Polski rząd zablokował możliwość pracy Polaków w Czechach, podczas gdy Czesi bez problemów mogą pracować w Austrii czy Niemczech – Nasza inicjatywa jest apolityczna. Nie chcemy walczyć z rządem, chcemy tylko chodzić do pracy – mówi Alan Szatyło, pomysłodawca petycji do premiera Mateusza Morawieckiego, w której już ponad 7 tys. osób żąda umożliwienia przekraczania polskiej granicy przez pracowników transgranicznych. – Postanowiliśmy działać, kiedy wskutek decyzji polskich władz wzdłuż całej południowej granicy było słychać narzekania Polaków, którzy tracą pracę – tłumaczy. Problem może dotyczyć nawet 30-40 tys. osób. Według danych GUS w Czechach pracuje 47 tys. Polaków, zdecydowana większość to pracownicy transgraniczni, którzy mieszkają w Polsce i każdego dnia przekraczają granicę. W tej liczbie ujęte są też osoby, które przeprowadziły się do Czech, gdzie pracują. Od 27 marca polski rząd uniemożliwił Polakom mieszkającym w kraju chodzenie do pracy w Czechach. Po powrocie muszą się poddać 14-dniowej kwarantannie. Wcześniej przez kilka dni granice były zamknięte, ale pracownicy transgraniczni mogli je przekraczać. – Mieszkam w Wodzisławiu Śląskim i od czterech lat pracuję w Ostrawie, w firmie produkującej podzespoły motoryzacyjne – opowiada Alan, który do pracy jeździł 50 km w jedną stronę drogą ekspresową. – Cztery lata temu rynek pracy w Polsce był gorszy niż teraz, a płace w Czechach wyższe. Jego zdaniem najwięcej Polaków pracuje w czeskich hutach, kopalniach, przy produkcji podzespołów motoryzacyjnych. Jednak nie tylko. – Firma produkująca narzędzia chirurgiczne w Karwinie straciła pracowników, których większość pochodziła z Polski. W czasie kiedy szczególnie potrzebny jest sprzęt medyczny, nieprzemyślana decyzja polityków prowadzi do takich absurdów – podkreśla i dodaje: – Przykro mi, że rząd nie reaguje na nasze postulaty. Dlaczego mamy być męczennikami, gdy inne kraje pozostawiły otwarte granice dla pracowników transgranicznych? Wiele osób straciło pracę, niektóre dowiedziały się o tym z SMS-ów. Alan Szatyło ma więcej szczęścia, wziął po prostu urlop wypoczynkowy, ale nie wszyscy mieli taką możliwość. – Nieprawdą jest, że każdy ma płacone jakieś postojowe – wyjaśnia. – Część w obawie przed utratą pracy idzie na L4. Inni lądują na kwarantannie. W ten sposób mogą liczyć na czeskie wsparcie. Lepiej, by rząd pozwolił nam po prostu pracować – apeluje. Anna Weisberg z Jastrzębia-Zdroju właśnie straciła pracę w Czechach. Uważa, że Czesi wykorzystali koronawirusa i pozbyli się niepotrzebnych pracowników z Polski. – Dwa i pół roku pracowałam w Nowym Jiczynie przy produkcji lamp samochodowych. Byłam zatrudniona przez czeską agencję pracy tymczasowej. Do zakładu jeździłam pracowniczym busem – opowiada. O znalezieniu zatrudnienia w Czechach zdecydowały względy ekonomiczne, Czesi po prostu więcej płacą. – Wszędzie mówiło się o koronawirusie i namawiano, by zachowywać się odpowiedzialnie. Czułam się źle, bolało mnie w płucach. Lekarz dał mi L4 i od 12 marca przebywałam na zwolnieniu lekarskim – wyjaśnia. 17 marca zadzwonił do niej przedstawiciel czeskiej agencji pracy i zwolnił ją telefonicznie. – Powiedział, że z powodu epidemii ograniczają produkcję. Zawalił mi się świat. Samodzielnie wychowuję 11-letnią córkę. Nie mamy środków do życia poza 500+, dostaję też 250 zł alimentów na dziecko. Nie mam pieniędzy na poradę prawną i w obecnej sytuacji szansa na znalezienie innej pracy jest niewielka – zamartwia się. W dodatku nie może korzystać z bezpłatnej opieki zdrowotnej w Polsce, bo nie jest u nas ubezpieczona. Co gorsza, nie może się zarejestrować jako osoba bezrobotna, bo w Czechach przebywa na zwolnieniu lekarskim. Problem pracowników transgranicznych dotyczy także osób pracujących w Polsce, które, jak Patrycja Wieczorek z mężem, mieszkają w Czeskim Cieszynie. Marcin ma więcej szczęścia, bo może pracować zdalnie. Patrycja, zatrudniona w markecie budowlanym, od dwóch tygodni siedzi w domu. – Popieramy inicjatywę przywrócenia możliwości przekraczania granicy przez pracowników transgranicznych, bo sami nimi jesteśmy, przy czym nasza sytuacja jest specyficzna. Ten problem dotyka przede wszystkim Polaków pracujących w Czechach, ale jest grupka Polaków mieszkających w Czechach, takich jak my, którym decyzja polskiego rządu uniemożliwiła wykonywanie obowiązków zawodowych w Polsce – tłumaczy Patrycja Wieczorek. Wieczorkowie










