Archiwum

Powrót na stronę główną
Kraj

Da im jeszcze Hojarska popalić

Ona przede wszystkim najpierw sobie pomaga – mówią o posłance Samoobrony w jej rodzinnym Lubieszewie Sobotnie spotkanie polityków Samoobrony z wyborcami w Bytowie zaczyna się od skandalu. Kiedy spóźniony kilkanaście minut Andrzej Lepper w otoczeniu swojej świty wreszcie pojawia się na wypełnionym ludźmi zamkowym dziedzińcu, jeden z oczekujących, starszy mężczyzna, wykrzykuje nagle: – Lepper won, Lepper won. Przywódca Samoobrony, najwyraźniej zaskoczony takim powitaniem, próbuje najpierw jakoś sam opanować sytuację. Lecz staruszek nie daje za wygraną. – Jak ciebie widzę, to szlag mnie trafia – woła podniesionym głosem, postukując groźnie drewnianym kosturem. Grupka młodych chłopaków stojących przy scenie nieoczekiwanie nagradza tę ripostę oklaskami, co ostatecznie wyprowadza z równowagi Andrzeja Leppera. – Po co bijesz te brawa, gówniarzu jeden? – zwraca się do bezpośrednio do któregoś z klaszczących. – Chcecie mieć spotkanie, czy nie, po co tu przyszliście? – Dla przekory – mruczy pod nosem kawalerka, już mniej odważnie. Lecz bojowość staruszka zaczyna udzielać się i innym. Do awantury włączają się kolejni uczestnicy. Zdezorientowani ludzie rozglądają się po sobie. Trudno im ocenić całe to zamieszanie, więc milczą. Bo nie dla pyskówek tu przyszli, lecz po parę słów otuchy. Tymczasem spotkanie

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony

Kultura = tłuszcz

Donoszę, szczerze mówiąc, nawet nie wiem już komu, bo się pogubiłem, kto ma kompetencje w tym przedmiocie, że odkryłem z przerażeniem telewizję dla myślących. Jest to, proszę Pana/Pani – niepotrzebne skreślić – TV Polonia. Sprytny kanał założony prawdopodobnie przez Żydów lub masonów albo nawet niewyżytych Polaków, co by było nieszczęściem największym, założony dla tumanienia narodu polskiego filmami dokumentalnymi o Fryderyku Chopinie, Ignacym Paderewskim i dolinie Biebrzy. Podejrzeń co do intencji tej stacji nabrałem, kiedy uzmysłowiłem sobie, że za ocean nasze społeczeństwo wyjeżdża, żeby okładać Amerykę glazurą, papą i sidingiem, a nie delektować się Moniuszką i Słowackim. Wtedy właśnie zrozumiałem tę straszną prawdę, że ktoś próbuje nas w taki bezczelny sposób zmusić do myślenia o korzeniach i podstępnie nakłaniać, żebym poszedł do muzeum, a nie do supermarketu, gdzie jest ciągła obniżka cen, kiedy wszystkim wiadomo, że obrazy nie tanieją. A może ktoś sobie nie życzy, żeby robić z niego na siłę inteligenta?! Tym bardziej że co to jest obecnie kultura, to ja wiem, ponieważ opowiadała mi pewna pani dziennikarka, która przez wiele lat odpowiadała w swojej gazecie za film, teatr i literaturę, i ta pani stała się bezrobotna, ale ponieważ chciało się jej jeszcze pracować, znalazła ogłoszenie w największym niemieckim tygodniku polskojęzycznym, że poszukują kierownika

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Obserwacje

Między Puchatkiem a Pokémonem

Współczesne zabawki mówią dużo o dzieciach, ale jeszcze więcej o ich rodzicach Buggy Jazz, Homer Simpson, Furby Electronic, Millennium Robot, Tamaguchi… To nie są programy komputerowe, tylko nowe zabawki. Przed Dniem Dziecka rodzice mają nie lada dylemat. Tymczasem dzieci świetnie wiedzą, czego chcą jeszcze przed wejściem do sklepu z zabawkami. Telewizja i reklamy na dobre ukształtowały ich gusta. Wciąż królują Harry Potter z Pokémonem. – Mnóstwo dzieci pyta o postaci z kreskówek już po emisji pierwszego odcinka, zanim producent zdąży się w ogóle zorientować, że będzie popyt na gadżety – przyznaje właścicielka sklepu Czerwony Kapturek w Piasecznie. Od pewnego czasu rynek zdominowały zabawki elektroniczne. Jeszcze parę lat temu sięgały po nie nastolatki. Teraz bawią się nimi już kilkuletnie dzieci. Ale przytulanki wcale nie poszły w odstawkę. Jak mało które zabawki mają swoją stałą klientelę. Bez względu na cenę. Jednak od kilku lat coraz mniej wydajemy na zabawki. – Jeszcze trzy, cztery lata temu na prezenty dla dzieci potrafiliśmy przeznaczyć ponad 100 zł. Teraz najpopularniejsze są te do 20 zł – przyznają zgodnie właściciele sklepów zarówno w miastach wojewódzkich, jak i małych miasteczkach. – Rodzice nie wydadzą na prezenty dla

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Książki

Macie fantastyczną młodzież

Kiedy społeczeństwo jest słabe, pisarz staje się jego rzecznikiem. Wtedy jest Kimś Rozmowa z Carlosem Fuentesem – Czy współczesna Polska jest taka, jaką zachował pan we wspomnieniach z podróży po naszym kraju w 1963 roku? – Ależ skądże. To inny kraj, szybko się modernizujący, demokratyczny, a przede wszystkim inni ludzie: weseli, otwarci, życzliwi. Mile zaskoczył mnie zwłaszcza entuzjazm młodzieży, która żywo uczestniczyła w spotkaniach ze mną. Czytelnicy, którzy stali w kolejkach po mój autograf (na międzynarodowych targach książki – przyp. red.), zagadywali mnie w różnych językach, po hiszpańsku, po angielsku, po francusku, po niemiecku. Zdarzało się, że prosili, abym wyjaśnił jakiś cytat z którejś mojej powieści – a ja go nie pamiętałem! To dziwne wrażenie, kiedy ktoś lepiej pamięta, co pisarz napisał, niż on sam. – Wiedział pan, że jest tak poczytnym pisarzem w Polsce? – Kiedy moi agenci i wydawcy zapraszają mnie do jakiegoś kraju, zawsze mówią: „Pana tu czytają, uwielbiają, oczekują”. Pewnie wszystkim „swoim” autorom tak mówią. Nie znaczy to, że im wierzę! Jednak zainteresowanie polskich czytelników moją twórczością mile mnie zaskoczyło. Te tłumy ludzi: młodych, starszych, z dziećmi. Widziała pani kolejkę oczekujących na wejście na targi książki? Mierzyła kilkadziesiąt metrów, od rana do wieczora! Tu się

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Gospodarstwo w rękach prokuratora

Administrowanie mieniem publicznym w Gospodarstwie Pomocniczym Kancelarii Premiera było wielkim skandalem Jedyny chyba na świecie związek zawodowy, w którym są tylko i wyłącznie działacze funkcyjni, nie ma ani jednego szeregowego członka, powstał w ub.r. w Gospodarstwie Pomocniczym Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. Powód jest prosty – z funkcyjnymi związkowcami nie można rozwiązać umów o pracę. Głównym zaś celem działania 22-osobowego związku o nazwie EGIDA jest bronienie swych członków przed pozbawieniem dobrych posad. Gospodarstwo pomocnicze premiera, instytucja zajmująca się obsługą rządu i jego agend, w ramach podziału łupów po poprzednich wyborach, przyznana została Lidze Republikańskiej. Jej działacze oraz sympatycy objęli tam najważniejsze stanowiska. Niestety, mówiąc delikatnie, nie zawiadywali oni publicznym majątkiem, wchodzącym w skład gospodarstwa pomocniczego, z nadmierną starannością. Wyprowadzić, co się da Pod rządami osób z nadania Ligi doszło do ogromnego marnotrawstwa, zaniedbań i kradzieży w słynnym ośrodku wypoczynkowym w Łańsku (sprawa trafiła do prokuratury), niedbalstwo w regulowaniu należności sprawiło, że straty z powodu odsetek od niezapłaconych podatków sięgnęły 1,9 mln zł, zawarto szereg umów z rozmaitymi firmami, korzystnych dla nich, ale bardzo niekorzystnych dla GPKPRM, za publiczne pieniądze naprawiano i zaopatrywano w paliwo prywatne samochody, za grosze rozprzedawano wśród zaufanych pracowników

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Zdrajcy czy bohaterowie pokoju

Izraelscy rezerwiści odmawiają służby na terytoriach okupowanych To żarliwi patrioci wychowani według zasad syjonizmu, zaprawieni w bojach żołnierze, niekiedy wysocy oficerowie, którzy narażali życie za swój kraj już w niejednej bitwie. I teraz gotowi są walczyć w obronie Izraela, ale tylko w uznanych przez społeczność międzynarodową granicach państwa żydowskiego. Odmawiają natomiast służby na terytoriach okupowanych. Tych rezerwistów kierujących się nakazami sumienia nazywa się w Izraelu refusenikami, czyli odmawiającymi (od ang. refuse – odmawiać). Brytyjski dziennik „The Guardian” napisał o nich: „500 rekrutów do izraelskiej armii pokoju”. Ale w państwie żydowskim wielu uważa ich za defetystów i niemalże zdrajców, zagrażających jedności zagrożonego przez palestyńskich terrorystów narodu. Obecny ruch odmawiających narodził się w końcu stycznia br. Grupa 53 rezerwistów – „bojowników”, jak się nazwali – założyła organizację Ometz Lesarev (Odwaga, aby odmówić). W dzienniku „Yedioth Ahronoth” ukazał się manifest ruchu. Rezerwiści zapowiedzieli, że nie będą służyć poza granicami z 1967 roku, ponieważ ceną okupacji terytoriów palestyńskich jest utrata humanitarnego charakteru sił zbrojnych Izraela oraz korupcja całego izraelskiego społeczeństwa. Terytoria nie są częścią Państwa Izrael i istniejące na nich osiedla żydowskie będą musiały w końcu zostać opuszczone.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Obserwacje

Między ewangelią, piwem i uczelnią

Krakowskie juwenalia AD 2002 trwały cały tydzień Choć dawniej krakowskie juwenalia trwały trzy dni, nie wszystkim starczało sił, aby wytrwać do samego końca. Tanie wino i piwo łączyło ze sobą wierzących i niewierzących. Tysiące studentów maszerowało we wspólnym pochodzie z miasteczka studenckiego na Rynek Główny. Od siedmiu lat juwenalia trwają w Krakowie przez cały tydzień, na Rynek Główny w różnych dniach idą dwa pochody. – Najpierw są juwenalia bezalkoholowe, potem alkoholowe – tłumaczy mi Marek z Akademii Rolniczej. – Podzielono nas na lepszych i gorszych, pijących i niepijących, wierzących i niewierzących. Pierwszy tegoroczny pochód zorganizowany w ramach VII Chrześcijańskich Dni Żaka miał wyruszyć z miasteczka studenckiego w poniedziałek o 17, ale ulewa pokrzyżowała plany organizatorom. Mimo odwołania przemarszu kilkadziesiąt osób w strugach deszczu przeszło na krakowski Rynek, niosąc transparenty „Każda nawrócona jest zadowolona”, „Jezus Cię kocha, czyś Franek, czyś Zocha”. Drugi pochód, już w ramach tradycyjnych juwenaliów, nosił nazwę „Ciuchokracja” i wyruszył z miasteczka studenckiego cztery dni później, w piątek o 11. Przy pięknej pogodzie i w wielkim upale barwny korowód złożony z ponad 5 tys. przebierańców w samo południe dotarł na Rynek Główny. A pomysłów na stroje dostarczyło

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Kaliningrad jak Alaska?

Rozmowy Moskwy i Unii Europejskiej w sprawie rosyjskiej enklawy przypominają dialog głuchych Korespondencja z Moskwy „Myślałem, że trafiłem do Stambułu”, powiedział cytowany przez tygodnik „Obszczaja Gazieta” siódmoklasista z Kaliningradu w czasie pierwszej w życiu wycieczki do Moskwy. „Wielka Ziemia”- Rosja – staje się coraz bardziej egzotyczna i obca dla mieszkańców „Małej Ziemi”, czyli enklawy kaliningradzkiej. Władze Rosji obawiają się, że odcięcie jej wizami po rozszerzeniu Unii Europejskiej może doprowadzić do rozpadu kraju. Nieufający władzy Rosjanie boją się, że enklawa podzieli los Alaski – zostanie sprzedana Niemcom, jak zapowiadał w ubiegłym roku „Daily Telegraph”. „Wyeliminowanie niebezpieczeństwa osłabienia roli i znaczenia obwodu jako nieodłącznej części Federacji Rosyjskiej”, tak określono główne zadanie w przyjętej na Kremlu w marcu ubiegłego roku „Federalnej koncepcji polityki społeczno-ekonomicznej w stosunku do obwodu kaliningradzkiego”. W przeciwieństwie do byłego ministra obrony, Pawła Graczowa, który w połowie lat 90. chciał otoczyć enklawę pasem umocnień i przekształcić w potężną bazę wojskową, dokument skupia się na utrzymaniu obwodu środkami pokojowymi. Zakłada wyrównywanie dysproporcji w poziomie życia mieszkańców obwodu i sąsiednich państw, przyciągnięcie wielkich inwestycji krajowych i zagranicznych, ratowanie środowiska oraz przeciwdziałanie zorganizowanej przestępczości, narkomanii i AIDS. Zamiast

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Nie tylko zysk się liczy

Wprowadzenie systemu zarządzania środowiskiem wpływa na poprawę wizerunku przedsiębiorstwa i zmniejsza koszty działalności gospodarczej Nie tylko zysk się liczy Rozmowa z dr. Zbigniewem Karaczunem z SGGW – Reakcją przemysłu na ideę zrównoważonego rozwoju było pojawienie się koncepcji

Felietony

Sezon szparagowy

TELEDELIRKA Na moje pytanie, czy pamiętasz, co działo się 11 września, pewien całkiem rozgarnięty facet odpowiedział, że oczywiście, dobrze pamięta, bo miał tego dnia imieniny i cała firma tego dnia jadła i piła na jego koszt. A kiedy przypomniałam mu, że to dzień zamachu na WTC, trochę się zawstydził: „Tak, tak, rzeczywiście, ale dowiedziałem się o tym dopiero wieczorem z telewizora”. A tyle się przytruwało o tym, że świat już nigdy nie będzie taki sam. Żyjący na swoje szczęście mają boski dar zapominania, gdyby go nie mieli, gatunek ludzki wyginąłby jak dinozaury, które były uczuciowo wrażliwsze od człowieka. 11 września prezenterzy telewizyjni mieli swój dzień. Gdy zadawano trochę niezręczne pytanie, kto jest architektem wydarzeń, myślałam, a nawet pisałam o tym, że nie zdziwiłoby mnie, gdybym dowiedziała się, że wymyślił to jakiś superbogaty telewizoholik, żeby ludożerka miała co oglądać. Ludność na calutkiej ziemi przypominającej kształtem lampę z IKEA wgapia się w ekran. Lubimy oglądać cudze nieszczęścia. Byle polska wieś szczęśliwa… Czy możemy być szczęśliwi, choć byliśmy, jesteśmy, będziemy wypędzeni? Wszyscy jak jeden mąż i jedna żona? Kwestia wypędzonych zajęła ostatnio polityków i żurnalistów. Sezon jest ogórkowy, a dla niektórych szparagowy. Szparag jest

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.