Archiwum

Powrót na stronę główną
Felietony

Rozpacz ukarana

Jechałem wczoraj do Warszawy z mojego Kaczego Dołu, w którym mieszkam od blisko pół wieku i natrafiłem na scenę dobrze mi znaną z dawnych lat. Duża grupa młodych ludzi, ubranych w mundury policyjne, grała wyznaczoną jej rolę “damskich bokserów”, czyli dość brutalnie usuwała z jezdni Trasy Łazienkowskiej niewielki tłum zrozpaczonych pielęgniarek. Doszło, jak wiemy z mediów, do “przepychanek”; w rezultacie kilkanaście kobiet trzeba było oddać pod opiekę szpitalną, inne skierowano do kolegium, by tam wyznaczono im kary za rozpacz, jakiej uległy z powodu biedy w ich domach. Kara za rozpacz? Czy taka miała być nasza polska nadzieja, w imię której bojowaliśmy z komuną o wolność i godne życie? Kara za rozpacz. Szczególna sprawa. Prawicowa doktryna polityczna głosi uparcie to samo, co obwieszczała komuna: “Drogi muszą być przejezdne – zrozpaczeni mają milczeć i pracować”. Nie jest dobrze, gdy rozpacz jednych utrudnia normalne życie innym i być może wszystko wyglądałoby w naszej ojczyźnie inaczej, gdybyśmy mieli sprawiedliwe państwo. Polska jest, niestety, inna. Zbliżamy się do niego albo już osiągnęliśmy europejski rekord rozwarstwienia społecznego. Nasi nababowie zarządzający gospodarką bądź mediami osiągają miesięcznie większe dochody niż te dygocące z zimna na drogach, protestujące pielęgniarki w ciągu

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony

Gulasz

Na zakończenie roku, stulecia i tysiąclecia tygodnik “Polityka” wydał książkę “Wiek XX”. Książka ta jest podsumowaniem ankiet, które “Polityka” rozsyłała wśród swoich czytelników od roku 1998 i na które odpowiedziało, ponoć, aż 50 tysięcy osób. Są to osoby ponadprzeciętnie wykształcone, dość przyzwoicie sytuowane, a także w sporym procencie kierujące pracą innych osób, takie jest bowiem statystyczne oblicze czytelnika “Polityki”. Pytania zadawane przez “Politykę” dotyczyły praktycznie wszystkiego, na co można odpowiedzieć prostym wyliczaniem nazwisk, faktów lub dat. A więc, jacy są najwybitniejsi Polacy XX stulecia, a kto był najwybitniejszy na świecie, kim są najwięksi dobroczyńcy i złoczyńcy minionego wieku, jakie są najważniejsze wydarzenia ostatnich stu lat, kto był największym aktorem, sportowcem lub osobowością telewizyjną? Otrzymane odpowiedzi zgromadzono w 11 działach, które po części krzyżują się ze sobą. A więc najwybitniejszy pisarz może tu być także najwybitniejszym Polakiem, jak zdarza się to Sienkiewiczowi, Mrożkowi i Herbertowi, a największy złoczyńca może być także największym dobroczyńcą, jak zdarza się to Adolfowi Hitlerowi, który na liście złoczyńców zajmuje zaszczytne pierwsze miejsce, zaś na liście dobroczyńców miejsce 72., przyznane głosami 195 osób, których nie chciałbym nigdy spotkać. Nad rankingiem “Polityki” na temat XX

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Publicystyka

Bractwo protestantów

Kto nie demonstrował za młodu, ten na starość będzie zapewne jedynie zgorzkniałym, cienkim Bolkiem. Ostatnie 20 lat upływającego wieku to dla wielu lata przeróżnych protestówek. Od dramatycznych strajków zagrożonych niekiedy utratą wszystkiego, poprzez lata Pomarańczowej Alternatywy czyniącej z przenajświętszej demonstracji zabawę ludową, aż po wulkan protestówek lat 90. Kiedy już nie bili. Każdy, kto organizował protestówkę, niezależnie, czy miał to być poważny strajk, czy tylko demonstracyjne przykucie się kajdankami do kaloryfera w ważnym urzędzie centralnym, ten wie, jak cenna jest strona logistyczna protestówki. Pikieciarze znać muszą wcześniej prognozy pogody, najlepiej z kilku niezależnych źródeł; demonstranci ciągnący pod dawny URM – układ stołecznych ulic, żeby nie dać się wyprowadzić w pole. Protestujący pod Sejmem znać muszą kalendarz i porządek obrad. Po co zrywać gardła w dniu, kiedy parlamentarzyści są poza stolicą. W czasie ostatniego dwudziestolecia powstała subkultura demonstracyjno-protestowa. Zachęcam antropologów kultury, badaczy politycznych obyczajów do troskliwej, wnikliwej obserwacji. Polska, tu zapieję z górnych tonów, wprowadziła do europejskiej czy nawet światowej kultury protestacyjnej wiele oryginalnych, sprawdzonych rozwiązań. Niestety, chociaż czasem już na świecie znanych, to nie nam powszechnie przypisywanych. Zwłaszcza w protestowo mniejszej skali, indywidualnych demonstracji. Każdy

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony

Czas na kurację, panowie

Rok kończy się zdarzeniami tragikomicznymi. Telewizja pokazuje mężczyzn, którzy zachowują się hormonalnie. Jak się jeden zamachnął szablą na swoje zdjęcie, bo myślał, że jest faszystą, to drugi z białym całunem rzucił się na rzeźbę przygniecionego meteorem papieża. Podobno myślał, że coś naprawdę przytrafiło się Ojcu Świętemu. Inni mężczyźni zrywają plakaty “Playboya”, bo wydaje się im, że to prawdziwe. Wszyscy działają w poczuciu jakieś wielkiej misji. Jeszcze trochę i któryś wrzuci Syrenkę do Wisły. Żeby sobie popływała. Poczucie misji towarzyszy także senatorom (to już bez względu na płeć), którzy rok zamykają odrzuceniem kandydatury Mirosławy Kątnej na stanowisko rzecznika praw dziecka. No cóż, przyznać trzeba, że przygwoździli przewodniczącą komitetu Ochrony Praw Dziecka. Pytali ją o ocenę Grudnia `70, potem o stopień religijności. Zażądali także jasnego powiedzenia, że choć ma dwoje dzieci (program minimum), to jest rozwiedziona, a to by się polskim dzieciom bardzo nie podobało. Żeby uchronić je przed zgorszeniem, Senat odrzucił kandydaturę pani Kątnej. Nowi kandydaci już wiedzą, że nieważne będzie ich przygotowanie merytoryczne, lecz posiadanie współmałżonka. Jakiegokolwiek. Niestety, polskie dzieci nie doceniają czujności Senatu. Od miesięcy nie mają szczęścia do rzecznika. Jeden zrezygnował po trzech miesiącach, teraz kandydatka ma złą ocenę

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Opinie

Lewy prosty

Anna Walentynowicz o Lechu Wałęsie: On tak naprawdę podeptał sprawę, on podeptał ideały Sierpnia, już wtedy, kiedy po trzech dniach zakończył strajk w stoczni. Donald Tusk o Bronisławie Geremku: Profesor jako nowy przewodniczący powinien wykazać gest najlepszej woli w stosunku do tych wielu ludzi, którzy czują się trochę pokrzywdzeni decyzjami zjazdu. Bronisław Geremek o Donaldzie Tusku: Na razie oczekuję od pana Donalda Tuska odpowiedzi w sprawach zasadniczych, potem dopiero przejdziemy do kontaktów przyjacielsko-rodzinnych. Leszek Miller o Unii Wolności: Jeżeli UW chce się kłaść do grobu razem z nieboszczykiem, to jest jej wybór. Jan M. Rokita o Leszku Millerze: Pan Leszek Miller, kiedy mówi o umowach handlowych między UW a AWS, to się ośmiesza. Hanna Świda-Zięba o reformach: Hasło “SLD nie robiło reform, a my robimy” u ludzi, którzy te reformy odczuwają na własnej skórze, odnosi zupełnie odwrotny skutek. Ludzie myślą: a niechżesz już wróci to SLD, które nie robi reform. Adam Michnik o swoich rodzicach: Przede wszystkim wychowali mnie na polskiego inteligenta o patriotycznej wrażliwości. Waldemar Łysiak o Polakach: Mam bardzo złe zdanie o własnym narodzie. Dzień po wyborach obudziłem się jakby z takim poczuciem, że nie wiem, co ja tu robię, w tym społeczeństwie, w tym narodzie. Ludwik Stomma

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Notes dyplomatyczny

Ewakuacja trwa. Właśnie sejmowa Komisja Spraw Zagranicznych zatwierdziła kandydatury na ambasadorów Jerzego Margańskiego i Marka Ziółkowskiego. Ziółkowski, dyrektor Departamentu Europy Wschodniej, przeszedł z trudem, paroma głosami. Na tyle posłowie ocenili jego kompetencje… Ale przeszedł, mamy więc nowego ambasadora na Ukrainie. Od kiedy? Wszystko zależy od tego, kiedy Kijów prześle swoją zgodę. Ale gdy już przyśle, to Ziółkowski czym prędzej wyjedzie. Tak zapowiedział. Znacznie spokojniejszy od Ziółkowskiego jest Jerzy Margański, dotychczasowy dyrektor sekretariatu ministra. No cóż, wyjeżdża na dobrą, spokojną placówkę do Berna. Razem z nim ewakuuje się cały dotychczasowy staff szefa MSZ. I tak na przykład Janusz Ostrowski, dyrektor gabinetu Dyrektora Generalnego, wybiera się do Rzymu, gdzie ma objąć stanowisko konsula. Tam jego szefem ma być… Michał Radlicki, dotychczasowy Dyrektor Generalny. O wyjazd na placówkę zabiegają też i inni. Na przykład Joanna Kozińska-Frybes, obecna szefowa Departamentu Polityki Kulturalnej. Wcześniej była ambasadorem w Meksyku. Ale teraz spuściła z tonu i gotowa jest zadowolić się skromniejszym stanowiskiem, Konsula Generalnego w Barcelonie. Jeżeli jedni wyjeżdżają, to inni wracają. Tydzień temu pisaliśmy o przepychankach związanych z placówką w Tbilisi, pora więc na uzupełnienia. Jak pisaliśmy, obecny chargé d’affaires w Tbilisi, Piotr Borawski, bardzo

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Przegląd poleca

Kłopoty bez dotykania

Pociąg był przepełniony ociężałym, poświątecznym tłumem. Niektórzy jeszcze w myślach przeżuwali i odświętny obiad, i złote myśli rodziny. Teraz do głowy przychodziły najlepsze odpowiedzi w rodzaju: “Tak się ciocia mną zamartwia, a trzeba było wujka pilnować, jak…”; “Mariola mnie zostawiła? Lepiej być zostawionym niż okradzionym przez kochanka”; “Marta się nie uczy? Są dzieci, które mają talent”. Mężczyzna pod oknem już pouczał księgową, jak kiepsko przygotowała przekręt. Siedzący obok krótko obcięty facet też wyciągnął komórkę, ale nie zadzwonił, jak sądziła Anka, do prokuratury, tylko do kolegi prawnika, żeby omówić ten krótki tydzień do sylwestra. Spojrzała w ciemne okno. W odbiciu zobaczyła, że siedząca przy drzwiach kobieta wpatruje się w książkę, którą czytała. Tytuł “Jak kochać, żeby się nie zakochać?” dla kogoś, kto wyglądał na siostrę przełożoną na przepustce z wieloletniego odosobnienia, musiał być obrzydliwie seksualny. Anka już chciała powiedzieć, że w całym tekście ani razu nie pada słowo członek, co wskazuje na jego platoniczny charakter, gdy w torebce zaczęła rzęzić jej komórka. Ten idiotyczny dźwięk skomponowała Lilka, przyjaciółka z teatru. Obie grały ogony, co bardzo je zbliżyło do siebie. Po przedstawieniu potrafiły do północy przedrzeźniać odtwórczynie głównych ról, które oklaskiwano,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Tylko dla orłów

Nie ma w Polsce nagrody równie trudnej do zdobycia i równie pożądanej Już po raz czwarty ci, których praca przyśpiesza rozwój naszego kraju, stają przed szansą zdobycia Nagrody Gospodarczej Prezydenta RP. Kilkadziesiąt najważniejszych w Polsce instytucji i organizacji, zajmujących się życiem gospodarczym, do końca lutego 2001 r. zgłosi kandydatów do tego “polskiego Nobla”. Potem do pracy przystąpi Kapituła Nagrody Gospodarczej, która do końca kwietnia skompletuje w siedmiu kategoriach listy nominatów do Nagrody. Spośród nominowanych zaś prezydent RP wybierze najlepszych i w czerwcu przyszłego roku podczas Międzynarodowych Targów Poznańskich wręczy im osobiście swoje Nagrody Gospodarcze. Uroczystość ta będzie połączona z obchodami 80. rocznicy Międzynarodowych Targów Poznańskich. Poznamy laureatów w następujących kategoriach: “Polskie Przedsiębiorstwo”, “Małe Polskie Przedsiębiorstwo”, “Instytucja Finansowa”, “Eksporter”, “Gospodarstwo Rolne”, “Inwestycja Zagraniczna”, “Wynalazek”. W 1998 r., ustanawiając Nagrodę Gospodarczą, prezydent Aleksander Kwaśniewski mówił: “O pomyślności naszego społeczeństwa, o pozycji Polski w świecie w najbliższej przyszłości. a także za 10-15 lat, zadecydują w dużej mierze możliwości sprostania przez naszą gospodarkę światowej konkurencji”. Nagroda Prezydenta RP stawia poprzeczkę tak wysoko, że światowa konkurencja staje się mniej straszna, a laureaci i nominaci umieją sobie z nią radzić. Świadectwo najwyższej jakości Mamy za sobą

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Pozbawieni możliwości?

Pomoc socjalna czy aktywizacja środowisk popegeerowskich? Artykuł ten powstał na podstawie materiału z badań socjologicznych przeprowadzonych wiosną 2000 r. przez zespół młodych łódzkich socjologów, kierowanych przeze mnie na terenie 10 wybranych osiedli popegeerowskich w województwach: zachodniopomorskim, warmińsko-mazurskim i podlaskim, w gminach: Krynki, Stare Juchy, Nidzica, Jeziorany, Orneta, Pasłęk, Kobylnica, Polanów, Stargard Szczeciński, Stara Dąbrowa«). Są to te same osiedla, w których były zrealizowane w 1998 r. przez M. Halamską badania sytuacji życiowej, materialnej, sytuacji pracy i innych z tym związanych problemów społecznych. Celem badań w 2000 r. była analiza podejmowanych prób (udanych i nieudanych) aktywizacji środowisk popegeerowskich, skuteczność i konsekwencje tych prób. Marginalizacja zarówno w wymiarze poszczególnych jednostek, czy rodzin, jak i całych układów społecznych jest dotkliwa nie tylko dla bezpośrednio zainteresowanych tą sytuacją, ale stanowi ważny problem społeczny. Nie umniejsza go (a raczej pogłębia) argumentacja, że opisany stan jest, z jednej strony, konsekwencją utrwalonych nawyków i mentalności z lat względnej prosperity dla rodzin pegeerowskich (szczególnie lat 70.-80.) tj. bierności i postaw roszczeniowych wobec pracodawcy-patrona, a z drugiej – zmian systemowych i w konsekwencji likwidacji państwowego sektora rolnictwa, co doprowadziło do pozbawienia pracy, a następnie pauperyzacii rodzin popegeerowskich. W rezultacie z osiedli robotników rolnych, które powstały w poprzednim systemie,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Od czytelników

Listy

*Co znaczy dziś godność? Ostatnie lata i zmiany z nimi związane przyniosły wiele zamętu w dotychczasowym rozumieniu wielu pojęć. Jednym z nich jest pojęcie godności. Pojęcie to było jednym z najważniejszych wśród ideowych celów pierwszej “Solidarności”. Aktualnie zaś stało się bardzo wygodną zasłoną dla realizacji skrajnie egoistycznych celów garstki “twórców” naszej rzeczywistości. W latach 80. dążenie do godnego życia dla wszystkich dotyczyło poprawy warunków życia (nikt nie zakładał utraty minimum bezpieczeństwa socjalnego) oraz odzyskanie podmiotowości politycznej jednostki i społeczeństwa. W sumie sprowadzało się to do oczekiwania na socjalizm bez zwyrodnień i na Polskę niezależną. Godność miała być przywrócona jednostce i społeczeństwu. Stało się zupełnie inaczej. Z góry wykluczono dyskusję nad tym, jak nową rzeczywistość budować i przyjęto oszukańczo tylko jeden z wielu istniejących wzorów kapitalizmu. W rezultacie zabrakło warunków dla realizacji prawa do godności dla wszystkich. Zapomniano, że potrzeba godności jest niezbywalna dla wszystkich ludzi. Jak zatem jest. Jedni uważają za rzecz oczywistą otrzymywanie ze środków publicznych wynagrodzenia za pracę stanowiącego astronomiczną wielokrotność nie tylko najniższego, ale nawet średniego wynagrodzenia innych. Określają swoje wynagrodzenie jako “godne”, “godziwe”. Poziom tych wynagrodzeń jest często ustalany

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.