Archiwum

Powrót na stronę główną
Kraj

(Nie)zdrowy seks

W pierwszym półroczu 2023 r. odnotowano czterokrotnie więcej zarażeń chorobami wenerycznymi niż rok wcześniej. Winny jest m.in. brak edukacji seksualnej Z raportów Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego wynika, że liczba zakażeń chorobami wenerycznymi wystrzeliła rok do roku niczym rakiety Elona Muska w kosmos. Od stycznia do końca czerwca 2023 r. wykryto dwukrotnie więcej przypadków samej kiły niż w tym samym okresie w 2022 r. Zaobserwowano również wzrost zachorowań na inne częste choroby weneryczne. Przypadków rzeżączki jest w tym roku prawie pięciokrotnie więcej niż w 2022 r. – 757, podczas gdy w 2022 r. 174. Jest też spory problem z chlamydiozą (270 przypadków w 2023 r. i 180 w 2022 r.). Dane są o tyle zastanawiające, że największy wzrost zachorowań na choroby weneryczne odnotowuje się zwykle w okresie powakacyjnym. Lato sprzyja przygodnym kontaktom i bardziej ryzykownym zachowaniom seksualnym. Dlaczego więc już przed wakacjami mieliśmy tyle zakażeń? Rosnące statystyki – Widoczny wzrost wykrywanych zakażeń to złożony problem. Po pierwsze, wiąże się ze wzrastającą wykrywalnością chorób wenerycznych. Ta zaś wynika z większej świadomości społecznej. Widać ją w kontakcie z pacjentami, którzy coraz chętniej badają swoje dolegliwości, pojawiające się w różnych częściach organizmu. Zwiększyły się także możliwości i dostępność badań

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Głos nie taki silny

Skrajna prawica w Hiszpanii tym razem nie stworzy rządu. Ale jej śmierci też nie można jeszcze ogłaszać Przez pierwsze 48 godzin było sensacyjnie. Wprawdzie na czele znalazła się zgodnie z przewidywaniami prawicowa Partia Ludowa (Partido Popular – PP), a zdobyte przez nią 33,1% poparcia też pokrywało się mniej więcej z sondażowymi szacunkami z ostatnich kilku tygodni, dalej jednak zrobiło się nerwowo, bo choć zgadzały się miejsca, to procenty i liczby mandatów wydawały się wyjęte z wyborów przeprowadzonych w innych czasach. A na pewno nie w rozpalonym roku 2023, w którym cały Stary Kontynent brunatnieje. Zaraz za ludowcami uplasowali się współrządzący Hiszpanią od 2019 r. socjaliści z Partido Socialista Obrero Español (PSOE), ale ich wynik przebił sondażowy sufit. 31,7% poparcia, o 6-7 pkt proc. więcej, niż przewidywały badania opinii, i aż 121 mandatów w 350-osobowej Izbie Deputowanych. To rezultaty lepsze niż w poprzednich wyborach, w których przecież sięgnęli po władzę. Trzecie miejsce i następna sensacja – zajęła je skrajnie prawicowa formacja Vox, z zaledwie 12,4% głosów, o muśnięcie (0,1%) wyprzedzając lewicową koalicję Sumar. Radykałowie stracili więc wobec przewidywań jakieś 4 pkt proc., ich stan posiadania w Kortezach zmniejsza się aż o 19 mandatów. Europa bierze

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Historia

Zagrodnik i plenipotent gromadzki

Legenda Jakuba Szeli Próba rekonstrukcji biografii Jakuba Szeli obarczona jest wieloma trudnościami. Po pierwsze, Szela był niepiśmienny, nie pozostawił więc potomnym prawie żadnych egonarracji, czyli źródeł przez siebie wytworzonych. Po drugie, i co ważniejsze, przez ponad 175 lat narosło wokół niego tyle mitów, że trudno wydzielić z jego życiorysu elementy fantastyczne. (…) Zanim jednak przejdziemy do legend o Szeli, spróbujmy ustalić kilka podstawowych faktów. Te znane są przede wszystkim dzięki pracom Tomasza Szuberta, który w 2013 r. na łamach „Kwartalnika Historycznego” i „Przeglądu Historycznego” przekonująco wypełnił luki w życiorysie Szeli, po czym w 2014 r. wydał jego pierwszą (!) biografię naukową. Do tego czasu wiele elementów życiorysu Szeli pozostawało niejasnych i nawet „Polski Słownik Biograficzny” nie podawał jednej daty jego urodzin i śmierci ani pewnych informacji o jego żonach i dzieciach. Osiągnięciem Szuberta jest m.in. ustalenie najbardziej prawdopodobnej daty urodzin „króla chłopów” na 14 lipca 1787 r., czyli dzień imienin Jakóba, bo tak do reformy języka polskiego z 1936 r. zapisywano to imię. Najbardziej prawdopodobnej, gdyż w literaturze długo funkcjonowała data 15 listopada, która wynikała z dwóch błędów w odczytaniu źródeł. Pierwszy wziął się z prozaicznej omyłki rozszyfrowania zapisu miesiąca. Drugi z niedostrzeżenia faktu, że do ok.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Andrzej Romanowski Felietony

O koniokradach

Jakiś czas temu pewien publicysta (bardzo przeze mnie ceniony) ogłosił w pewnym organie prasowym (bardzo przeze mnie cenionym) opowieść o zasłużonej rodzinie, której przodkiem był – niestety – komunista. Publicysta tłumaczył: „W kapitalizmie wielkie rodziny miały za przodków koniokradów i innych łobuzów”. Zatem w tych felietonach trzeba się wziąć i za koniokradów. Zdawałoby się, że samo powstanie III Rzeczypospolitej uwolni nasz dyskurs od tendencji, którą była nasycona zarówno oficjalna mowa w PRL, jak i mowa solidarnościowa, wzięta w kleszcze politycznej poprawności. Zdawałoby się – co więcej – że ośmiolecie rządów PiS uodporni nas na wszystkie ideologiczne dyskursy. Tymczasem nic z tych rzeczy: fenomenem komunizmu nikt sobie nie zaprząta głowy, a słowo „komunista” nadal funkcjonuje wyłącznie jako wyzwisko. Oczywiście jestem stronniczy, bo z przyzwoitego artykułu wyciągam dwa niefortunne słowa. Ale jeżeli całość jest przyzwoita, to przecież jeszcze gorzej. Bo znaczy to, że wywód najbardziej nawet sensowny potrafi być zatruty. Że wraz z przyzwoitością łykamy także zatrute ziarna. Że wracamy do zatrutej humanistyki, za którą tylu z nas atakowało PRL. Cały tekst można przeczytać w „Przeglądzie” nr 35/2023, dostępnym również w wydaniu elektronicznym. a.romanowski@tygodnikprzeglad.pl

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kościół

Koniec „Kościoła w Kościele”

Franciszek zdetronizował Opus Dei Korespondencja z Rzymu Papież Franciszek wybrał sezon ogórkowy, aby dyskretnie rozwiązać problem Opus Dei, wyniesionego do rangi prałatury personalnej w 1982 r. przez Jana Pawła II. List apostolski w formie motu proprio (łac. z własnej inicjatywy), ogłoszony przez Franciszka 8 sierpnia br., zrównuje prałatury personalne z publicznymi stowarzyszeniami kleryckimi na prawie papieskim, nowelizując kanony 295. i 296. Kodeksu prawa kanonicznego. Dotychczas była tylko jedna taka struktura – Prałatura Świętego Krzyża i Opus Dei, zwana w skrócie Opus Dei (łac. Dzieło Boże), ale przepisy kościelne przewidywały możliwość tworzenia podobnych jednostek terytorialnych i kanonicznych. Jak twierdzi portal misyjne.pl, „Najnowszy dokument papieski oznacza w istocie zakończenie istnienia Dzieła Bożego  (…) w jego dotychczasowym kształcie jako odrębnej jednostki kościelnej na prawach diecezji z własnym biskupem i duchowieństwem oraz licznym gronem świeckich”. Według misyjne.pl w nowym ujęciu do tej organizacji mogą być włączani tylko duchowni, a zatem Opus Dei zostało pozbawione świeckich, którzy dotychczas stanowili jego siłę. Sami zainteresowani twierdzą, że zmiany nie są aż tak radykalne, i nie chcą wchodzić w polemikę z biskupem Rzymu. Sierpniowy list papieża jest kontynuacją innych reform Franciszka – przede wszystkim konstytucji

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj Wywiady

Demokratyczne i świeckie państwo prawa to moje polityczne credo

JEDNA DANUTA WANIEK TROJE JAN ORDYŃSKI DOMINIKA RAFALSKA PAWEŁ SĘKOWSKI Fragmenty obszernego wywiadu, który w całości można przeczytać w numerze 2/2023 „Zdania” – w wersji papierowej do nabycia w Empikach, w wersji elektronicznej na sklep.tygodnikprzeglad.pl. (…) DOMINIKA RAFALSKA: W 1967 r. wstępuje pani do PZPR. DANUTA WANIEK: – Tak, na Wydziale Prawa, rekomendowała mnie do PZPR ówczesna docent Janina Zakrzewska. Później profesorka i sędzia Trybunału Konstytucyjnego. Chodziłam do niej na seminarium z prawa państwowego, imponowała mi jednoznacznością przekonań, na zajęciach mówiła o PZPR „moja partia”. I nagle, w trakcie mojego okresu kandydackiego, po wydarzeniach marcowych zmieniła się sytuacja polityczna na Uniwersytecie, zmieniła się również sytuacja samej Janiny Zakrzewskiej. Nagle z czołowej postaci na wydziale staje się osobą politycznie podejrzaną, co miało konsekwencje dla jej seminarzystów, ponieważ nikomu z seminarium prof. Zakrzewskiej nie zaproponowano stażu na uczelni. Byliśmy, że tak powiem, naznaczeni politycznie. (…) W ten sposób 1968 r. zadecydował o moich przyszłych losach. Z tym że akurat w tamtym momencie mi to odpowiadało, bo szłam na Politechnikę trzy razy w tygodniu, więc mogłam pogodzić opiekę nad dzieckiem i pracę zawodową. PAWEŁ SĘKOWSKI: Czy decyzję o wstąpieniu do partii podjęłaś zupełnie samodzielnie, czy była w tym jakaś zachęta prof. Zakrzewskiej? WANIEK: – Zakrzewska zwracała uwagę swoim

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Jest tylko jedno wejście i tylko jedno wyjście

Pracownicy konsulatu przekonywali, że wina za zaginięcie leży po stronie rodzeństwa Danka odbiera SMS-a od kolegi – Marka S. „Co słychać?” Od razu oddzwania. – Jestem w wąwozie Samaria. Zgubiliśmy się. Przewodnik poszedł sobie w cholerę. Jak go znajdę, skopię mu tyłek – mówi wściekła. Jest sobota, około południa. Upał na Krecie sięga 40 st. Danka głośno, z trudem oddycha. Wyraźnie słychać, że jest zmachana. Rozmowa jest bardzo krótka. Kolega nie jest zaniepokojony. Kobieta jest energiczna, przebojowa. Potrafi sobie radzić. Na wyjeździe jest z bratem. Kilka godzin później znajomy dzwoni jednak do Danki, by sprawdzić, czy u niej wszystko w porządku. Telefon jest poza zasięgiem sieci. Do głowy mu jednak nie przychodzi, że dzieje się coś złego. 30 godzin później, w nocy z niedzieli na poniedziałek, wspólnik Danuty, Bronisław Wiśniewski, odbiera telefon od Anny D. – Powiedziała, że poznała Danusię na wakacjach w Grecji. Dostała od niej wizytówkę, dlatego miała do mnie numer. Była zaniepokojona, bo pojechali na wycieczkę do wąwozu Samaria, ale Danusia nie wróciła z całą grupą i od tamtej pory nikt nie widział jej w hotelu, a pokój jest zamknięty – relacjonuje. Razem z Danutą Sawicką prowadzi we Wrocławiu biuro obrotu nieruchomościami. Bardzo dobrze

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj Wybory 2023 Wywiady

Ze Strajku Kobiet do Sejmu

Kto nie zna prawdziwej historii Warmii i Mazur, ten nie rozumie ich mieszkańców Bożena Przyłuska – kandydatka Lewicy do Sejmu, okręg nr 35, pozycja 3 (miasta i powiaty: Olsztyn, Ełk, Nidzica, Giżycko, Gołdap, Kętrzyn, Mrągowo, Olecko, Pisz, Szczytno i Węgorzewo) W poprzednich wyborach do Sejmu kandydowała pani z Warszawy. Dziś – z Warmii i Mazur. To wygląda na zesłanie. – W tym moim kandydowaniu z okręgu nr 35 nikt, ani prokurator, ani nikt z Lewicy, nie maczał palców. Sama przyszłam i zaproponowałam, żeby umieścić mnie na liście warmińsko-mazurskiej, dlatego że na tym terenie od kilku miesięcy mieszkam. Przez dwa lata remontowałam dom i teraz chcę spędzić tam dużą część swojego życia. Muszę też być w Warszawie, ale ona od miesięcy jest dla mnie i mojej rodziny domem numer dwa. Zmieniła pani miejsce zamieszkania, ale chyba nie zapatrywania? – Nie! Jestem zupełnie nieobrotowa. Zainteresowania – to znaczy prawa kobiet, świeckie państwo – pozostają jako naczelne i niezmienne. Aż tak PiS zalazło pani za skórę, że została pani jedną z organizatorek Strajku Kobiet? – To, co się dzieje od ponad czterech lat, to jazda walcem po prawach człowieka. I nie dotyczy to wyłącznie kobiet, bo również społeczności LGBT. Coś mogę na ten

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Od czytelników

Listy od czytelników nr 35/2023

Lepsi ludzie na trudne czasy Red. Jerzy Domański pisze w felietonie (PRZEGLĄD 34/2023): „Bez partii nie ma demokracji”. Choć on jest redaktorem naczelnym poczytnego tygodnika, a ja emerytowanym górnikiem, nie mogę się zgodzić z tym poglądem. Uważam, że partie polityczne w społeczeństwie obywatelskim są potrzebne, ale tylko jako ośrodki analityczno-doradcze. U władzy przekształcają się w mafie, obywateli traktują przedmiotowo, zwłaszcza że obywatele z woli partyjniactwa są ubezwłasnowolnieni. Nie mogą w okręgu drogą referendum cofnąć mandatu wyborczego, a mandatariusz z mandatem na określony czas może w imieniu tego społeczeństwa zaciągać zobowiązania na czas nieokreślony. Możliwe, że moje rozgoryczenie władzą narasta z wiekiem, ale uważam, że arogancja władzy w połowie rządów Donalda Tuska przewyższyła arogancję PZPR i dalej rośnie w przerażającym tempie. W konstytucji, zaraz na początku, w art. 4 ust. 1 jest zapis: „Władza zwierzchnia w Rzeczypospolitej Polskiej należy do Narodu”. Władza zwierzchnia, czyli nadrzędna, najważniejsza. A partyjniactwo pilnuje, byśmy jako społeczeństwo nadal drzemali i nie wyszli z mentalnego feudalizmu, bo ONI straciliby władzę. Józef Brzozowski, Żory Zaolzie, czyli początek katastrofy Dobrze, że ktoś pisze o sytuacji przed Wrześniem ’39, bo nie dalej jak wczoraj słuchałem po raz kolejny o rozbiorze Polski w 1939 r. Mówiący nazwał go czwartym rozbiorem Polski, zapominając najwyraźniej o tym, że czwarty

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Roman Kurkiewicz

Prigożyn – żywy czy martwy, jeden czort

Historia rzekomej czy prawdziwej śmierci Jewgienija Prigożyna spada nam z nieba (dosłownie) w doskonałym momencie. Zmęczeni już jesteśmy polskimi drogami do lub od demokracji, nie wiedząc wciąż, kto dostał łaskę kandydowania z list PiS do parlamentu, bo Zbawca Narodu Jarosław Kaczyński nie rozstaje się ze swoim kajecikiem ani na chwilę, ale też nikomu go nie pokazuje, bo mu się niezałapani na listy mogą zbiesić w ostatniej chwili i czmychnąć do innej partyi, która ich doceni. A tu dostajemy historię równie tajemniczą, co od dawna wyczekiwaną („Prigożyn musi umrzeć. Putin wie, że naród nie szanuje cara, który nie ma dość śmiałości, by ukarać zdrajcę”), historię bombową, ale i okrytą mgłą niewiedzy, domysłów i plotek domorosłych kremlo- i putinologów. Zginął, nie zginął? Zamordowan, niezamordowan? Zestrzelon, niezestrzelon? Przez kogo zestrzelon, a przez kogo nie? A może żyw gdzie indziej? A może zażywa życia zażywny 61-latek, kucharz Putina, dyrygent lucyfer, miliarder utuczony na armii swoich rosyjskich psów wojny, a to w Czeczenii, a to w Syrii, a to gdzieś w Afryce (piszą: złoto i diamenty zbierał)? Psy wojny niejedno mają imię i nie jest to tylko dziki zwyczaj wschodniego, znienawidzonego sąsiada – wspomnij na Legię Cudzoziemską czy takie Blackwater, dzisiaj Academi (nazwaną tak „na wzór Akademii Platona” (?!) – imaginujesz sobie waćpan?), prywatną armię

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.