Zrobię cię magistrem

Zrobię cię magistrem

Żyje z pisania wypracowań, prac dyplomowych, licencjackich i doktoratów. Nie narzeka na brak zleceń Pierwszą pracę magisterską “na murzyna”, dla studentki psychologii, Andrzej napisał pod koniec studiów. Nie przechwala się, ale była jedną z prostszych, która mu się trafiła. I tak już zostało. Teraz żyje tylko z tego. Pisze referaty, opracowania, wypracowania, prace dyplomowe, licencjackie, magisterskie, ostatnio nawet doktoraty. Właśnie kończy rozprawę doktorską dla jednego z dyrektorów banku, który poprosił go o to w ścisłej tajemnicy. – Łatwy kawałek chleba? obrusza się. – Praca jak każda inna. Wymaga ode mnie wszechstronnej wiedzy. Ale ja to lubię. Zawsze chciałem uczyć. Przez jakiś czas pracowałem jako nauczyciel w ogólniaku, ale nie starczało mi do pierwszego. Wśród moich klientów zdarzają się też moi byli uczniowie. Teraz też uczy, ale za większe pieniądze. Szkoda tylko, że często przychodzą do niego na “ostatni dzwonek”. Gdy termin oddania pracy za pasem i nie ma czasu na samodzielne jej napisanie, trzeba wynająć osobę, która zrobi to na zlecenie. Pisze z przedmiotów humanistycznych, głównie z historii, prawa i politologii. Jeszcze nie pokusił się o przygotowanie pracy wymagającej badań laboratoryjnych. Nie jest łatwo uzyskać zgodę, aby dostać się do biologicznych i chemicznych gabinetów. Ale wszystko przed nim. Mówi, że dzięki niemu ludzie nie muszą spędzać wolnego czasu w czytelniach lub w bibliotekach na zdobywaniu wiadomości, które bardzo często niewiele ich interesują. Jest przekonany, że gdyby nie pomoc jego i jemu podobnych, wielu uczniów i studentów byłoby na wylocie. A on pomaga, wychodzi naprzeciw potrzebom rynku… Ogłasza się w prasie, ale nie robi tego w tak nieprofesjonalny sposób, jak czynią to na przykład studenci: na przystankach, słupach, w akademiku lub na uczelniach, można przeczytać: “Przepisywanie prac”, co jeszcze może być różnie interpretowane lub jednoznacznie: “Piszę prace magisterskie. Szybko, tanio, fachowo” i numer telefonu. – Absurd, przecież za to grozi paragraf. Moje ogłoszenia są skromne i mało jednoznaczne. Przeważnie piszę, że udzielam korepetycji, przygotowuję do egzaminów wstępnych. Rzadko kiedy, że pomagam przy pisaniu prac. Student pozoruje Praca magisterska kosztuje u niego 1000 marek. Zapewnia rzetelność, oddanie w terminie, z gwarancją, że będzie co najmniej czwórka. Nie zdarzyło się, aby przez nauczyciela lub wykładowcę praca została odrzucona. Ile potrzeba mu na to czasu? Trzy tygodnie, pod warunkiem, że nie pisze kilku jednocześnie. W maju, kiedy przepisowo powinno się oddawać i obronić pracę magisterską, ma niewiele zgłoszeń. Ci, którzy bronią się w terminie, sami piszą swoje rozprawy. Dla niego żniwa zaczynają się pod koniec wakacji, kiedy niektórzy już wiedzą, że nie zdążą i usilnie szukają ratunku. – Przez ten czas student, jak gdyby nigdy nic, uczęszcza na zajęcia lub seminaria magisterskie i zachowuje się tak, jakby wytrwale pracował. Piszącemu za niego pracę przynosi wskazówki od wykładowcy i cierpliwie czeka na chwilę, gdy pozostaje już tylko oddanie dzieła do introligatora. Inne prace kosztują o wiele mniej. Napisanie pracy semestralnej na pierwszym roku studiów w uczelni prywatnej to wydatek 70 złotych, w państwowej – 100 złotych. Dyplom licencjacki już więcej. – Jeżeli mam wpływ na wybór tematu i sporządzanie planu pracy, to chcę za to tylko 1200 złotych. Instruuję wtedy mojego zleceniodawcę, co ma zrobić, aby promotor wybrał właśnie ten temat i za bardzo nie ingerował w treść pracy. Za narzucony temat pracy licencjackiej trzeba zapłacić już 1600 złotych. Na ogół domagam się dostarczenia mi bibliografii. Nie narzeka na brak zleceń. Przychodzą tacy, dla których wydatek kilku tysięcy jest nic nie znaczącą kwotą, a także osoby, dla których to znaczne obciążenie portfela. Ale wiedzą, że warto, bo bez odpowiednich dokumentów nic nie będą znaczyć we współczesnym, zbiurokratyzowanym świecie. Swoich klientów podzieliłby na grupy. Pierwsza to ci, którzy nie należą do orłów i są przekonani, że bez “fachowej” pomocy sobie nie poradzą. Są pokorni i grzecznie słuchają wskazówek swojego “nowego promotora”. Z nimi ławo się współpracuje. Druga grupa to – jak ich nazywa – “bez czasu na naukę”. Studiują, pracują, wszystko jest wspaniale, gdyby nie te ciągłe pytania szefa: “Kiedy wreszcie będzie ten magister? ”. Dla nich tytuł naukowy nie jest ważny i może dlatego, przychodząc do Andrzeja, nie pamiętają nawet dobrze tytułu swojej pracy. Tym zależy na czasie i są w stanie zapłacić każdą

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2000, 24/2000

Kategorie: Kraj