Orzechowy minister i inni

Orzechowy minister i inni

Skompromitowany wiceminister środowiska dostał ciepłą posadkę w Toruniu Nikt się nie spodziewał, że szefem Rady Nadzorczej Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Toruniu zostanie 35-letni Maciej Trzeciak. Ten sam, który w atmosferze skandalu w styczniu br. musiał pożegnać się z fotelem wiceministra środowiska, na który rekomendowała go PO. Na wrześniowym posiedzeniu sejmiku kujawsko-pomorskiego jego kandydaturę (wysuniętą przez ministra środowiska) przedstawiono lakonicznie: Maciej Trzeciak – ekspert NFOŚ. Nic dziwnego, że niektórzy radni nie połapali się, że to ten, o którym pół roku temu huczało w mediach. A huczało mocno, gdy okazało się, że Trzeciak w 2007 r. kupił na przetargu dla miejscowych rolników 206 ha ziemi w Zachodniopomorskiem. Żeby móc przystąpić do przetargu, trzeba było mieć gospodarstwo rolne w gminie Recz i stałe zameldowanie w okolicy. Przypadkiem akurat wiceminister w tym czasie na dziewięć miesięcy przemeldował się do Choszczna, leżącego ok. 30 km od Recza, i wydzierżawił od reczańskiego rolnika 2,3 ha ziemi. A ponieważ wcześniej kupił i obsadził włoskim orzechem 50 ha we wsiach Karwowo i Gostomin, mógł powiększyć plantację do 150 ha i skorzystać z unijnych dopłat do uprawy orzecha. Na 100 ha dopłata ta wynosi 1,8 tys. zł na każdy hektar przez trzy pierwsze lata i ok. 1540 zł w latach następnych. Za kolejne 50 ha Trzeciak – zgodnie z przepisami – dostaje 50% wyjściowej stawki. Drzewka owocują dopiero po sześciu-ośmiu sezonach, czyli po posadzeniu drzewek przez pierwsze lata orzechowi rolnicy zajmują się głównie inkasowaniem i wydawaniem unijnych pieniędzy. Z czego do kieszeni obrotnego Macieja Trzeciaka rocznie wpada ok. 225 tys. zł. Trzeciak żadnej swojej winy w tym nie widział, bo przecież wszystko, co robił, było zgodne z prawem. Takie obchodzenie paragrafów nie spodobało się jednak innym, a co ważniejsze – wokół sprawy zrobił się medialny szum i wiceminister musiał odejść. Nie ulegało bowiem wątpliwości, że gdyby nie fikcyjny meldunek, Trzeciak nie mógłby nabyć ziemi i otrzymywać unijnych pieniędzy. Retoryczne w tym miejscu jest pytanie, czy nieźle opłacani pracownicy wyższej administracji powinni korzystać z rolniczych dopłat. Nie mówiąc o tym, że dziwne jest dotowanie uprawy orzecha włoskiego właśnie w Zachodniopomorskiem, gdzie klimat jest zbyt zimny dla tej rośliny i uprawa na dłuższą metę się nie udaje. Maszynka do głosowania Głosowanie niezorientowanych radnych sejmiku samorządowego na Macieja Trzeciaka (z perspektywy bydgosko-toruńskiej człowieka znikąd) okazało się zwykłą formalnością. 19 głosów za, trzy – przeciw przy pięciu wstrzymujących się. – Jeszcze się nie zdarzyło, ani u nas, ani w innych sejmikach, żeby kandydatura na szefa rady nadzorczej Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska wysunięta przez ministra została odrzucona – broni radnych Paweł Olszewski, wiceprzewodniczący zarządu kujawsko-pomorskiej Platformy Obywatelskiej, gdy „Przegląd” zarzuca im bezwolność. – Myślę, że wielu radnych zmieniłoby zdanie, gdyby wiedziało, że głosują za skompromitowanym ekswiceministrem, który w dodatku pracuje również w Radzie Nadzorczej WFOŚiGW w Szczecinie – twierdzi Jan Szopiński z Klubu Radnych Lewica. SLD podejrzewa, że lakoniczne informacje o Trzeciaku w projekcie uchwały sejmiku to nie przypadek. – Domagaliśmy się przed głosowaniem wglądu w życiorys kandydata na szefa rady nadzorczej. Pytaliśmy, czy w ogóle jest pracownikiem resortu lub Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska, bo tylko z tego grona można wybierać radę nadzorczą – bezskutecznie. Czy chcieli w ten sposób ukryć kłopotliwą przeszłość i obecne powiązania przedsiębiorczego kolegi z Zachodniopomorskiego? – pyta Krystian Łuczak, przewodniczący rady wojewódzkiej SLD w Kujawsko-Pomorskiem. – Czy naprawdę kadr do nas trzeba szukać pod Szczecinem? – pyta Szopiński. Nawet platformersi nie są zadowoleni. W tym Paweł Olszewski, który nie ma nic przeciwko nominowaniu ludzi spoza regionu na stanowiska niepolityczne. – Bo w takich przypadkach powinny decydować wyłącznie kompetencje – przekonuje. Ale nawet on przyznaje, że wybór osoby, która tak niedawno w atmosferze skandalu musiała zrezygnować ze stanowiska wiceministra, „stawia ich w sytuacji mało komfortowej”. Spadochroniarski raj Niestety, moda na obsadzanie prominentnych stanowisk ludźmi spoza regionu trwa w Kujawsko-Pomorskiem już wiele lat. Za rządów PiS mieli tam wojewodę z Poznania i szefową telewizji z Krakowa. Nadal mają komendanta wojewódzkiego policji rodem z Gdańska. Niezależnie od tego, kto nominuje, tłumaczy się zawsze tak samo: chcemy

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc 30,00 zł lub Dostęp na 12 miesięcy 250,00 zł
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2009, 40/2009

Kategorie: Kraj