Putinofilia i putinofobia

Putinofilia i putinofobia

Ci, którzy liczą na zmianę świadomości Rosjan z dnia na dzień, są bardzo nierealistyczni Według w pełni wiarygodnych rosyjskich badań (www.fom.ru, z 16 sierpnia 2009 r.) 71% wielonarodowego społeczeństwa Federacji Rosyjskiej wciąż ma zaufanie do swojego byłego prezydenta, obecnie premiera, 76% zaś uważa, że dobrze radzi on sobie z problemami kraju; nie ufa mu jedynie 10%. Prezydentowi Miedwiediewowi ufa 60%, odmiennego zdania jest 14%. Dla porównania (badania CBOS z lipca 2009 r.) – prezydentowi Kaczyńskiemu ufa 33%, a nie ufa 45% Polaków, premierowi Tuskowi odpowiednio 53% i 27%. Moglibyśmy więc Rosjanom pozazdrościć przywódcy, który cieszy się niesłabnącym zaufaniem od niemal 10 lat, gdyby nie fakt, że sami oceniamy Putina brutalnie inaczej. Z sondażu GfK Polonia dla „Rzeczpospolitej” (marzec 2009) wynika, że przewodzi on zdecydowanie w rankingu na najbardziej złowrogiego polityka: 56% polskich obywateli boi się go (na drugim miejscu jest Erika Steinbach – 38%, na trzecim – prezydent Iranu, Mahmud Ahmadineżad – 26%), Rosja zaś jest dla nas krajem prowadzącym politykę zagrażającą bezpieczeństwu Polski (58%). Nic więc dziwnego, że w takiej atmosferze 34% z nas wolałoby, żeby Putin do Polski w ogóle nie przyjeżdżał, a tylko 22% docenia jego gotowość uczestniczenia w uroczystościach na Westerplatte w rocznicę rozpętania wojny; reszta domaga się przeprosin za historię (lipiec 2009, MARECO Polska). Skąd takie rozbieżności w postrzeganiu Putina przez Polaków i wielonarodowych Rosjan? Byt określa świadomość Lata 90. XX w. – okres panowania Borysa Jelcyna – oceniane są przez Rosjan bardzo źle. To czas kolejnej smuty w historii Rosji, czyli bezrządu, nierządu, anarchii, korupcji, biedy milionów i bezprawnego, mafijnego bogacenia się co sprytniejszych jednostek. Ówczesną „prywatyzację” masy określiły mianem „prichwatizacji” (nachapania się), wymarzoną zaś „demokrację” – „dier’mokracją” („gównokracją”). Ludzie miesiącami nie otrzymywali emerytur, rent, pensji. Rządzili oligarchowie i mafia. Nieomal każdego dnia ktoś ginął w strzelaninie. Instytucja państwa była fikcją. Jak zawiedzione było społeczeństwo ową dier’mokracją i prichwatizacją, najlepiej świadczy fakt, że Jelcyn, oddając władzę na przełomie 1999 i 2000 r., miał poparcie społeczne w granicach błędu statystycznego – 2%. Wówczas 54% mieszkańców Federacji Rosyjskiej uważało, że najdostatniej żyło im się w czasach Breżniewa, 8% – że za Stalina i zaledwie 1% – że za Jelcyna. I oto na miejsce znienawidzonego „pijaczyny” przyszedł wysportowany, niepijący młody człowiek, któremu dosyć szybko udało się przegonić kilku oligarchów i postawić na nogi instytucję państwa. Ludzie zaczęli regularnie otrzymywać emerytury i pensje. Mało tego – z miesiąca na miesiąc były one coraz wyższe. Na ulicach Hiszpanii, Turcji, Francji, we Włoszech coraz częściej słychać język rosyjski – Rosjan już stać na wczasy zagraniczne. Mają pieniądze i paszporty w kieszeni i kto ich przekona, że są jakoby zniewoleni przez nową władzę, że w Rosji nie ma demokracji? I co z tego – mówią – że to wszystko jakoby wyłącznie dzięki ropie? Jelcyn też miał ropę, a jak się gospodarzył? Co roku pytam kolejną grupę rosyjskich studentów, czy czują się w jakikolwiek sposób zniewoleni przez swoje państwo, władzę, rzeczywistość. Za każdym razem moje pytanie wywołuje zdziwienie. O jakim zniewoleniu może być mowa, skoro z własnej woli bez przeszkód studiują w Polsce? Jeśli ich coś lub ktoś zniewala, to wyłącznie ewentualne problemy z europejskimi wizami. Niektórzy wspominają jeszcze o korupcji, ale zaraz dodają: „A czyżby w Polsce jej nie było?”. Inaczej pojmujemy „wolność” i „demokrację”. Musi to na Rusi… Nazywanie Putina carem, Włodzimierzem Dzieciobójcą, przyrównywanie go do Stalina, Iwana Groźnego, żarłocznego wilka, niedźwiedzia stało się w polskiej publicystyce niemal normą. Nie lubimy Putina i niechęć do niego przenosimy na całą Rosję-państwo. Do Rosji-kultury mamy z reguły sympatię, gdyż ta często jest w opozycji wobec instytucji państwa. Sprzyjamy rosyjskim „demokratom”, którzy wypadli z kręgu władzy. Jesteśmy po stronie tych, którzy nie liczą się już na rosyjskiej scenie politycznej i nie mają najmniejszych szans w wyborach, dokonywanych przez mieszkańców Rosji. Dlaczego? Bo w odróżnieniu od Rosjan nie lubimy silnej władzy. Stąd np. nasza sympatia dla słabego Gorbaczowa i Jelcyna. Czy nie bylibyśmy usatysfakcjonowani, gdyby rozleciał się nie tylko Związek Sowiecki, ale i cała Rosja? O sile państwa

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 2009, 36/2009

Kategorie: Opinie