Obudziłem się z lekkim bólem głowy. Spojrzałem za okno. Pogoda nie zachęcała do wyjścia na zewnątrz. Duża kałuża na chodniku przed leśniczówką świadczyła, że padało co najmniej od wczesnego ranka. Ciężkie stalowe chmury powoli przetaczały się po niebie. (…) Nie było jednak czasu na leniuchowanie. Miałem sporo planów, które mimo niesprzyjającej aury zamierzałem zrealizować. Najpierw trzeba było uporządkować notatki. Przez kilka dni pobytu u Kazia zebrało się ich sporo. Zajęło mi to prawie godzinę. Później przyszedł czas na śniadanie. (…) Gdy czyściłem talerz kromką chleba, do domku zajrzał leśniczy Kazek Nóżka. – Chodź do leśniczówki na dobrą kawę, bo mi tu zmarzniesz w tę pieruńską pogodę – rzucił już od wejścia. (…) Weszliśmy do biura. Ogień palił się w kominku. Było ciepło i przytulnie. Kazek podał kawę po baligrodzku, czyli czarną jak smołę ciecz w wysokich szklankach. Na stole leżał talerz z czterema pączkami. – W taką pogodę tylko cukier może poprawić humor. – Kazek uśmiechnął się pod wąsem. Usiedliśmy przy małym stoliczku i popijając kawę, oglądaliśmy filmy oraz zdjęcia, które leśniczy nakręcił latem. Oj, było tego sporo. Nagle zatrzymał się przy jednym filmie. Na ekranie komputera widać było gniazdo szerszeni. – Z tymi owadami miałem dość przykrą historię. – Leśniczy wypił łyk kawy. – Było to dwa lata temu, chyba pod koniec czerwca, jeśli dobrze pamiętam. Wracałem z lasu jednym ze szlaków zrywkowych. Nagle ciągnik, który jechał przede mną, zawadził przyczepą o spróchniałą olszę, w której – jak się okazało – miały gniazdo szerszenie. I się zaczęło. Przypuściły na mnie tak błyskawiczny atak, że nie mogłem się w żaden sposób obronić. Choć osłoniłem się bluzą, dostałem przez nią cztery użądlenia w głowę i dwa w rękę. Wszystko w ciągu zaledwie minuty. Po krótkiej szamotaninie udało mi się jakoś zrzucić z siebie te owady i wskoczyłem do ciągnika. A one za mną. Waliły w szyby jak oszalałe. Coś niewiarygodnego! Nigdy wcześniej nie doświadczyłem takiego ataku i nie wiedziałem, że te owady mogą być tak niebezpieczne. Uspokoiłem się dopiero, gdy odjechaliśmy kilkaset metrów. Wtedy z kolei pojawił się piekielny, rozrywający czaszkę ból głowy. Widocznie jad zaczął działać. Najgorszemu wrogowi nie życzę tego, co ja przeżyłem tamtego dnia. Boleć mnie przestało dopiero wieczorem. Na szczęście udało się bez pomocy lekarzy i szpitala. Od tamtej pory obchodzę szerszenie szerokim łukiem. I każdemu też to radzę. – Kazek ugryzł pączka i popił kawą. Ta historia przypomniała mi lata mojego dzieciństwa. Jako młody chłopak byłem harcerzem. Moja drużyna latem obozowała nad jeziorem Olszanowo. Harcerz, jak wiadomo, zdobywa sprawności. Jedną z nich było zbudowanie szałasu i spędzenie w nim nocy. Wraz z całym zastępem wybraliśmy się na poszukiwanie dobrego miejsca. Szałas zbudowaliśmy nad strumieniem, który płynął między starymi potężnymi dębami. Gdy nasza budowa była prawie na ukończeniu, kilkanaście metrów od nas, w brzozie zauważyłem sporych rozmiarów dziuplę. Była na wysokości dwóch metrów. Co chwila wlatywały do niej i wylatywały szerszenie, a przed wejściem wartę pełniła dwójka strażników. Sprawdzanie tych, co chcieli wejść do środka, polegało na szczegółowym przeszukiwaniu gościa czułkami. Wyglądało na to, że wewnątrz zamieszkała potężna szerszenia rodzina. Bardzo się wystraszyliśmy, byliśmy nawet skłonni przenieść nasz szałas w inny rejon lasu. Po alarmie, który podnieśliśmy, przyjechał komendant obozu i zdecydował, że możemy zostać, ale zakazał nam podchodzić w rejon gniazda, żeby nie denerwować owadów. Oczywiście nic nikomu się nie stało, spokojnie przespaliśmy noc, pamiętam jednak, z jakim strachem wychodziłem rano po wodę do strumienia. W oddali widoczna była owa brzoza i dwóch szerszenich strażników. Od tamtej pory – podobnie jak Kazek – czuję respekt przed tymi owadami, choć nigdy żaden z nich mnie nie użądlił. Szerszenie lubią zajmować budki dla ptaków. Jeśli tylko mogą, budują w nich swoje gniazda, a wtedy takie ptasie domki wypadają z sezonu lęgowego. Żaden ptak tam przecież nie wejdzie. Podobną sytuację miałem w ogrodzie. W kwietniu zauważyłem, że obok budki dla sikorek kręci się szerszeń. Po krótkiej obserwacji zdecydowałem się działać. Ponieważ owad
Tagi:
Marcin Szumowski










