Ceny gruntów rolnych idą w górę, ale ich hektar wciąż jest wielokrotnie tańszy niż hektar w UE Stanisław Kowalczyk (ur. w 1956 r.) jest prezesem ANR od 15 lipca br. W latach 2003-2005 był wiceministrem rolnictwa, a wcześniej m.in. wiceprezesem Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa oraz wiceprezesem Banku Gospodarki Żywnościowej. Jest doktorem habilitowanym nauk ekonomicznych, profesorem Szkoły Głównej Handlowej. Kandyduje w wyborach do Sejmu RP z listy SLD w okręgu wyborczym nr 6 w Lublinie z 1. miejsca. – Czy ziemia z zasobów państwa trafia w Polsce w dobre ręce?- Jestem przekonany, że w dobre, bo przede wszystkim w ręce rolników, zostaje przeznaczona na zwiększanie powierzchni gospodarstw. Jej ceny i wysokość czynszów dzierżawnych sprawiają, że dziś już nie ma takich kupców i dzierżawców, którzy pragnęliby wejść w posiadanie ziemi tylko z braku ciekawszego zajęcia. Ziemia w Polsce staje się coraz droższa, więc ci, którzy ją nabywają, traktują gospodarowanie poważnie. Nie po to płaci się wysoki czynsz, by użytki rolne leżały odłogiem. – A czy czynsze dzierżawne płacone są terminowo i solidnie? – W przeszłości opóźnienia w opłatach wzrastały, ale zatrzymaliśmy to niekorzystne zjawisko. Suma wierzytelności ANR już nie rośnie i, choć nie jest to łatwe, coraz skuteczniej egzekwujemy zaległości. Generalnie z przeterminowanymi opłatami mamy do czynienia głównie wtedy, gdy zapanuje dekoniunktura w jakiejś branży, na którą akurat nastawione jest gospodarstwo, lub gdy zdarzają się klęski: powodzie, susze, gradobicia, których w ostatnich latach było niemało. Takie sytuacje odbijają się na regularności płacenia czynszów. – W jaki sposób agencja skłania chłopów, by płacili jej za ziemię? – Poprzez dyscyplinowanie dłużników, napominanie ich, przypominanie o kolejnych terminach płatności. A także przez działania windykacyjne, kierowanie spraw do sądu. Najtrudniejsze sytuacje dotyczą głównie tzw. bezumownego użytkowania nieruchomości rolnych, gdy zakończył się termin obowiązywania umowy dzierżawy lub gdy została ona wypowiedziana przez ANR, a rolnik nie wydaje ziemi, lecz nadal ją użytkuje. Zdarza się to częściej od chwili wejścia Polski do Unii Europejskiej, bo byli dzierżawcy chcą w ten sposób zdobywać dopłaty bezpośrednie, mimo że z ziemi korzystają bezprawnie. My takie sprawy kierujemy do sądu, ale postępowania w Polsce trwają długo, dopóki zaś nie zapadnie prawomocny wyrok, orzekający, iż użytkowanie ziemi jest bezprawne, nie ma praktycznie możliwości, by przerwać ten proceder. Z powodu niepłacenia czynszu dzierżawnego państwo traci kilka milionów złotych rocznie. – Jak nieuczciwi dzierżawcy mogą się ubiegać o dopłaty, skoro nie mają już prawa do władania ziemią? – Jednak mogą, bo polskie przepisy pozwalają na to. Wystarczy raz zgłosić posiadany areał do Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa, a potem można na tej podstawie co roku otrzymywać dopłaty. ARiMR już nie interesuje się bowiem tym, czy dzierżawca nadal ma prawo do użytkowanej ziemi. Dlatego w minionej kadencji Sejmu padały propozycje (może zostaną one skutecznie ponowione po wyborach) powiązania prawnych podstaw władania ziemią z możliwością ubiegania się o dopłaty; tak by nie można było obszaru użytkowanego bez ważnej umowy zgłosić do dopłat bezpośrednich. ARiMR wykluczałaby takie wnioski z mocy prawa. Teraz byli dzierżawcy mogą uzyskiwać dopłaty ale niech mają świadomość, że czerpią pożytki z rzeczy cudzych, które im się nie należą, i w przyszłości będą je musieli zwrócić z odsetkami. – W jakim tempie drożeje ziemia w Polsce? – Dziesięć lat temu agencja sprzedawała ziemię po 1-1,5 tys. zł za hektar, przed wejściem do Unii średnio po 4,2 tys. zł, a dziś już po 5,2 tys. zł. W ciągu roku hektar ziemi z Zasobu Własności Rolnej Skarbu Państwa podrożał o tysiąc złotych. I tak jednak jest to o 10-15% mniej od cen uzyskiwanych w prywatnym obrocie. Ziemia drożeje, ale nawet jeśli dojdzie wkrótce do 6 tys. zł za hektar, to będzie pięć, sześć razy tańsza niż w Niemczech czy Francji, a nawet dziesięciokrotnie tańsza niż w krajach Beneluksu. Oznacza to, iż ceny ziemi w Polsce będą nadal szły w górę, choć z pewnością nie osiągną poziomu takiego jak w starej Unii. – Czyli prosty wniosek, że chętni ze starej Unii powinni znajdować w Polsce figurantów (by ominąć ograniczenia w sprzedaży ziemi obcokrajowcom) i kupować tyle naszej ziemi, ile się da. – Takich machinacji nie polecam, ale nie ulega wątpliwości,
Tagi:
Andrzej Leszyk









