Czas na kurację, panowie

Rok kończy się zdarzeniami tragikomicznymi. Telewizja pokazuje mężczyzn, którzy zachowują się hormonalnie. Jak się jeden zamachnął szablą na swoje zdjęcie, bo myślał, że jest faszystą, to drugi z białym całunem rzucił się na rzeźbę przygniecionego meteorem papieża. Podobno myślał, że coś naprawdę przytrafiło się Ojcu Świętemu. Inni mężczyźni zrywają plakaty “Playboya”, bo wydaje się im, że to prawdziwe. Wszyscy działają w poczuciu jakieś wielkiej misji. Jeszcze trochę i któryś wrzuci Syrenkę do Wisły. Żeby sobie popływała.
Poczucie misji towarzyszy także senatorom (to już bez względu na płeć), którzy rok zamykają odrzuceniem kandydatury Mirosławy Kątnej na stanowisko rzecznika praw dziecka. No cóż, przyznać trzeba, że przygwoździli przewodniczącą komitetu Ochrony Praw Dziecka. Pytali ją o ocenę Grudnia `70, potem o stopień religijności. Zażądali także jasnego powiedzenia, że choć ma dwoje dzieci (program minimum), to jest rozwiedziona, a to by się polskim dzieciom bardzo nie podobało. Żeby uchronić je przed zgorszeniem, Senat odrzucił kandydaturę pani Kątnej. Nowi kandydaci już wiedzą, że nieważne będzie ich przygotowanie merytoryczne, lecz posiadanie współmałżonka. Jakiegokolwiek.
Niestety, polskie dzieci nie doceniają czujności Senatu. Od miesięcy nie mają szczęścia do rzecznika. Jeden zrezygnował po trzech miesiącach, teraz kandydatka ma złą ocenę z religii. Ale może to i dobrze, że sprawa się przeciąga. Po co tworzyć fikcję? Przecież polski rzecznik poza segregowaniem dramatycznych listów ma do dyspozycji tylko proszenie policji i urzędów, “żeby się zajęły”. Czekając na pomoc, dziecko straci wiarę, że w Polsce prawo jest nie tylko dla dorosłych.
Kończy się ten rok, w którym bardziej hormony niż rozsądek decydowały o tym, czy wystawa ocaleje, a dzieci będą miały swojego rzecznika. Ale wiadomość o tym, że w swych działaniach jesteśmy wyłącznie hormonalni, przelewa się przez wszystkie informacje. Także te dotyczące życia osobistego. Otóż w trzecie tysiąclecie mamy wkroczyć z fachową wiedzą, że ludzie nie zakochują się w sobie, lecz kierują się zapachem. Ważne jest też, by mieć porządny poziom testosteronu, bo przy małym spada nasze zainteresowanie seksem. Poza tym wymyślono genetyczną zdradę. Kobieta szuka partnera nie “na oko”, ale “na geny”, by je odpowiednio ze swoimi wymieszać.
Geny, zapach, hormony. Decydują o intymności, ale wpływają także na całkiem publiczne zachowania. Bardziej ulegają im mężczyźni. Jeśli w polskim parlamencie dochodzi do przepychanek, bohaterami są zawsze posłowie. Czas na kurację, panowie!

Wydanie: 2000, 52/2000

Kategorie: Felietony

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy