Życie po powrocie

Życie po powrocie

Przełamanie stereotypów na temat zaburzeń stresowych żołnierzy to jedno z najważniejszych zadań naszej armii Tomasz Kloc– prezes Stowarzyszenia Rannych i Poszkodowanych w Misjach poza Granicami Kraju Podczas rutynowego patrolu wybuchła mina pułapka, został pan ciężko ranny, co kompletnie zmieniło pańskie życie. Co było później najtrudniejsze? – Powrót do normalnego życia… i nie chodzi mi o leczenie, rehabilitację, powrót do zdrowia. To naturalne dążenie, naturalna walka o przywrócenie jak największej sprawności swojego ciała. Co zatem znaczy powrót do normalnego życia? – Trudno odpowiedzieć wprost, na to się składa wiele czynników. Każdy musi przejść swoją drogę. Ja odszedłem z wojska po 12 miesiącach leczenia, komisja orzekła: niezdolny do zawodowej służby wojskowej. Po 13 latach bycia żołnierzem, po dwóch misjach bojowych. W Libanie byłem 13 miesięcy, na drugiej misji w Iraku – cztery i pół miesiąca, zanim zostałem ciężko ranny. Byłem doświadczonym żołnierzem. Który został wyrzucony poza nawias. – Czasami miałem chwile, kiedy czułem: Murzyn zrobił swoje, Murzyn może odejść. Moje doświadczenie dotyczące rozminowywania, zdobyte w kraju oraz na jednej i drugiej misji, staż wojskowy – to wszystko stało się bez znaczenia, nie miało żadnej wartości. Trudna też była świadomość: nie ma mnie w wojsku, jestem gdzieś z dala. Ale mnie się udało, poszedłem na studia, potem na drugie, zacząłem pracować w cywilu, zaliczyłem jakieś stopnie awansu zawodowego w Urzędzie Miasta w Szczecinie. Przeszedłem drogę transformacji do życia w cywilu. Nie wszystkim to się udaje. – Niektórzy zaczynają skręcać w kierunku patologii: alkoholizm, narkotyki, załamania nerwowe. Czują, że są niepotrzebni. Co z tego, że dostają rentę, wprawdzie niezbyt dużą, ale pozwalającą przeżyć. To są ludzie młodzi, a nie starzy, w wieku przejścia na emeryturę, którzy myślą: nie dam rady, to zwolnię tempo. Ci żołnierze żyli na wysokich obrotach i raptem wszystko wywróciło się im do góry nogami. Nie wszyscy potrafią wykorzystać zmianę, aby odbudować swoje życie. Trzeba im pomóc. Czy są jakieś rozwiązania systemowe w pomaganiu żołnierzom poszkodowanym podczas misji? – Jest system, który całkiem nieźle funkcjonuje, ale ma jeszcze słabe punkty, takie jak niewłaściwi ludzie angażowani do pomocy czy niedostosowanie niektórych przepisów do zwykłych życiowych sytuacji. Bywa, że poszkodowani żołnierze muszą zabiegać o właściwą opiekę i pomoc. Ja byłem ranny w łokieć, nadgarstek i nogę po wybuchu miny, mam orzeczone 65% uszczerbku na zdrowiu. Jakie leczenie mi przysługuje? Nogi, łokcia oraz nadgarstka. I nie ma znaczenia, że wybuch zadziałał na mój mózg, serce – bezpośrednio po zdarzeniu tego nie ujawniono, więc nie mogę korzystać z uprawnień do leczenia. Czyli jednak Murzyn zrobił swoje i może odejść. – W Stanach Zjednoczonych weteranem żołnierz zostaje niejako automatycznie – o tym decyduje staż na misjach zagranicznych, a stopień utraty zdrowia o dodatkowych uprawnieniach. U nas żołnierz musi złożyć wniosek i zaświadczenia, a nierzadko sporo się nachodzić, żeby uzyskać status weterana. Wielu nie chce o to zabiegać. To sytuacja co najmniej dziwna. Załóżmy: obaj byliśmy na misji, pan złożył wniosek i został weteranem, ja nie złożyłem i co? Nie jestem weteranem? Status weterana powinien mieć każdy, kto był na misjach bojowych, to powinno być przyznawane z urzędu. Oczywiście nie chodzi o specjalne przywileje, specjalną opiekę zdrowotną lub wynagrodzenie finansowe, to powinno bezwzględnie dotyczyć rannych i poszkodowanych. A tak na marginesie boli mnie, że firmy, które zarabiają krocie na dostawach dla armii, nie mają w swojej strategii marketingowej wspierania weteranów. Jeśli starają się o kontrakt, bywa, że przekażą jakieś wsparcie za pośrednictwem naszego stowarzyszenia. Gdy kontrakt dostaną – nie odpowiadają na nasze pisma. U naszych sojuszników zza oceanu to nie do pomyślenia. Co wynika ze statusu weterana? – To jest symboliczne, weteran ma uprawnienia do dodatkowych pięciu dni urlopu, ale jeśli przechodzi do cywila, może uczestniczyć w różnych uroczystościach na koszt MON, po ukończeniu 65. roku życia może wystąpić o zapomogę, a po śmierci przysługuje mu asysta honorowa. To raczej niewiele. – Tych uprawnień rzeczywiście nie ma za dużo, ale jestem realistą. Nie miałbym specjalnych oczekiwań tylko dlatego, że byłem na misji, gdyby nie to, że zostałem ciężko ranny. To zmienia położenie człowieka – długotrwałe leczenie, rehabilitacja, powrót albo próba powrotu do normalnego życia. Otrzymanie kilku legitymacji – weterana czy osoby poszkodowanej, o które trzeba zabiegać, zbierać dokumentację, jeździć

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2015, 26/2015

Kategorie: Wywiady