Energia elektryczna w Polsce drożeje i musi drożeć Prąd, z którego korzystamy w Polsce, należy do najdroższych w Europie. I, niestety, na pewno nie będzie tańszy. Według szacunków Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów, biorąc pod uwagę naszą siłę nabywczą, cena energii tylko w czterech lub pięciu krajach Unii Europejskiej jest wyższa niż u nas. Jak mówi Małgorzata Krasnodębska-Tomkiel, prezes UOKiK, w stosunku do zarobków droższy prąd niż my mają m.in. mieszkańcy Węgier, Malty i Słowacji. Unijne statystyki (Eurostat, dane z 2009 r.) pokazują natomiast, że jedynie na Węgrzech za prąd płaci się więcej niż w Polsce. Najnowsze podwyżki – od Nowego Roku energia dla odbiorców indywidualnych zdrożała u nas o 6-7% – mogły sprawić, że już wyprzedziliśmy Węgrów i staliśmy się tym krajem UE, w którym wydatki na energię pochłaniają największą część zarobków. – Na pewno w stosunku do naszej siły nabywczej prąd w Polsce jest najdroższy w Europie – twierdzi prezes Towarowej Giełdy Energii, Grzegorz Onichimowski. Tendencja cenowa panująca w Polsce ogromnie różni się od europejskiej. W latach 2008-2009 energia elektryczna w Europie staniała średnio o 1,5%. W naszym kraju – zdrożała o 17,9%. To najwyższy wzrost cen prądu w całej Unii Europejskiej! I jest to proces ciągły. W ubiegłym roku ceny energii dla odbiorców indywidualnych poszły w górę o 5% (statystycznie, średnio prąd w 2010 r. zdrożał o 3,5%, bo cena energii dla przedsiębiorstw rosła znacznie wolniej niż dla osób fizycznych). W przyszłym roku odbiorcy indywidualni powinni się spodziewać podwyżki najprawdopodobniej jeszcze większej niż obecna. Czas podkręcania liczników Tegoroczna podwyżka cen prądu nie jest jednakowa w całym kraju. Propozycje wzrostu cen, przygotowywane przez firmy energetyczne, przedstawiane są do akceptacji Urzędowi Regulacji Energetyki. Polski rynek energii został podzielony pomiędzy sześciu największych dostawców, których taryfy nieco się różnią. W szczegółach jest to nie do rozgryzienia, bo nikt nie pojmie, dlaczego oprócz ceny za kilowatogodzinę płacimy jeszcze „opłatę przejściową”, „składnik stały stawki sieciowej”, „opłatę handlową”, „opłatę rozliczeniową” i dlaczego wszystkie te opłaty wynoszą tyle, ile wynoszą. W każdym razie zaakceptowane przez URE 6-7% średniej podwyżki oznacza, że typowa polska rodzina 2 plus 2, która rocznie zużywa przeciętnie 4,5 tys. kWh energii, a za każdą płaci realnie 55 gr, w tym roku zapłaci za prąd o jakieś 120 zł więcej niż w 2010 r. To niby nie są kokosy. Gdy jednak zważyć, że w sumie od 2007 r. energia zdrożała prawie o 30%, co dla wspomnianej rodziny oznacza w tym czasie łączny wzrost opłat o ponad 500 zł (podczas gdy rzeczywiste zarobki niemal się nie zwiększyły), jest to już odczuwane przez napięte budżety polskich gospodarstw domowych. Droższy prąd oznacza też stopniowy wzrost innych należności (np. czynszu). W 2007 r. ustępujący premier Jarosław Kaczyński w ramach finansowego „prezentu” dla zwycięskiej Platformy doprowadził do uwolnienia cen energii dla odbiorców przemysłowych, co spowodowało w latach 2007-2008 łączną podwyżkę cen prądu sprzedawanego firmom o prawie 100% i oczywiście częściowo przełożyło się na to, że zdrożało wiele towarów konsumpcyjnych oraz usług. Ponadto, inaczej niż w Unii Europejskiej, u nas ceny prądu będą w przyszłości tylko rosnąć. Słabą pociechą dla nas jest to, że w tym roku mogło być jeszcze drożej. Przedstawione przez dostawców energii propozycje wzrostu cen na 2011 r. wynosiły od 15 do 22%. Po negocjacjach z URE, który ma prawo nie przyjąć podwyżek żądanych przez koncerny energetyczne, stanęło na wspomnianych 6-7%. To tradycyjny rytuał, dostawcy co roku konstruują swe plany taryfowe z zapasem, żeby móc je zgodnie obniżyć po rozmowach z URE. Taryfy czterech krajowych dostawców energii (PGE, Enea, Tauron i Energa) zostały zatwierdzone jeszcze w 2010 r., natomiast dwa zagraniczne koncerny: niemiecki RWE i szwedzki Vattenfall, nie godziły się, by polski regulator dyktował im ceny, i od trzech lat nie chciały przedstawiać cenników do akceptacji. W styczniu spór został jednak zażegnany. – Wszystkie firmy dostarczające energię przedstawiły swe plany taryfowe Urzędowi Regulacji Energetyki. Nowe taryfy zostały zatwierdzone 21 stycznia i zaczęły już obowiązywać – mówi Agnieszka Głośniewska, rzecznik URE. Efektem napięcia, poniekąd
Tagi:
Andrzej Dryszel