Znawca na niby

Znawca na niby

Kazimierz M. Ujazdowski lansuje siebie jako „specjalistę od kultury”

Na spotkaniach z wyborcami lider Prawa i Sprawiedliwości, Kazimierz M. Ujazdowski, były minister kultury i dziedzictwa narodowego, przedstawia siebie jako specjalistę „od kultury”, doświadczonego mecenasa i organizatora. – Bardzo dużo zrobiłem dla polskiej kultury, mam wielkie osiągnięcia. Zrezygnowałem z urzędu ministra wyłącznie z powodów politycznych, ideowych – oświadczył niedawno.
Teraz Ujazdowski stara się o miejsce w sejmowej Komisji Kultury jako „znawca”, „zasłużony dla dziedzictwa narodowego”. O tym, jak zarządzał kulturą i publicznymi pieniędzmi, pisaliśmy już w „Przeglądzie” (w nr. 29, 30, 31). Pokazaliśmy, że za jego czasów resort kultury stał się miejscem degrengolady, nepotyzmu, wykorzystywania publicznych stanowisk dla celów partyjnych i osobistych korzyści.
Przedstawiliśmy również kompromitujące ministra-prawnika wyniki kontroli NIK, zakończone wnioskiem o „skierowanie zawiadomień do rzecznika dyscypliny finansów publicznych o popełnieniu czynów stanowiących naruszenie dyscypliny finansów publicznych”.

Po uważaniu

Informowaliśmy o zabiegach Ujazdowskiego mających na celu zyskanie poparcia wyborców z Wrocławia, gdzie buduje on sobie wizerunek zatroskanego o losy kultury. Niedawno trafiliśmy na interesujący dokument ze stycznia br., który utwierdza w przekonaniu, że p. Ujazdowski, choć prawnik z wykształcenia, z prawem jest na bakier.
Jest to lista zadań zleconych przez resort, określająca wysokość dotacji. Listę opracował, zgodnie z procedurą, zespół specjalistów z departamentu mecenatu i przedstawił ją ministrowi do akceptacji. Tymczasem Ujazdowski dopisał do tej listy sumę 800 tys. zł z przeznaczeniem na Teatr Polski we Wrocławiu i „Kraków 2000”. (Nieoficjalnie mówi się w resorcie, że ogółem na instytucje kulturalne we Wrocławiu Ujazdowski przeznaczył dodatkowo, poza budżetem, co najmniej 1,5 mln zł). Taka samowola byłego ministra jest sprzeczna z prawem: zgodnie z obowiązującą procedurą, minister może przyznać dodatkowe środki finansowe samorządowej instytucji kultury dopiero wtedy, gdy otrzyma stosowny wniosek od wojewody (a wojewoda – z instytucji).
Kuriozalne jest również to, że z sumy 50,7 mln zł obejmującej roczne dotacje celowe Ujazdowski niemal połowę przeznaczył na zadania własne. Wygląda na to, że resortowe departamenty, których zadaniem jest opracowywanie wniosków, nie były mu potrzebne, skoro jednoosobowo, „po uważaniu” rozdzielał publiczne pieniądze. W takim razie ciekawe, po co utrzymywał całe ministerstwo, wystarczyłby mu tylko jego gabinet.

Wątpliwe sukcesy

W wywiadach Ujazdowski często mówi o sukcesach polskiej prawicy i jej zasługach dla kultury narodowej. Zapytany na konferencji prasowej po powołaniu Przymierza Prawicy, jakie sukcesy ma na myśli, wymienił: ustanowienie ochrony prawnej życia poczętego, wprowadzenie religii do szkół, uchwalenie Konkordatu ze Stolicą Apostolską.
Trzeba przyznać, że Ujazdowski jest stały w poglądach. Od lat pytany o cokolwiek powołuje się na „ducha katolicyzmu”, Jana Pawła II, etykę chrześcijańską i wartości chrześcijańskie. Jednak mimo stałych poglądów i dość młodego wieku (37 lat), jest rekordzistą pod względem przynależności do partii politycznych, należał już bowiem do Forum Prawicy Demokratycznej, Unii Demokratycznej, Partii Konserwatywnej, Koalicji Konserwatywnej, Stronnictwa Konserwatywno-Ludowego, obecnie jest przewodniczącym Zespołu Politycznego Przymierza Prawicy.
Zanim został szefem MkiDN, nigdy nie miał nic wspólnego z kulturą, nie wypowiadał się publicznie na jej temat, nie miał doświadczenia jako menedżer. Twórcy nawet nie znali jego nazwiska. Teraz wprawdzie nazwisko znają, ale głównie z prasy. Dziwi zatem, że Ujazdowski budując sobie wizerunek zasłużonego dla kultury, nie bierze pod uwagę tego, że jest w środowiskach twórczych nieznany. Nie starał się bowiem ich poznać, nie bywał w teatrze, operze, filharmonii, zresztą może i lepiej, bo jak raz wybrał się do Zachęty, nie zrozumiał wystawy, obraził się i kazał ją zamknąć, a wkrótce szefową galerii, Andę Rottenberg, zmusił do odejścia.
Wygląda na to, że Ujazdowski nigdy nie interesował się kulturą, o czym przed laty opowiadała w „Sztandarze Młodych” jego żona Lidia, z wykształcenia polonistka: „Niekiedy udaje mi się wyciągnąć go do teatru, zdarza się, że przychodzi do niego po pierwszym akcie albo wychodzi przed ostatnim, bo już gdzieś się spieszy”. Pani Ujazdowska przedstawia swego męża jako człowieka sympatycznego, ale niezbyt bystrego, nie pasującego do wizerunku sprawnego menedżera: „W sprawach domowych jest kompletną ofiarą. Kombinezon dziecku włoży odwrotnie, wykręcając mu rączki. W kuchni zrobi jedynie jajecznicę, herbatę i kawę. Ma zawsze brudne buty. Śpi tak niespokojnie, że guziki można zbierać w łóżku. (…) Powrót z Zakopanego nie był wcale taki prosty. Mąż poszedł po bilety, ale stanął przy niewłaściwej kasie. Po 10 minutach, gdy się zorientował, poszedł do właściwej. Kasa była już odpowiednia, tylko bilety kupił nieodpowiednie”.
No cóż, górnolotnie przemawiać p. Ujazdowski umie, ale niewiele ponadto. Podczas swojej kadencji ministerialnej wykazał, że interesuje go jedynie polityczna kariera. Ani kultura, ani prawo, ani sprawiedliwość.

 

Wydanie: 2001, 37/2001

Kategorie: Kraj
Tagi: Ewa Likowska

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy