku byłem asystentem, a na czwartym roku Andrzej Wajda zaczął robić „Pokolenie”. – I pan mu asystował przy tym filmie. – Tak, a później byłem drugim reżyserem „Kanału”. Miałem prostą drogę do debiutu. W wieku 29 lat zrealizowałem „Krzyż Walecznych”. Przed trzydziestką byłem więc wyzwolony. Wszystko jest fachem – Czuł się pan artystą? – Byłem potwornie zabawowym studentem, ale do pracy miałem wówczas stosunek rzemieślniczy. Na Śląsku jest przyjęte, że wszystko jest fachem. Fach

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 07/2009, 2009

Kategorie: Wywiady