Nie znoszę pisania scenariuszy

Nie znoszę pisania scenariuszy

Dla mnie film jest przekazem, czymś dużo większym niż dobrze opowiedziana historyjka Rozmowa z Krzysztofem Zanussim – Dlaczego poważny, refleksyjny film zatytułował pan żartobliwie: “Życie jako śmiertelna choroba przenoszona drogą płciową”? – Zobaczyłem kiedyś na murze w Warszawie taki napis, wymalowany sprayem. Mam zwyczaj czytać napisy na murach i ścianach, bo ciekawi mnie, co ludzie mają do powiedzenia światu. Ten napis wydał mi się intrygujący i zabawny, zapadł mi w pamięć. Pomyślałem, że na dobrą sprawę jego autor ma rację: każde życie kończy się śmiercią – tak jak śmiertelna choroba – i, jak dotąd, jest przenoszone drogą płciową. – W dodatku główny bohater, którego znakomicie zagrał Zbigniew Zapasiewicz, jest chory na raka. I choć jest lekarzem, wobec śmiertelnej choroby czuje się bezradny. – To zwiększa napięcie dramatyczne. Bohater musi zweryfikować swój stosunek do życia i śmierci, z którymi jako lekarz ma do czynienia na co dzień, a także do spraw ostatecznych. Z przekonań jest racjonalistą, sceptykiem, jednak w obliczu śmierci budzą się w nim wątpliwości. Zaczyna szukać. – Ten film, podobnie jak wiele innych pana filmów, zdaje się być metaforycznym traktatem moralnym. – Chcę, żeby filmy czemuś służyły, pokazywały jakiś problem. Treść ma wyrażać przesłanie i skłaniać widza do przemyślenia tego przesłania. Bardzo poważnie traktuję swoje filmy i widzów. Dla mnie film jest przekazem, czymś dużo większym niż dobrze opowiedziana historyjka. – Przyznam, że choć lubię wiele pana filmów, nieco razi mnie ich dydaktyzm. Odnoszę wrażenie, że lubi pan pokazać palcem, którędy droga. Film “Życie jako śmiertelna choroba…” podobałby mi się jeszcze bardziej, gdyby kończył się znakiem zapytania, a nie nawróceniem bohatera. – Czyni mi pani zarzut z powodu dydaktyzmu, tymczasem – moim zdaniem – to zaleta. Dlaczego film nie może zawierać relacji nie tylko o poszukiwaniu, ale też o tym, co człowiek znalazł? Współczesne kino jest tak pełne agresji, chamstwa, epatowania seksem i przemocą, że wierzę, że się przyda pokazać inną perspektywę. Zwłaszcza młodzi ludzie zobaczą, że są także inne filmy, inne problemy. Dzisiaj wielu młodych cały swój wysiłek i uwagę skupia na karierze, zdobywaniu pieniędzy, sprawach materialnych. Mój drugi bohater, młodziutki lekarz, a właściwie student medycyny, grany przez Pawła Okraskę, ma wątpliwości dotyczące spraw niematerialnych. Jego obawy budzi stały kontakt lekarzy ze śmiercią, odpowiedzialność zawodowa. Bohater lęka się o swoją wrażliwość, nie wie, czy sprawdzi się w nowej roli. – Obok znakomitych aktorów: wspomnianego Zapasiewicza, Krystyny Jandy, Jerzego Radziwiłłowicza, zobaczyliśmy kilku młodych aktorów. Jak pan ocenia młode pokolenie aktorskie? – W ostatnim czasie pojawiło się wielu zdolnych, młodych aktorów i reżyserów. To mnie cieszy i daje nadzieję, że stworzą nowe kino. – Na międzynarodowym festiwalu filmowym w Moskwie film “Życie jako śmiertelna choroba przenoszona drogą płciową” zdobył główną nagrodę, statuetkę św. Jerzego. Czym jest dla pana ta nagroda? – Wielką radością. Wcale na nią nie liczyłem, tym większe było moje zaskoczenie i wzruszenie, kiedy usłyszałem werdykt jury. Być może ktoś sądzi, że “starzy, zasłużeni” twórcy nie potrzebują już nagród, że nie robią już one na nich wrażenia. To nie jest prawda. Nagrody są nam potrzebne, utwierdzają nas w przekonaniu, że nasze filmy nie trafiają w próżnię, że są docenione. – Jak odebrała ten film publiczność rosyjska? Czy metafizyczne problemy bohatera są jej bliskie? – Rosjanie “od zawsze” byli wrażliwi na tematy związane z wiarą, Bogiem, moralnością, jej granicami, nadzieją, sprawami ostatecznymi. Cała wielka literatura rosyjska świadczy o tym. Nie zmieniło tego nawet 70 lat ateizacji. Ostatni film został bardzo dobrze przyjęty w Rosji. – Dlaczego sam pisze pan scenariusze filmów? Lubi pan to zajęcie? – Wprost nie znoszę! Pisanie przychodzi mi z ogromnym trudem i bardzo mnie stresuje. Rzadko mi się podoba to, co napiszę. Załamuję się, przerabiam, popadam w depresję, to w euforię. Domownicy omijają mnie wtedy z daleka, bo staję się drażliwy, roztrzęsiony.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2000, 41/2000

Kategorie: Kultura
Tagi: Ewa Likowska