Archiwum

Powrót na stronę główną
Kraj

Kosztowny hazard

W czwartek, 5 lipca, w Sądzie Okręgowym w Bielsku-Białej zapadł wyrok w sprawie spółki Aplauz, reprezentowanej przez Wiktora Zakrzyńskiego, radcę prawnego z kancelarii Budnik, Posnow & Partnerzy, kontra skarb państwa, reprezentowany przez dyrektora Izby Celnej w Katowicach.Sędzia odrzucił apelację izby celnej od wcześniejszego orzeczenia Sądu Rejonowego w Bielsku-Białej, który nakazał jej wypłatę ponad 36 tys. zł wraz z odsetkami za zatrzymanie pod koniec 2009 r. jednego automatu o niskich wygranych. To pierwszy w Polsce prawomocny wyrok w podobnej sprawie.Jego znaczenie polega na tym, że po ponad dwóch latach od wejścia w życie restrykcyjnej ustawy hazardowej sprawdzają się ostrzeżenia, że działania Służby Celnej, która miała się dobrać do skóry właścicielom spółek działających na rynku automatów o niskich wygranych, nie zawsze były zgodne z prawem. Teraz przyjdzie za to płacić. Szacuje się, że w latach 2009–2012 funkcjonariusze Służby Celnej oraz policjanci działający na polecenie prokuratury zatrzymali 3-4 tys. takich urządzeń. Oczywiście sprawy w sądach będą się ciągnęły latami, lecz odszkodowania od skarbu państwa mogą sięgnąć nawet 700 mln zł. Krucjata Tuska Po wybuchu afery hazardowej i oskarżeniu czołowych polityków Platformy Obywatelskiej o nielegalny lobbing premier Donald Tusk osobiście stanął na czele krucjaty wymierzonej w jednorękich bandytów. Sejm,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Wywiady

Z motyką na Kościół – rozmowa z dr Zdzisławem Słowikiem

Lewica nie powinna ani bać się Kościoła, ani na niego krzyczeć Dr Zdzisław Słowik – redaktor naczelny dwumiesięcznika „Res Humana”, wiceprezes Towarzystwa Kultury Świeckiej im. Tadeusza Kotarbińskiego, autor wydanej w tym roku książki „Na drogach polskiego dialogu (1962-1990)”. Rozmawia Krzysztof Pilawski Krzyże zdjąć, religię wyprowadzić! Jak pan reaguje na głośne wypowiedzi polityków Ruchu Palikota o ograniczeniu wpływów Kościoła? – Sala posiedzeń Sejmu nie jest odpowiednim miejscem dla krzyża, a szkoła publiczna – do nauczania religii. To zresztą wynika z zapisów obowiązującej konstytucji. Niemniej jednak działania Ruchu Palikota są dla mnie grą marketingową, mają charakter czysto polityczny. Przypomina mi się recepta Jarosława Kaczyńskiego: bierzemy budzącą wiele emocji sprawę, ustawiamy barykadę dzielącą obywateli na naszych i nie naszych, nasi zapewniają nam miejsca w parlamencie. – To właśnie czysta polityka, a nie chęć realizowania postulatów, które się wysuwa. Janusz Palikot uważa, że religia powinna być absolutnie usunięta ze szkół. Piękne hasło, ale całkowicie oderwane od kontekstu społecznego. Większość chce krzyża Co to za kontekst? – Obywatele są z Kościołem od kołyski po grób. 95% Polaków przystępuje do sakramentu chrztu i chce pochówku zgodnie z obrządkiem katolickim. Krzyż w Sejmie

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kultura

Robię filmy ironiczne – rozmowa z Olafem Lubaszenką

Olaf Lubaszenko– zadebiutował w wieku 14 lat w „Życiu Kamila Kuranta” (1982). Popularność przyniosła mu rola Tomka w „Krótkim filmie o miłości” Krzysztofa Kieślowskiego. W 1991 r.zdał eksternistyczny egzamin aktorski. Grał wtedy w musicalu „Metro”. Jako reżyser zadebiutował „Sztosem” (1997). Jego kolejne filmy to „Chłopaki nie płaczą” i „Poranek kojota”. W 2001 r. został członkiem Europejskiej Akademii Filmowej. Wystąpił m.in. w filmach „Kiler”, „Słodko-gorzki”, „Kilerów 2-óch” oraz w serialach „Ekstradycja”, „Sfora” i „Barwy szczęścia”. Rozmawia Katarzyna Szeloch Jest pan kibicem i byłym kapitanem reprezentacji artystów polskich w piłce nożnej. Rozczarowały pana nasze wyniki na Euro?– Tak, chociaż racjonalne przesłanki przemawiały za tym, że może się tak skończyć. W ciągu ostatnich 10 lat braliśmy udział w czterech turniejach i nigdy nam się nie udało powstrzymać emocjonalnej spirali, która za każdym razem się nakręcała. Może tak musi być i taka jest natura kibica? Mając świadomość wcześniejszych wyników naszej reprezentacji, nie mieliśmy prawa do wielkich apetytów, mimo to uwierzyliśmy, że będzie świetnie! Z drugiej strony, nie zaliczam się do grupy tych, którzy potępiają naszą drużynę i rzucają się do gardła zawodnikom i trenerowi, ponieważ uważam, że nasi piłkarze zrobili dużo dobrego. Niestety, zbieg paru okoliczności spowodował, że w najważniejszym

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Będzie wojna o działki

Za półtora roku droga do likwidacji ogródków działkowych stanie otworem. Cztery  miliony działkowców łatwo się z tym nie pogodzą. Przed środowym wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego działkowcy byli w bojowych nastrojach. Oflagowali bramy do wielu ogródków, zapewniali, że nie oddadzą ani guzika, nawet piędzi ziemi. Gdy 11 lipca Trybunał orzekł, że aż 24 artykuły ustawy o rodzinnych ogrodach działkowych są sprzeczne z konstytucją, nie kryli rozczarowania. Zdaniem Eugeniusza Kondrackiego, prezesa Polskiego Związku Działkowców, ten wyrok przesądza los większości działek. – Tam, gdzie tereny są wartościowe, ogrody znikną z powierzchni ziemi – przewiduje szef PZD. A z 44 tys. ha ogródków działkowych aż 38 tys. leży w miastach, nierzadko w ścisłym centrum metropolii. Taka jest zresztą idea tych ogrodów, niegdyś zwanych pracowniczymi, dziś rodzinnych, że mają istnieć nie na wsi, gdzie prawie każdy użytkuje jakąś działkę, ale niedaleko miejsc zamieszkania mieszczuchów, tworząc zielone enklawy wśród bloków. W Warszawie hektar wolnego terenu blisko centrum ma wartość prawie 15 mln zł, w innych dużych miastach niewiele mniej. Home Broker, firma handlująca nieruchomościami, ocenia, że wartość ogródków działkowych w największych miastach Polski może przekraczać 20 mld zł.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Przebłyski

Pan Dudek śladem pana Janka

Niezborny język prezesa Laty staje się znakiem firmowym piłkarskiej rodziny. Po Błaszczykowskim, który bredził o bólu głowy, który nie pozwalał mu spać na Euro, bo nijak nie mógł podzielić 30 biletów między rodzinę, przemówił inny as. Jerzy Dudek. Ten to dopiero ma kłopot. Nie może się zdecydować, kim być. Prezesem PZPN czy trenerem? A swoje rozterki wyłożył z finezją godną Laty: „Na razie nie jestem w stanie powiedzieć, czy stać mnie na to, żeby wyjść z propozycją mojej kandydatury do październikowych wyborów na prezesa PZPN”. Uff! Dalej jest równie ciekawie: „Trochę przeraża mnie to, że ludzie już teraz widzą mnie w roli prezesa związku, że nie ma lepszej kandydatury niż Jerzy Dudek”.Panie Jurku, pan się nie boi. Rodzina nie głosuje. A miejsce piłkarskiego trefnisia jest już zajęte. Przez kolegę bramkarza z Łodzi. Pana Janka nikt nie przebije. Choć widać, że Dudek bardzo się stara.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Przebłyski

Misiek pokochał PO. Z wzajemnością.

Platforma Obywatelska jest jak stary odkurzacz. Wciąga wszystko. Z grubsza wiadomo, co trafia do środka. Rewelacja to nie jest. Z odkurzaczem transferowym jest podobnie. Nowy nabytek PO to Misiek, powszechnie znany z TVN, gdzie stale rezyduje. Nie znacie państwo Miśka? Znacie, znacie. Tak, tak, to on, Michał Kamiński – piewca Pinocheta, ZChN (była taka partia) i braci Kaczyńskich. Człowiek o nieprawdopodobnym węchu. Każdą fuchę wytropi. Jak ulał pasuje więc do PO. Na początek Radosław Sikorski załatwił mu miejsce w radzie rządowej Fundacji Pomoc Polakom na Wschodzie. Ale to tylko następny test na opinii publicznej. Przełknie kolejną żabę czy będzie marudzić? Pewnie jednak pomarudzi. Że republika kolesi. Że wstyd i poruta.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Kapitan w politycznym sztormie

Rząd chce pozbawić urzędu prezydenta Rumunii Konserwatywny prezydent Rumunii Traian Basescu, były kapitan żeglugi i burmistrz Bukaresztu, walczy o przetrwanie. Premier Victor Ponta zamierza pozbawić go urzędu. Rządząca od maja Unia Społeczno-Liberalna (USL) oskarża prezydenta o poważne zaniedbania i złamanie zapisów konstytucji oraz o wspieranie polityki oszczędności, która doprowadziła naród do nędzy. Basescu i jego zwolennicy twierdzą, że Ponta w praktyce dokonuje zamachu stanu, depcze prawa Trybunału Konstytucyjnego i zamierza ukryć korupcję polityków oraz odwrócić uwagę od skandalu wokół swojej pracy doktorskiej, która okazała się plagiatem. 61-letni Traian Basescu pełni swój urząd od 2004 r. W 2009 r. został wybrany na drugą kadencję. Prerogatywy prezydenta Rumunii są ograniczone, jednak Basescu uważany jest za przywódcę, który umiejętnie, aczkolwiek nie zawsze w pełni zgodnie z prawem, zdobył ogromne wpływy. W maju 2007 r., pięć miesięcy po wejściu kraju do Unii Europejskiej, już raz próbowano go odwołać, ale obywatele w referendum wypowiedzieli się przeciwko. Gospodarka Rumunii mocno ucierpiała w wyniku kryzysu finansowego. Z poparciem prezydenta rząd wprowadził drakońskie oszczędności, aby uzyskać międzynarodową pomoc. W styczniu 2012 r. doszło do demonstracji przeciw tej polityce. Premier Emil Boc, polityczny sojusznik Basescu, podał się do dymisji. W maju

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Pytanie Tygodnia

Na ile medali olimpijskich możemy liczyć w Londynie?

Andrzej Kraśnicki, prezes Polskiego Komitetu Olimpijskiego Jestem pełen obaw, ale i nadziei, a to dwie przeciwstawne emocje. Chciałbym, aby tych medali było więcej, niż zdobyliśmy na poprzednich igrzyskach w Atenach i w Pekinie, a tam było po 10. Sport jest na tyle fantastyczny, że pozwala wykorzystać nasze ogromne szanse. Andrzej Person, senator PO, dziennikarz sportowy, prawnik Ostatnie dwie olimpiady nie były wielkimi sukcesami, wiec jeśli w tej zdobędziemy trochę więcej niż 10 medali, poczytamy to za zwycięstwo. Pamiętajmy, że w latach 60. i 70. przywoziliśmy z igrzysk nawet 25 medali. Dziś nie ma co się oszukiwać, bo nawet tzw. murowani kandydaci kończą karierę sportową, ale szanse mają wioślarze, kajakarze, a w lekkiej atletyce Włodarczyk, Majewski, Małachowski, w pływaniu Czerniak. Jednak wiele zależy od ministra finansów, od pieniędzy. Kiedy w 1988 r. przygotowaniem kadry Brytyjczyków na igrzyska w Pekinie zainteresowała się premier Thatcher, ich ekipa przywiozła aż 47 medali. Zygmunt Wasiela, prezes Polskiego Związku Podnoszenia Ciężarów Chciałoby się, aby były przynajmniej dwa medale dla Polski, w tym Adriana Zielińskiego i Marcina Dołęgi. To mistrzowie świata. Obaj zajmują wysokie pozycje na listach rankingowych, ale sport jest nieprzewidywalny. W naszej ekipie jest dziewięcioro zawodników, sześciu

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Piotr Żuk

Wakacyjna cisza przed burzą?

Pustka, jaka pojawiła się po zakończonym Euro, w sposób szczególny podkreśla brak pomysłów i poważnych projektów na poradzenie sobie z wyzwaniami społecznymi, które czekają Polskę. Nikt nie wie, co się wydarzy w najbliższych tygodniach. O strategiach na najbliższe miesiące nawet nie ma co marzyć. Rząd wydaje się grać na czas i stara się dowieźć tę kruchą stabilizację do końca roku. A później się zobaczy. Jeśli wytrzymają Portugalia, Włochy i Hiszpania, to może i Polska przetrwa finansową zawieruchę. Jeśli jednak euro padnie, to żadna rekonstrukcja rządu Tuska nie uratuje premiera ani jego kolegów z Platformy Obywatelskiej. Wariantów awaryjnych jakoś nie widać. Wszyscy wierzą w cud. Podobnie jak podczas meczów polskich piłkarzy. Obecna sytuacja pokazuje bezradność krajowej elity władzy. Nie ma ona żadnego wpływu na bieg wydarzeń zachodzących na poziomie ponadnarodowym. Co więcej – w żaden sposób nie potrafi funkcjonować w warunkach globalnego kapitalizmu, który za nic ma granice państwowe i potrafi bardzo szybko transferować zarówno olbrzymie środki finansowe, jak i problemy społeczne. Bezrobocie wśród młodych osób rośnie w szybkim tempie, a prognozy gospodarcze na 2013 r. zapowiadają się marnie. Można powiedzieć, że po Euro nastała kompletna pustka i próżnia polityczna – nie widać na horyzoncie żadnych nowych idei czy projektów,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Jan Widacki

Hipokrates a wypisywanie recept

Tak się złożyło, że miałem ostatnio kilka wizyt w gabinetach lekarskich. Przychodnie funkcjonują normalnie, lekarze normalnie wypisują recepty, nic się nie dzieje. Nikt się nie oflagował, nie wygląda też na to, by ktoś rozpoczął protestacyjną głodówkę. Nawet przy mnie lekarka dopijała kawę. Tymczasem z telewizji i gazet można się dowiedzieć, że trwa protest lekarzy. Napawa to troską ministra zdrowia i nową panią prezes NFZ. Ale największą troską napawa to dziennikarzy i polityków. Działacze lekarskich związków zawodowych i samorządu coś negocjują, przeciw czemuś protestują, spoceni, ze zmierzwionym włosem, krzyczą nerwowo do podstawionych im pod nos mikrofonów czy kamer. O ile dobrze ich zrozumiałem, krzyczą, że lekarz ma leczyć, a nie poprawnie wypisywać recepty, a gdy się pomyli, to karać go za to nie wolno. Oj, po stokroć rację ma prezydent Jacek Majchrowski, który twierdzi, że gdy chce się oderwać od rzeczywistości, ogląda serwisy informacyjne w telewizji i czyta prasę codzienną. Ten protest rozgrywa się chyba bardziej w rzeczywistości gazetowo-telewizyjnej niż w realu. W każdym razie w ostatnich dniach kilka przychodni odwiedziłem, recepty prawidłowo zostały mi wypisane, protestu nie widziałem. No, chyba że protestu nie ma w Galicji, a jest w pozostałych częściach Polski. W przeszłości nieraz tak bywało. Np. w Galicji rabacja, w Królestwie święty spokój, a później w Królestwie powstanie

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.