Związek w namiocie

Związek w namiocie

W gdyńskiej stoczni najpierw zwolniono związkowców, teraz odwołano członków zarządu 15 kwietnia w Stoczniach Grupy Stocznia Gdynia S.A. rada nadzorcza odwołała z zarządu w Gdyni wiceprezesa Andrzeja Buczkowskiego, pozbawiając go równocześnie funkcji członka zarządu firmy, a w Stoczni Gdańskiej odwołała z funkcji członków zarządu Elżbietę Dudziuk – wiceprezesa zarządu i dyrektora ds. ekonomiczno-handlowych, Macieja Wierzbickiego – wiceprezesa ds. produkcji, oraz Bogdana Oleszka, który jednak pozostał dyrektorem ds. administracyjnych w gdańskiej stoczni. Dzień po roszadach w Zarządach Grupy Stoczni Gdyni S.A. ludzie wychodzą z pierwszej zmiany w Gdyni ostro rozdyskutowani. Radiowęzeł przez cały dzień nadawał komunikaty o odwołaniach w Zarządzie Stoczni Gdynia. – Nie spodziewaliśmy się, że nastąpi takie trzęsienie ziemi wśród ludzi prezesa Janusza Szlanty. Gryzą się między sobą – mówią z ironią. – I zapowiadają, że ciąg dalszy nastąpi. – Realizowane są konieczne oszczędności, by wzmocnić proces zarządzania – komentuje oficjalnie Mirosław Piotrowski, rzecznik prasowy Stoczni Gdynia. Przed głównym wejściem do stoczni stoi ogrodowy namiot w niebiesko-białe paski z żółtym napisem: „Związek Zawodowy Pracowników Stoczni Gdynia S.A. „Stoczniowiec””. W środku buzuje słoneczko na gaz. Leszek Świętczak, Tadeusz Czechowski i Jan Szopiński – trzej wyrzuceni członkowie Zarządu ZZ „Stoczniowiec” – są do dyspozycji swoich. Urzędują za bramą stoczni, bo prezes Szlanta wyrzucił ich z pracy po głośnych lutowych strajkach. – 1 marca byliśmy za bramą – mówią. – To było niezgodne z kodeksem pracy, ale kto się tym w zarządzie stoczni przejmuje. W poniedziałek, 22 kwietnia, odbędzie się nasza pierwsza rozprawa o przywrócenie do pracy. Jesteśmy dobrej myśli. Broni nas mecenas Anna Bogucka-Skowrońska ze Słupska. Ma doświadczenie, kiedyś broniła Lecha Wałęsę, Zbigniewa Romaszewskiego i Annę Walentynowicz. – To jawne bezprawie wobec działaczy „Stoczniowca”. Przeanalizowałam dokumenty – mówi mec. Bogucka-Skowrońska. – Szefowie zarządu związku znali przepisy. Rozgoryczonych robotników na wydziałach nie można było zatrzymać ani 18, ani 19 lutego. Związkowcy ze „Stoczniowca” artykułowali opinie wielu stoczniowców. Zachowanie zarządu firmy to typowe łamanie sumień i arogancja, a także przekonanie, że w obecnej sytuacji bezrobocia ludzie dadzą się zastraszyć. W stoczni się mówi: nie podskakujcie, bo pójdziecie za bramę jak tamci „bohaterzy”, a rzecznik prasowy stoczni, pan Piotrowski, szydzi z ludzi i mówi publicznie: „Posadzę im kwiatki koło namiotu – będzie ładnie”. W ogrodowym namiocie – Ta ziemia, na której stoi namiot, nie jest stoczniowa. 2 kwietnia złożyliśmy wniosek o wydzierżawienie terenu – mówi Jan Szopiński. Namiot stoi między torami, więc za plecami dyszy i gwiżdże lokomotywa. Otoczony słupkami teren i znaki zakazu zatrzymywania się utrudniają dojazd do namiotu i do… stoczni. – To nowa dekoracja – mówią stoczniowcy na parkingu. – Jeszcze nie tak dawno każdy mógł podjechać samochodem przed bramę główną stoczni i do przychodni zdrowia obok. – To rzekomo przez nas niepokornych – ze spokojnym uśmiechem stwierdza Leszek Świętczak. – Jak zabroniono nam wstępu na teren stoczni – chociaż tam jest nasz związkowy lokal z telefonem, komputerem, faksem – to usadowiliśmy się jako „ruchomy związek” w przyczepie kempingowej. Po trzech dniach usunęła nas straż stoczniowa w asyście policji, a wehikuł odholowano na parking policyjny. Potem urządziliśmy biuro w mikrobusie i jeździliśmy przez dwa dni po kilka godzin wokół stoczniowego terenu, zatrzymując się na chwilę. Nocą ogrodzono słupkami teren i postawiono znaki zakazu. Drogówka nas dopadła. Dostaliśmy mandat 100 zł za zatrzymywanie busa w niedozwolonym miejscu. Mam też sprawę w sądzie grodzkim, byłem przesłuchiwany przez policję jak przestępca. Pierwszy raz w życiu – mówi Leszek Świętczak. Zarząd Stoczni Gdynia złożył doniesienie do Prokuratury Rejonowej w Gdyni na Zarząd ZZ „Stoczniowiec” o organizację nielegalnego strajku, a związek złożył doniesienie o złamaniu przez zarząd stoczni ustawy o związkach zawodowych. Ludzie przychodzą do swego związku w namiocie „po bibułę”. – Kiedy coś będzie? – pyta wąsaty brunet z K-2. – Ludziom trzeba dać biuletyn, bo chcą wiedzieć, co się dzieje naprawdę – dodaje. – Wiecie, że kierownicy i mistrzowie wywierają

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 16/2002, 2002

Kategorie: Kraj