Archiwum

Powrót na stronę główną
Pytanie Tygodnia

Czy sprawdza się zakaz pracy dla dużych sklepów w święta?

PRO Alfred Bujara, szef sekretariatu handlu KK NSZZ „Solidraność” Tak. Nie było żadnego przypadku łamania ustawy przez hipermarkety. Państwowa Inspekcja Pracy wyłapała pojedyncze przypadki sklepików, ale to są ilości ułamkowe, bo mamy w kraju ok. 2 mln punktów handlowych. W dużych obiektach handlowych nikt nikogo nie zmuszał nawet do sprzątania, porządkowania, robienia remanentów itd. przy zamkniętym sklepie. Spodziewaliśmy się większego sprzeciwu ze strony klientów, ale wszędzie przyjęto przepis z wyrozumiałością, bo to już wchodzi w zwyczaj, po pierwszych dwóch majowych świętach będą następne, a wcześniej były Wielkanoc, Boże Narodzenie, 1 i 11 listopada, Nowy Rok itd. Nawet media o zamkniętych sklepach już nie mówiły. KONTRA Andrzej Faliński, dyrektor generalny Polskiej Organizacji Handlu i Dystrybucji Ten zakaz z ekonomicznego punktu widzenia był bez sensu, jednak my już z tym się pogodziliśmy. Duże firmy jakoś sobie poradziły, ale małe zostały podzielone na lepsze i „lepsiejsze”, czyli takie, które mogły pracować w święta. Dla nawyków konsumenckich zakaz był niezrozumiały, bo cenimy sobie dogodności wynikające z liberalnego podejścia do gospodarki, choćby takiego, z jakim mamy do czynienia w Wielkiej Brytanii. Tam jest jedyny rynek w UE, gdzie się nie mówi o jakichkolwiek zakazach

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Opinie

Nie tylko habilitacja

Wybitni naukowcy są na ogół łasi na pieniądze, bo mają wymagające żony i rozrzutne dzieci Projekt reformy nauki i szkolnictwa wyższego ogłoszony przez premiera Tuska i minister Kudrycką wywołał spore poruszenie w środowisku akademickim. Namiętne dyskusje o zaletach i wadach reformy toczyły się nie tylko w internecie, lecz także w telewizji i praktycznie wszystkich opiniotwórczych czasopismach. Komentarze były na ogół bardzo emocjonalne, a część z nich humorystycznie wręcz nieudolna. Np. 16 kwietnia „Wiadomości” TVP swój komentarz do wypowiedzi premiera na temat reformy szkolnictwa wyższego zilustrowały migawkami studentek ćwiczących aerobik i studentów trenujących w siłowni. Jeśli połączyć słowo i obraz, to z komentarza tego wynika, że dzięki zniesieniu habilitacji i wprowadzeniu kontraktów zamiast etatów na stałe polska nauka stanie się „wulkanem kreatywności” i stworzy znakomite uniwersytety, których cechą wyróżniającą będzie łatwość dostępu do siłowni i ćwiczeń gimnastyczno-tanecznych. Dywersyfikacja kryteriów awansu Proponowana reforma jest bardzo trudna, bo nauka nie jest jednorodna. Różne są mechanizmy jej funkcjonowania w różnych jej dziedzinach, różna metodologia badań. Dlatego powinno się dokonać dywersyfikacji kryteriów awansu naukowego i oceny osiągnięć naukowych w zależności od dziedziny, którą dany naukowiec reprezentuje. Trudno oceniać według tych samych (czy nawet podobnych) kryteriów teologa pastoralnego i specjalistę

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Pytanie Tygodnia

Jaka lewica ma w Polsce przyszłość?

Prof. Andrzej Walicki, historyk idei, profesor Uniwersytetu Notre Dame (USA) Nie jestem za lewicą skrajną, ale za socjaldemokratyczną, sięgającą do wzorów europejskich. Mógłby to być socjalliberalizm lub liberalizm społeczny, jaki stworzono w Hiszpanii. Trzymam się tego, co napisałem w ostatniej książce wspólnie z Pawłem Kozłowskim „Z Polski i o Polsce”. Socjalliberalizm tym się różni od klasycznej socjaldemokracji, że socjaldemokracja poszła w kierunku zabezpieczenia społecznego i świadczeń społecznych. Położyłbym mniejszy nacisk na etatyzm, a większy na lepsze korzystanie z wszystkich możliwości, jakie oferuje społeczna gospodarka rynkowa. Przemysław Wielgosz, redaktor naczelny polskiego wydania miesięcznika „Le Monde diplomatique” Lewica w Polsce musi być formacją polityczną, która będzie wyrastała z realnych potrzeb pewnych grup społecznych, którym brutalna odmiana kapitalizmu przyniosła biedę, niepewność jutra i bezrobocie. Trzeba najpierw przyjrzeć się temu, co się dzieje w społeczeństwie, jakie są konflikty i realnie istniejące aspiracje, a nie tylko powtarzać slogany o ochronie najbiedniejszych i wykluczonych. Tymi zajmują się organizacje charytatywne. Należy się skupić na szerokich rzeszach pracowników, którzy nie mają dostępu do dystrybucji kapitału politycznego, materialnego, kulturowego, nie mają tylu szans, co burżuazja, ale nie użalać się nad nimi, tylko reprezentować ich dążenia i interesy. Nie jest więc troską lewicy partia, która chce przetrwać kolejne wybory,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Niezwykłe minuty życia

Filmowy powrót Jerzego Skolimowskiego na 70. urodziny Jerzy Skolimowski – reżyser, scenarzysta, aktor, malarz, wieczny outsider na walizkach, jak o nim mówią, trzykrotny zdobywca Złotej Palmy, były playboy (jak sam mówi, większy niż Roman Polański), poeta i bokser, przyjaciel Jacka Nicholsona, samotnik – kilka dni temu świętował 70. urodziny. A już 15 maja, podczas festiwalu filmowego w Cannes, odbędzie się premiera jego najnowszego, zrealizowanego po 17-letnim odpoczynku od kina filmu „Cztery noce z Anną”. Wielki powrót znakomitego reżysera czy łabędzi śpiew nieco zapomnianego twórcy takich kultowych wśród wielu widzów dzieł z lat 60. XX w. jak „Rysopis”, „Walkower”, „Bariera” i feralnego (o czym dalej) „Ręce do góry”? To się okaże, ale Cannes, jako się rzekło, przynosiło dotychczas Skolimowskiemu szczęście: nagroda jury za „Wrzask” w 1978 r., laury za scenariusz „Fuchy” w ’82 oraz nagroda specjalna w ’85 za „Latarniowca”. No i cztery lata później kilkuminutowa owacja publiczności po projekcji „Wiosennych wód” według prozy Turgieniewa z Timothym Huttonem i Nastassją Kinski w rolach głównych. „Przy kręceniu „Wiosennych wód” czułem się samotny i niezrozumiany – wspominał. – Często przytulałem się do starego osła,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Opinie

Gdy rozum śpi

Światopogląd naukowy został zepchnięty do „katakumb” – specjalistycznych czasopism, skąd nie dociera ani do decydentów, ani do społeczeństwa Sprawdzianem istnienia wolności wypowiedzi nie jest możność wychwalania idei socjalistycznych w czasie rządów komunizmu ani wolność pisania panegiryków o biskupach w okresie politycznej dominacji Kościoła. Braku swobody wypowiedzi w Polsce dowodzi fakt, że tekstu o takiej wymowie od dziesięciu lat nie mogłem ogłosić nie tylko w prawicowych, lecz i w kilku lewicowych pismach. Do tego dodajmy zanik zwyczaju udzielania autorom odpowiedzi (negatywnych), co w dobie poczty e-mailowej jest złośliwym utrudnianiem zamieszczenia takiej wypowiedzi na innych łamach. Przy okazji głównych katolickich świąt ogólnokrajowe gazety oraz publiczna TV zajmują obywateli wypowiedziami o sensie ludzkiego życia, zjawisku śmierci, o grzechu pierworodnym, zagrożonych wartościach itd. Zwykle jest to monolog przedstawiciela dominującej religii lub dwugłos w postaci mocnej wypowiedzi misjonarskiej kapłana i rejterady filozofa humanisty, nawet jeśli agnostyka. Nagminność takich scen odzwierciedla powrót polskiej myśli do XVII-wiecznego zaścianka (por. J. Tazbir „Polska na zakrętach dziejów”), która to myśl w zdumiewającym jak na wiek XXI stopniu odcina się od empirycznej nauki. Brak równowagi w ofercie edukacyjnej i informacyjnej publicznych mediów bywa pokrywany wykrętami o „niemedialności” wiedzy

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

książki historyczne

Historia w ujęciu antropologicznym Prof. Stomma tak często wydaje swoje prace, że pewnie wielu nie nadąża ich przeczytać. Tej jednak nie powinni przepuścić. Antropologiczne ujęcie historii w jego wydaniu pozwala poznać mechanizmy ogromnego skoku nie tylko cywilizacyjnego, jaki możemy

Nowości 53. Międzynarodowych Targów Książki

MULTICO Agnieszka i Włodzimierz Bilińscy Bałtyk, morze o wielu obliczach Pomorze to prawdziwa ziemia obiecana, raj dla miłośników przyrody, wspaniała wizytówka Polski. Zachwyca nie tylko piaszczystymi plażami, lecz także wydmami, trzcinowiskami, rzadkimi roślinami i zwierzętami. A obok dzikich,

Historia

Richthofen – pilot zabójca

Do niemieckich kin trafił trochę pacyfistyczny film o słynnym czerwonym baronie Był najsłynniejszym asem przestworzy I wojny światowej. Zestrzelił 80 samolotów wroga. Zabił 75 nieprzyjacielskich lotników w przeciągu 20 miesięcy. Tylko 33 pilotów i obserwatorów z 22 strąconych samolotów przeżyło atak słynnego „czerwonego barona”. Ten pruski oficer zwany był także „czerwonym pilotem bojowym” lub, jak mówili Anglicy, „czerwonym diabłem”, polecił bowiem pomalować swój samolot na czerwony kolor. Początkowo Brytyjczycy przypuszczali, że tak jaskrawy aeroplan pilotuje dziewczyna, niemiecka Joanna d’Arc. Manfred von Richthofen już za życia stał się idolem Rzeszy. Kiedy przyjeżdżał na urlop, dzieci, młodzież i piękne damy tłumnie pielgrzymowały pod jego dom w nadziei na autograf. Propagandziści kajzerowskich Niemiec świadomie tworzyli jego legendę. Mit niezwyciężonego rycerza przestworzy miał dodać ducha głodującym cywilom oraz gnijącym w okopach żołnierzom. Kiedy Richthofen zginął 21 kwietnia 1918 r. w wieku zaledwie 25 lat, stał się archetypem niemieckiego wojownika bez skazy. Ostatni dowódca Jagdgeschwader (Pułku Lotniczego) Richthofen, Hermann Göring, bez skrupułów wykorzystywał sławę czerwonego barona i jego podniebnych asów, aby torować nazistom drogę do władzy. Niemcy dobrze

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kultura

Literacki alfabet Włodzimierza Odojewskiego

Włodzimierz Odojewski od początków swego zawodowego życia działał w sferze kultury słowa. Zaczynał jako nastolatek w „Kurierze Szczecińskim”, później prowadził dział kultury w poznańskim „Tygodniku Zachodnim”. Dwukrotnie też pełnił kierownicze funkcje radiowe, w latach 60. w Polskim Radiu był kierownikiem Studia Współczesnego Teatru Polskiego Radia, a w latach 70., 80. i 90. był kierownikiem literackim w Radiu Wolna Europa. Z tych licznych doświadczeń pochodzą jego kontakty i znajomości literackie. JAROSŁAW ABRAMOW-NEWERLY Znałem świetnie jego ojca, Igora Newerlego, któremu wiele zawdzięczałem jako pisarz. Często przychodziłem do ich domu, bo Newerly zapraszał mnie do siebie na ul. Kraszewskiego. Rozmawialiśmy przy kawie, ale kątem oka obserwowałem, jak po korytarzu przesuwał się chłopiec, moim zdaniem najwyżej gimnazjalista. Tak przynajmniej wtedy oceniałem Jarka, sam przedwcześnie dojrzały dzięki członkostwu w Związku Literatów Polskich. Po latach poznałem go lepiej, a nawet w radiu zajmowaliśmy ten sam pokój. Zaprzyjaźniliśmy się bardzo i ta przyjaźń trwa do dziś. Jarek w najtrudniejszych dla mnie okresach podtrzymywał mnie na duchu. Gdy miałem w połowie lat 60. „zapis” i przestano mnie drukować, SB przechwyciła bowiem list do tłumaczki i wzywało na rozmowy, relacjonowałem je natychmiast Jarkowi, mówiłem, o co mnie pytano, a on to przekazywał ojcu.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Przebłyski

Ujazdowski ble, ble, ble

Nikt ci nie da tyle, co Kazimierz M. Ujazdowski obieca. My to wiemy. Wie też świat kultury, który z trudem dochodzi do siebie po dwóch latach PiS-owskich rządów. I wie już Piotr Lisiewicz, który na łamach „Gazety Polskiej” żali się w niewyszukanej formie, że „na portalu Ujazdowskiego nadal nic nie ma. Mimo że teoretycznie jest. Stanowi on coś w rodzaju klona działu »Opinie« w »Dz«, tylko rzadziej aktualizowanego. Do tego z marketingową nowomową Dutkiewicza. Ble, ble ble. O członkostwie w UE, nowoczesności, innowacyjności i edukacji. A ja to nienawidzę edukacji! Od podstawówki! Nienawidzę!!! Nauczyciele są gupi. Wrubel dópa”. Reanimowanie kultury po Ujazdowskim nie będzie łatwe, bo szkody są bardzo duże. Ale początek został zrobiony. Min. Zdrojewski zlikwidował sztandarowy program Ujazdowskiego i satyryków „Patriotyzm jutra”. Prawica się bawiła, a płacimy my. Z podatków.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.