Jarosław Kaczyński uznał, że najlepszym wyjściem z impasu, w którym znalazł się jego rząd, będzie szokowanie publiczności Już wiemy, na czym polegać będzie nowe w polskiej polityce, co zmieniło odejście Ludwika Dorna. Wiemy, że jego miejsce zajęła ekipa Zbigniewa Ziobry, jego prokuratorzy. Ta ekipa miała być motorem nowej polityki braci Kaczyńskich. I jest – oto bowiem przed kamerami wyprowadzono z kliniki kardiochirurga, 47-letniego Mirosława G. Zakutego w kajdanki, otoczonego zamaskowanymi policjantami. Chwilę później Zbigniew Ziobro i szef Centralnego Biura Antykorupcyjnego, Mariusz Kamiński, ogłosili, że kardiochirurg był bezwzględnym i cynicznym łapówkarzem, ba, w zasadzie mordercą. „Mogło dojść do zbrodni zabójstwa”, mówił Kamiński. Jak? Obaj politycy opisali „mechanizm morderstwa”: dr G. przeszczepił pacjentowi serce, po czym miał zażądać łapówki. Ale ponieważ rodzina chorego była zbyt biedna i nie mogła zapłacić, lekarz odłączył go od aparatury, skazując na zgon. „Pewni pacjenci stali się zbędnym towarem zajmującym łóżka, trzeba było je zwolnić dla bardziej cennych z punktu widzenia ordynatora”, komentował Kamiński. Prokuratura postawiła lekarzowi zarzut zabójstwa. „Nikt nigdy nie będzie pozbawiony życia przez tego pana”, mówił Ziobro. Temat stał się wart czołówki „Wiadomości” telewizji
Tagi:
Robert Walenciak