Archiwum

Powrót na stronę główną
Przebłyski

Kto przeprosi sędzię Piwnik?

TVN ma wyraźny problem z programem „Superwizjer”. Trzy tygodnie temu zapowiedzi zachęcały do obejrzenia programu, w którym zostaną ujawnione rewelacje dotyczące powiązań polityków SLD z porywaczami Krzysztofa Olewnika. Ci, którzy zasiedli po godzinie 23 przed telewizorami, mogli obejrzeć fascynujący dokument o… parach, które wymieniają się partnerami w celu urozmaicenia życia seksualnego. Tydzień temu natomiast zapowiedzi dotyczyły procesu „gangu obcinaczy palców”. Sugerowano, że pod pręgierzem postawiona zostanie sędzia Barbara Piwnik, w filmikach zapowiadających program Jarosław Kaczyński grzmiał, że takie osoby jak ona trzeba odsunąć od sądownictwa. I co zobaczyli widzowie? Pochwałę profesjonalizmu sędzi Piwnik, która bezlitośnie obnażyła partaninę policji i prokuratury. Skąd jednak wziął się ogromny rozdźwięk między główną tezą zapowiedzi a samym filmem? I kto zwróci sędzi Piwnik dobre imię? Wszak tych, którzy w ciągu dnia obejrzeli szkalujące ją zapowiedzi, a w porze, gdy był emitowany „Superwizjer”, smacznie spali, są miliony.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Przebłyski

Dociekliwość „Rzeczpospolitej”

Dziennik „Rzeczpospolita” relacjonując zeznania Lucjana Czubińskiego na procesie w sprawie masakry robotników w 1970 r., za każdym razem pisze o nim per „Czubiski” (aż cztery razy). To zrozumiałe, że dziennikarze i redaktorzy „Rzeczpospolitej”, nawet ci, którzy zajmują się polityką, prawem i historią, nie mają pojęcia o tym, jak się nazywa były prokurator generalny i wiceminister spraw wewnętrznych. Ale na rozprawie jego nazwisko wymieniano chyba prawidłowo? Albo więc dziennikarzom także słuch szwankuje, albo – co bardziej prawdopodobne i zgodne z praktykami „Rzepy” – po prostu nikogo od nich nie było na rozprawie i tylko niechlujnie coś skądś przepisali.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Czego boją się Amerykanie?

75% Amerykanów uważa, że gospodarka Stanów Zjednoczonych znajduje się obecnie w złym stanie, ponad 61% obawia się utraty pracy Ludzie boją się niezliczonej ilości rzeczy, zjawisk i sytuacji zarówno realnych, jak i wyimaginowanych. Dzięki pomiarom socjologicznym możemy poznać skalę tych obaw w różnych społeczeństwach. Obawy występują zarówno w społecznościach krajów biednych, jak i bogatych. Przypuszczam, że więcej obaw mają np. Amerykanie aniżeli mieszkańcy Fidżi czy Tonga. Boimy się rzeczy, osób i zjawisk nieznanych, które mogą stanowić zagrożenie dla naszego bytu osobistego i dla naszej rodziny. Boimy się np. wojny, utraty zdrowia, utraty pracy, przestępczości, wysokiej inflacji. Boimy się zarówno poważnych zagrożeń, jak i rzeczy błahych. A czego boją się Amerykanie? Źródła obaw mieszkańców USA wywodzą się zarówno z sytuacji wewnętrznej, jak i zagranicznej kraju. Zacznijmy od źródeł wewnętrznych. Recesja, AIDS, przestępczość Według CNN, 75% Amerykanów uważa, że gospodarka Stanów Zjednoczonych znajduje się obecnie w złym stanie i w związku z tym obawiają się recesji. Rynek pracy jest coraz trudniejszy zwłaszcza dla osób o niższych kwalifikacjach. Od 1979 r. w gospodarce amerykańskiej ubyło 6 mln dobrze płatnych

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Prawdziwy koniec wojny

Po 65 latach Niemcy odkrywają niełatwą prawdę o losie przymusowych robotników W grudniu 1942 r. znalazłam się w szpitalu. Byłam tak wyczerpana, że dwa tygodnie leżałam pod kroplówką. Operowano mnie dopiero 20 grudnia. Na Boże Narodzenie zostałam nie tylko z dala od domu i rodziny, ale nawet od obozowych koleżanek – kiedy Irena Wielgat opowiada uczniom 10 i 11 klasy gimnazjum Heepen w niemieckim Bielefeldzie o przeżytych w niewoli świętach, głos jej się łamie. Niełatwo wrócić do czasu, gdy odebrano jej dzieciństwo. W czasie wojny była w tym mieście robotnicą przymusową. Została wywieziona z Łodzi w marcu 1941 r. jako 15-letnia dziewczynka. – Tata nie wrócił z wojny. Kiedy siostrę zabrano do obozu koncentracyjnego, mama dostała paraliżu, a w domu był jeszcze młodszy brat – wspomina. Ktoś musiał zarabiać. Umówiłam się z koleżanką i poszłyśmy do arbeitsamtu, bo obiecywano, że jak ktoś sam się zgłosi, dostanie pracę na miejscu. Tymczasem zatrzymano nas, dołączono do dziewcząt z łapanki i odtransportowano na dworzec Łódź Fabryczna, a stamtąd do Niemiec. Gdy mówi o tęsknocie za domem, o tym, jak w szpitalu przychodziły do niej niemieckie dziewczęta i pocieszały ją, śpiewając kolędy, rozbawione wcześniej na przerwie uczennice poważnieją, sięgają po chusteczki i ukradkiem ocierają łzy. Irena

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Komu maturę, komu

Według nauczycieli, co trzecia praca – prezentacja z języka polskiego jest kupiona Ci, którzy myślą, że tegoroczni maturzyści mają czas na naukę, póki nie zakwitną kasztany, są w wielkim błędzie. Matury tuż-tuż. Egzamin pisemny z języka polskiego uczniowie w całej Polsce napiszą już 5 maja. Czasu trochę mniej, za to sposobów na osiągnięcie znakomitego wyniku zdecydowanie więcej niż przed laty. Problem w tym, że nie wszystkie te sposoby są etyczne i legalne. O ile na egzaminie pisemnym z polskiego środki niedozwolonego wspomagania nawiązują do dorobku poprzednich pokoleń, o tyle na egzaminie ustnym możliwości oszukiwania stojące przed obecnymi abiturientami są niemalże nieograniczone. Sprzyja temu nowa forma egzaminu wprowadzona w roku 2005 w ramach tzw. nowej matury. W miejsce „odpytywania z programu” wprowadzono autorskie prezentacje przygotowywane samodzielnie przez ucznia. Intencje były szczytne. Zamiast tłumaczyć, „dlaczego Słowacki wielkim poetą był”, uczeń może przygotować wystąpienie na temat tekstów, które go pasjonują, i problemów, które są mu bliższe niż praca organiczna w latach 80. XIX w. Słowem, może być i Słowacki, ale może być również Sapkowski. Może być praca organiczna, ale może być również trzeci obieg i język punkowych zinów. Nowa formuła stworzyła pole do popisu dla erudytów, otwierając

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Jerzy Domański

Wiarygodność na wagę złota

Nawet początkujący kierowcy wiedzą, że przed skrętem trzeba włączyć kierunkowskaz i sprawdzić w lusterku, czy nic nie jedzie. Chwila nieuwagi grozi katastrofą i ofiarami. W ciągu paru tygodni okaże się, czy ostatni manewr SLD i ostry skręt w lewo zostały zrobione zgodnie z regułami. Bo jeśli nie, to ten skręt może być faktycznie ostatni. Ocena manewru nie jest już jednak sprawą kierowcy. Teraz wszystko zależy od wyborców. To oni zadecydują, czy czekali na taki właśnie manewr. Ich oczekiwania są bowiem po stokroć ważniejsze od dobrego samopoczucia polityków. Takie myślenie może się wydawać naiwne albo wręcz utopijne, bo przecież nie ma dziś w Polsce wysypu mężów stanu. A charyzmatycznych liderów wypatrują bezskutecznie zarówno lewica, jak i prawica. Do polityki psim swędem pchają się ludzie, którzy mówią, że są w polityce po to, by realizować własne poglądy. Szkopuł w tym, że tych poglądów nie mają, a to, co mówią, jest zbitką doraźnych ocen. Zbitką słów, do których zresztą nie są szczególnie przywiązani. I co najważniejsze, nie rozumieją, że w polityce powinni być po to, by to innym było dobrze. A dokonując wyboru, że chcą być po lewej stronie, przyjęli na siebie wielkie zobowiązanie. Rozbudzili nadzieję ludzi, że dzięki ich staraniom lepiej będzie się żyło tym, którzy mają najmniej, i tym,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Nauka

Eureka

ekologia Jak uratować Niger Trzecia po Nilu i Kongo afrykańska rzeka powoli umiera, zanieczyszczona, zarastana roślinami wodnymi, zapiaszczona, wysychająca. Już w latach 80. obserwowano wyjątkowo niskie stany wody na terenie Mali i Nigerii. Co gorsza kraje, przez które przepływa Niger, są ubogie, mają za to duży przyrost demograficzny – 3% rocznie. Do 2025 r. ludność basenu Nigru podwoi się, przez co rzeka będzie jeszcze bardziej eksploatowana. Opracowywany plan ratunkowy obejmuje m.in. pogłębianie koryta i zalesianie brzegów, a pochłonąć ma 5,5 mld euro w ciągu ok. 20 lat. książki Czy reklama kreuje świat? Manipulacja, nieuczciwa perswazja i podchwytliwa sztuczka. Tak często konsumenci określają reklamy. Aby przekonać się, czy takie widzenie przekazu reklamowego jest zasadne, należy sięgnąć po książkę Rafała Zimnego, który rozkłada w niej teksty reklamowe na czynniki pierwsze i pokazuje, że reklama, będąca dla nas, zwykłych konsumentów, prostym komunikatem, podlega w rzeczywistości wielu procesom: językowym, kulturowym, a także psychologicznym. Zimny odwołuje się do dwóch konkretnych produktów – samochodu, na który nie każdy może sobie pozwolić, oraz piwa, które jest produktem szeroko dostępnym. Na tych dwóch przykładach odpowiada na pytanie konsumentów: czy reklama to zwykła manipulacja, czy skomplikowane zjawisko kreowania świata.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Carla Del Ponte oskarża

Czy Albańczycy mordowali Serbów i ludzi innych narodowości, aby zdobyć organy do przeszczepów? Jeśli te oskarżenia są prawdziwe, to popełniono najpotworniejszą zbrodnię od czasów doktora Mengele – oburza się były minister sprawiedliwości Serbii, Vladan Batic. Carla Del Ponte, była naczelna prokurator haskiego Międzynarodowgo Trybunału Karnego dla Byłej Jugosławii (ICTY), wywołała prawdziwą burzę na Bałkanach. Oskarżyła bowiem Albańczyków o to, że w czerwcu 1999 r. uprowadzili około 300 Serbów i przedstawicieli innych narodowości. Kilkadziesiąt wybranych ofiar zostało zamordowanych w celu uzyskania organów do przeszczepów. Przerażającą akcję w stylu doktora Frankensteina zorganizowali jakoby dowódcy średniego i wysokiego szczebla Wyzwoleńczej Armii Kosowa (UCK). Natychmiast rozległy się głosy ostrej krytyki: oto Carla Del Ponte wysunęła bardzo poważne oskarżenia tylko na podstawie poszlak, bez dowodów. Była rzeczniczka prokurator Del Ponte, Florence Hartmann, stwierdziła na łamach szwajcarskiego dziennika „Le Temps”, że jej dawna szefowa zaprezentowała pogłoski jako fakty, zachowała się w sposób „nieodpowiedzialny i niegodny”, przez co dostarczyła argumentów „rewizjonistom historii wszelkiej maści”. Rzeczniczka trybunału haskiego Olga Karvan poinformowała, że funkcjonariusze tej instytucji zbadali w swoim czasie oskarżenia, lecz nie znaleźli potwierdzających je konkretnych dowodów. Bruno Vekarić z Biura

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Blog

O 1 i 3 maja obojętnie

Przy okazji 1 i 3 maja słychać różne głosy; o 3 maja zawsze wzniosłe, jak należy, o 1 maja zależnie, kto mówi, raz wzniośle, raz brzydko. We mnie 1 i 3 maja nie budzą dziś emocji. Jedynymi świętami, które przeżywam uczuciowo, jest Boże Narodzenie, a najbardziej Wigilia, ale także okres przed świętami i jeszcze po świętach. I to pomimo mojej religijnej oziębłości. A do 1 i 3 maja nie czuję nic, po prostu dzień wolny od pracy, a dla mnie, emeryta, nawet i to nie, bo zdarza mi się świętować, kiedy inni pracują, a pracować, kiedy inni świętują. Bywamy na wsi w dni powszednie, kiedy w okolicznych domach jest pusto, a wracamy do Warszawy na weekend, kiedy tam się zapełnia. Ale nie zawsze byłem obojętny wobec tych świąt. 3 maja w PRL nie był dniem wolnym od pracy i w ogóle go nie świętowano. Była to przecież rocznica antyrosyjskiego buntu Polski, która wtedy też była już rosyjskim satelitą, czymś na kształt XVIII-wiecznej PRL. Ta data, jako coś ważnego, nie tylko znanego, ale i odczuwanego, zaistniała dla mnie wtedy, gdy sam popadłem w konflikt z rzeczywistością PRL-owską. 3 maja pasował jako tradycja do tego, czego sami chcieliśmy, podobnie jak pasowała rocznica zwycięstwa pod Warszawą

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Notes dyplomatyczny

Jak by to napisać delikatnie – w MSZ narasta poczucie chaosu i bałaganu. Tak to się dzieje, gdy minister nie potrafi przewidzieć skutków swych działań. Oto mamy kryzys związany z obsadą ambasad. Piękny klincz. Z jednej strony, minister nie puszcza na placówki ambasadorów nominowanych jeszcze przez Annę Fotygę. Z drugiej – mamy piękny rewanż – prezydent na razie nie podpisał nominacji ambasadorskiej Andrzejowi Krawczykowi, a przynajmniej to podpisanie przeciąga. To wszystko wygląda oczywiście mało poważnie, w świat idzie obraz prezydenta jako polityka małostkowego i mściwego, i ministra spraw zagranicznych jako osoby niebłyszczącej talentami dyplomatycznymi. Bo owszem, Lech Kaczyński pracy Sikorskiemu nie ułatwia, ale od tego Sikorski ma głowę, by przez kłody rzucane przez prezydenta przeskakiwać. Tymczasem on nie tylko nie przeskakuje, ale jeszcze prowokuje – nie jest to żadna tajemnica, wie o tym w MSZ każdy, że jeśli chodzi o nominacje ambasadorskie, na niektóre placówki wysłano polecenie, by pytały o agrément dla kandydatów, o których było wiadomo, że nie są uzgodnieni z Kancelarią Prezydenta. Czyli minister świadomie zamierzał postawić prezydenta przed faktem dokonanym, powiedzieć mu – albo akceptujesz mojego kandydata, albo będzie skandal. No i ma skandal. Niebezpieczeństwo zbliża się do MSZ także z innej strony. Niedawno prasa podała, że UKIE zostanie wcielony do MSZ. Czyli minister Sikorski zrealizował swoją ambicję,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.