Żniwa w szpitalu

Żniwa w szpitalu

Nie ma dnia, by do lubelskiej Kliniki Chirurgii i Traumatologii Dziecięcej nie trafiały dzieci, które uległy wypadkom w obejściu lub na polu – Nie było mnie w domu. Asia została z babcią. Bawiła się na podwórku – opowiada mieszkanka podlubelskiego Dominowa. – Nagle przez furtkę prowadzącą do sąsiedniej posesji wpadł pies sąsiadki. Wiele razy zwracałam jej uwagę, że pies jest agresywny i może komuś zrobić krzywdę. Podobno był uwiązany, ale się zerwał. Rzucił się na moje dziecko. Asia miała głębokie rany na prawej nóżce, pośladkach i plecach. Przez długi czas była w szoku. Starszy sierżant Grzegorz Gałązka z IV komisariatu policji w Lublinie jechał po służbie swoim samochodem przez Leśniczówkę koło Bychawy. – Zobaczyłem, jak psy obstąpiły dzieci. Jedno z nich leżało w zbożu, a nad nim pastwił się owczarek niemiecki. Dwa mniejsze kundle szykowały się do ataku. Wybiegłem z auta. „Pójdziesz precz!”, krzyczałem. Pies wystraszył się, ale odbiegł zaledwie kilka metrów. Na krzyk dzieci nadbiegła matka sześcioletniej Ani. – Cała była we krwi – Kiedy zdejmowałam bluzę, na ubraniu zostawały kawałki skóry – mówi kobieta. Dziewczynka przeszła operację w Dziecięcym Szpitalu Klinicznym w Lublinie. – Rany są głębokie i będą wymagały długiego leczenia. Niewykluczone, że później potrzebna będzie operacja plastyczna, która zamaskuje blizny – twierdzi prof. Jerzy Osemlak, kierownik Kliniki Chirurgii i Traumatologii Dziecięcej w DSK w Lublinie. Razem z profesorem stoję przy łóżeczku Ani. Dziewczynka ma buzię w podkówkę. – Znam te psy. Błąkały się po okolicy – mówi. – Nic złego im nie zrobiłam. Nie wiem, jak to się stało. Ania leży na korytarzu, na „dostawce”. Klinika jest przepełniona. – Mamy sto łóżek, ale kilka dni temu było u nas już 125 dzieci – zaznacza profesor. W sali obok leży dziewięciolatek. Buzi nie widać, bo jest prawie cały zabandażowany. Przywieziono go z ośrodka wypoczynkowego w Białce koło Parczewa. Cała jego rodzina była na wczasach. Kiedy dorośli rozpoczęli przygotowania do grilla, chłopiec zaproponował, że pomoże rozpalić ogień. Dorośli zgodzili się. Wziął podpałkę w płynie. Ogień buchnął nagle. Na dziecku zapaliła się koszulka, a wkrótce całe ubranie. – Ma poparzone 20% powierzchni ciała – stwierdza prof. Osemlak. – Robimy mu opatrunki klatki piersiowej, szyi, nogi, ręki i twarzy. Konieczna będzie operacja przeszczepu skóry na poparzone miejsca. Chłopiec ma przed sobą jeszcze bardzo długie leczenie. Pomagał ojcu młócić zboże Jak co roku o tej porze w Klinice Chirurgii i Traumatologii Dziecięcej rozpoczęły się „krwawe wakacyjne żniwa” Nie ma dnia, aby do kliniki nie trafiali mali pacjenci z całej Lubelszczyzny, którzy ulegli wypadkom w obejściu lub podczas prac polowych. – Bieda jest najczęstszą przyczyną podobnych zdarzeń – mówi prof. Osemlak. – Kilkunastoletnie dzieci wiejskie zatrudniane są do najróżniejszych prac rolnych, nie zawsze bezpiecznych. Sprzęt rolniczy, maszyny, traktory to najczęściej zdezelowane wraki. Rolnicy klecą je i reperują własnym sumptem, bo nie stać ich na kupno nowych. Zapędzeni, zatyrani, zapominają, że dzieci, szczególnie małych, trzeba pilnować. Niedawno mieliśmy wstrząsający wypadek pod Włodawą. W domu bieda aż piszczy. Matka, która harowała cały dzień, tak mocno spała, że nie zareagowała na płacz trzymiesięcznego niemowlaka. Kiedy wreszcie się ocknęła, zobaczyła, że leżące w kołysce dziecko gryzie szczur. Maleństwo, które do nas przywieziono, miało wygryzione powieki i policzki, a skóra na czole była całkiem wyjedzona. Trzyletnia dziewczynka sama bawiła się na polu. Jej dziadek zajęty był koszeniem zboża, podobnie jak chłopi na sąsiednich polach. Nikt nie zwracał uwagi na wnuczkę. Nagle rozległ się przeraźliwy krzyk dziewczynki. Dziadek zatrzymał kosiarkę. Wśród ściętych kłosów leżała jego wnuczka, a obok niej obydwie nóżki, które maszyna obcięła powyżej kostek. Na zdjęciu wykonanym w klinice oglądam te małe stópki z kawałkami goleni. Na kolejnym zdjęciu ta sama dziewczynka już z przyszytymi nogami. Operacja się udała. Dziecko odzyskało nóżki, ale ich sprawność już do końca życia będzie ograniczona. Oglądam kolejne zdjęcia straszliwie okaleczonego 11-latka. Ma urwaną nogę, mosznę i prącie. Pomagał ojcu młócić zboże.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2001, 35/2001

Kategorie: Kraj