Większość studentów mówi „nie” dalszej nauce online, tak nie da się wykształcić lekarza czy architekta Podsłuchane w tramwaju: – Pracuję teraz na uczelni niepublicznej. Da się ciągnąć zajęcia ze studentami równolegle. Jednej grupie włączam film, do drugiej mówię. I na odwrót. Podreperowałem budżet domowy. Studenci są zadowoleni z mojej pracy. Być może akurat w przypadku tego nieleciwego wykładowcy studenci są zadowoleni. Ale jeśli coś takiego uprawiają akademicy, których kompetencje cyfrowe są mierne, studenci czują, że ktoś ich robi w konia. Fama o kiepskim poziomie studiów online idzie w lud. Tegoroczny maturzysta: – Nie mam zamiaru płacić za naukę na uczelni niepublicznej i siedzieć przed komputerem. Po maturze zajmę się pracą i rozwojem osobistym, kończę różne kursy, jestem wolontariuszem w szpitalu covidowym, a za rok czy dwa pójdę na studia, już bez nauki online. Znajoma nauczycielka: – Mój syn od starszych kolegów słyszał, że wykładowcy nie przykładają się za bardzo do pracy online, mówiąc oględnie. Do niedawna twierdził, że chce od razu po maturze iść na studia. Teraz zmienił zdanie. Nie chce nadal uczyć się zdalnie, a ja wolę, żeby popracował dorywczo, odświeżył głowę. Myślę, że dobrze mu zrobi taka odskocznia i kontakt z ludźmi. Prof. dr hab. n. med. Marek Kuch, prorektor ds. studenckich i kształcenia z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, na pytanie, czy można wyszkolić lekarza zdalnie, odpowiada krótko, że nie. – Dlatego od początku pandemii, mimo trudności, staraliśmy się w maksymalnym wymiarze prowadzić zajęcia w szpitalach i na terenie uczelni. Aby zminimalizować ryzyko epidemiologiczne, wykłady i seminaria odbywały się w formie zdalnej. Zajęcia w szpitalach zaś – w mniejszych grupach ćwiczeniowych z zachowaniem reżimu sanitarnego. Były przerwy w zajęciach praktycznych na poszczególnych oddziałach związane z nasileniem pandemii i obecnością pacjentów chorych na COVID-19 i chorobami personelu. Zdarzało się również, że oddziały były zamieniane na tzw. covidowe. Wydłużaliśmy więc dni ćwiczeniowe, studenci odrabiali zajęcia na dyżurach lub w dni wolne od ćwiczeń. W dotkliwej, trzeciej fali pandemii nie wstrzymaliśmy ćwiczeń praktycznych. Odbywały się zarówno w klinikach, jak i w laboratoriach, w mniejszych grupach, w pełnym reżimie sanitarnym. Najbardziej zagrożeni są studenci stomatologii pracujący w środowisku aerozoli. U nich więc stosowaliśmy najpełniejsze środki ochrony osobistej. Egzaminy w sesji zimowej przeprowadzaliśmy zarówno w formie zdalnej, jak i stacjonarnej w dużych salach i aulach. Nie wpłynęło to na zwiększenie liczby zakażeń. Chcemy odchodzić od egzaminów prowadzonych zdalnie. Mimo trudności prowadziliśmy zajęcia jak najlepsze jakościowo, gdyż trudno sobie wyobrazić niewypuszczenie całego rocznika medyków, niezbędnych do leczenia chorych. Jestem optymistą i mam nadzieję, że teraz będzie tylko lepiej, tym bardziej że mamy już własne doświadczenie – zapewnia prof. Kuch Dziekanka, powrót do domu Jeśli zjawisko odroczenia podjęcia studiów miałoby się stać trendem, padną rozmaite wyższe szkółki gotowania na gazie. A już w tym roku akademickim zdalne nauczanie może zaowocować wysypem urlopów dziekańskich lub wręcz przerwaniem studiów. Do takich wniosków doprowadziły analizy sytuacji na Uniwersytecie Warszawskim. W połowie kwietnia na stronie uczelni pojawił się komunikat: „Po konsultacjach z kierownikami jednostek oraz uwzględniając głos studentów i doktorantów, władze rektorskie podjęły decyzję o rozpoczęciu przygotowań do prowadzenia kształcenia stacjonarnego w roku akademickim 2021/2022”. Dr hab. Mikołaj Jasiński, kierownik Pracowni Ewaluacji Jakości Kształcenia na UW, wspólnie z dr. Markiem Bożykowskim, dr. Albertem Izdebskim i dr hab. Joanną Konieczną-Sałamatin przygotowali raport „Nauczanie w dobie pandemii i perspektywa powrotu do normalności”. W badaniu wzięło udział 1,2 tys. nauczycieli akademickich UW (ok. 30%). Akademicy najsłabiej ocenili kontakt ze studentami, efektywność egzaminowania i poziom zaangażowania studentów. Najlepiej – zdalne dyżury i konsultacje, bo dzięki nim są bardziej dostępni dla studentów. Z tego raportu, podobnie jak z wielu innych badań, wynika też, że to kobiety cierpią najbardziej: one opiekują się małymi dziećmi, więc gorzej oceniają swoje warunki pracy. Dziś wielu studentów potrzebuje pomocy, zaczynają sypać się psychicznie. Sytuacja zawieszenia trwa już drugi rok. Skarżą się na zachwiany schemat dnia, siedzenie przed komputerem ich dobija, brakuje kontaktów towarzyskich. Co najmniej połowa wróciła do rodzinnych miejscowości. W miastach akademickich zostali głównie ci, którzy mają pracę. Magdalena










