Archiwum

Powrót na stronę główną
Felietony Jan Widacki

To gorzej niż zbrodnia – to błąd

Nie mam cienia wątpliwości, że TVP (a już szczególnie TVP Info) w latach rządów PiS była nie telewizją publiczną, tylko tubą prymitywnej, nachalnej propagandy partyjnej. Nie mam wątpliwości, że występujący w niej dziennikarze byli funkcjonariuszami frontu propagandowego PiS. Kłamali, oczerniali, szczuli. Nie mam też wątpliwości, że właśnie ta telewizja, dla wielu Polaków jedyna dostępna, budowała swoim widzom obraz świata, wskazywała wrogów, judziła i ogłupiała. Sam byłem świadkiem, jak stara góralka przed wyborami rozmarzyła się, że gdyby tak ludzie się „po piątce złożyli”, to może znalazłby się taki, „coby tego Tuska łodstrzelił”. „Ja som bym 100 dularów dorzucił”, włączył się do dyskusji gazda, co to ma „hamerykańską emeryturę”. Bo „tyn Tusek to wiadomo, Niemiec, zdrajca, nie-Polak”. To ostatnie niby logiczne. Jak Niemiec, to tym samym nie Polak. Może gdyby co do czego przyszło, żal by było staremu gaździe 100 dularów, ale Tuska to już nie. A ta Unia! To dopiero! Niepodległości chce nas pozbawić, Niemcom w niewolę oddać, kopalnie zamknąć, górników zagłodzić, chłopa polskiego zniszczyć ukraińskim zbożem, do nędzy doprowadzić. Jeść mięsa zakazać, robaki kazać wtranżalać. I to komu? Nam! Polakom, co to, wiadomo, przedmurzem chrześcijaństwa zawsze byli, imigrantów, muzułmanów każe relokować! Dobrze,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Aktualne Pytanie Tygodnia

Co w 2024 r. będzie największym wyzwaniem dla rządu?

Co w 2024 r. będzie największym wyzwaniem dla rządu? Wiesław Gałązka, konsultant i doradca polityczny Ekipa rządząca powinna opanować chaos, który powoli wkrada się w jej szeregi. Musi pamiętać o grze zespołowej. Ważna jest świadomość, że obietnice, które politycy koalicji złożyli wspólnie, powinny zostać zrealizowane mimo różnic światopoglądowych. Konsekwencją niespełnionych obietnic może być przede wszystkim to, że znaczna część elektoratu obecnej ekipy nie pójdzie ponownie do wyborów, co oznacza powrót PiS do władzy. Wyzwaniem będzie również prowadzenie sensownej polityki informacyjnej, zwłaszcza dotyczącej bieżących sytuacji. Mimo przejęcia TVP ten potencjał nie jest na razie wykorzystywany. I w końcu bardzo ważne zadanie, które powinno być realizowane przez całą kadencję, to przystępne przekonywanie elektoratu PiS, że nawet najmądrzejszy może dać się oszukać, wyborcy PiS są po prostu ofiarami oszustów, a nie wrogiem czy kimś, kim należy pogardzać. Dr Mirosław Oczkoś, specjalista ds. wizerunku Największym wyzwaniem dla obecnego rządu będzie zdobycie rządu dusz większości Polek i Polaków. Chodzi nie o formalne, ale o faktyczne odbicie władzy z rąk PiS. To czas, aby przekonać Polki i Polaków, że oni odzyskali władzę i że będzie lepiej. Trzeba zbudować przekonanie, że Polska podąża w dobrym kierunku. Mowa

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Obserwacje

Pieprz w nosie faraona

Przyprawy w dziejach świata LECZENIE PIEPRZEM Znalezienie pieprzu w nosie faraona świadczy o tym, że mieszkańcy Indii eksportowali go od ponad tysiąca lat przed pojawieniem się Rzymian. Najstarszy znany nam hinduski ślad pieprzu jest w świętej księdze Atharwaweda, spisanej między 1200 a 1000 rokiem p.n.e. Mówi się tam, że pippali stosowano do uzdrawiania ran od strzał. Nie wiadomo jednak, czy to słowo, które w sanskrycie oznacza pieprz długi, miało wtedy to samo znaczenie, czy też chodziło ogólnie o jakąś jagodę. Wskazówkę, że czarny pieprz był często stosowany w hinduskiej medycynie, zyskujemy, tłumacząc z sanskrytu słowo go oznaczające, marika – inaczej „zdolność do usuwania trucizny”. Pieprz spożywano również dla wsparcia trawienia, wzmożenia apetytu, łagodzenia bólu i kurowania przeziębienia, kaszlu i różnych gorączek. Z dzieła z zakresu medycyny ajurwedyjskiej, „Suśruta Samhita”, napisanego 2,5 tys. lat temu dowiadujemy się, że mięso stosowane leczniczo można przyprawić pieprzem długim, pieprzem czarnym i imbirem. Mieszanka zawierająca m.in. pieprz czarny, kardamon i imbir leczyła choroby dróg moczowych i żółtaczkę, pieprz czarny zaś gotowany z popiołem pomagał na ból uszu. Używano go także do sterylizacji. W innym traktacie medycznym, „Ćaraka Samhita”, powstałym 2,4 tys. lat temu,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Atomowe plany Obajtka

Małe reaktory jądrowe mają być przyszłością polskiej energetyki, ale na razie wszystko idzie nie tak Na początku grudnia najpierw gruchnęła wieść, że Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego wydała negatywną opinię dotyczącą planów budowy sześciu małych reaktorów modułowych (small modular reactors – SMR) przez należącą do Orlenu i Michała Sołowowa spółkę Orlen Synthos Green Energy (OSGE). Inwestycja jakoby zagrażała interesom państwa. Następnie jeden z dzienników podał, że już w grudniu 2019 r. Centralne Biuro Antykorupcyjne ostrzegało przed atomowymi planami Sołowowa, dowodząc, że są one jedynie elementem polityki wizerunkowej należącej do niego spółki Synthos ze względu na trwający wówczas proces inwestycyjny. W ocenie CBA spółka nie miała zamiaru budować SMR. Na reakcję nie trzeba było długo czekać. Władze spółki – jej prezesem jest znany niegdyś dziennikarz Rafał Kasprów – określiły działania panów Wąsika i Kamińskiego jako niekompetentne i nieodpowiedzialne. Podkreślono, że ABW nie spotkała się w ogóle z przedstawicielami OSGE ani firmy GE Hitachi, która jest dostawcą technologii. Nie zapoznała się też z danymi dotyczącymi lokalizacji SMR. Mariusz Kamiński odrzucił te zarzuty, odpowiadając na Twitterze (obecnie X): „W ocenie ABW prowadzona przez spółkę inwestycja w sposób nienależyty zabezpiecza interesy Skarbu

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Andrzej Szahaj Felietony

Uniwersytet i kapitalizm

Kapitalizm jest żarłoczny i dlatego pochłania wszystkie te terytoria, które dotąd mu się opierały. Dzieje się tak również z uniwersytetem, czego Polska jest doskonałym przykładem. Wszystko zaczęło się wraz z reformą minister Barbary Kudryckiej. Ekipa jej młodych doradców, ewidentnie przesiąkniętych ideą rozciągnięcia logiki neoliberalnego kapitalizmu tak daleko, jak tylko się da, zaprojektowała reformę, która miała prowadzić do utowarowienia uczelni. Potraktowania uniwersytetu jako przedsiębiorstwa, które musi dbać o efektywność ekonomiczną, w tym – udaną sprzedaż swojego produktu i zadowolenie klientów. Proces ten jedynie pogłębiła reforma ministra Gowina. Jako libertarianin wierzył on w potęgę wolnego rynku i słuszność zasad jego działania jak w prawdy religijne. Obie reformy zmierzały w tym samym kierunku – ku powstaniu „uniwersytetu przedsiębiorczego”, kierującego się logiką działania neoliberalnego kapitalizmu z jego obsesją efektywności, konkurencji, mierzalności (nieszczęsna punktoza!) i pośpiechu. Pojawiły się takie pojęcia jak zysk, wcześniej w murach tej instytucji niespotykane. Senaty uczelni zaczęły godzinami rozważać kwestie finansowe, a dziekani – być rozliczani za zysk lub stratę swoich wydziałów. Największym uznaniem cieszyły się wydziały, które dostarczały najwięcej pieniędzy, a nie te, które miały najlepsze wyniki

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Obserwacje

Syndrom jerzwałdzki

Nienackiemu tak było wygodniej: żyć z Alą, a na zewnątrz udawać, że jest świetnym mężem pani Heleny Jak zwykle w przypadku Nienackiego nie brakuje kontrowersyjnych tez: „Bardzo lubię kobiety i nierzadko występuję w ich obronie. Równouprawnienie kobiet właściwie je zniszczyło. Kobieta musi pracować zawodowo, wychowywać dzieci, prowadzić dom, jest częściej niż mężczyzna zwalniana z pracy. Poza tym kobiety przez swoje pragnienie miłości dają się łatwo zranić i zniewolić. Dlatego w moich książkach są tak często ofiarami”. Ofiarą stała się także Alicja Janeczek. Gdy zmarł Nienacki, jej świat zawalił się niespodziewanie. Dołączyła do długiej listy partnerek znanych artystów, które przez lata poświęcały się dla swojego mistrza i nie zadbały o własne interesy. Po śmierci idola pozostawały właściwie z niczym i same musiały sobie radzić w nowej rzeczywistości. Takoż było i w tym przypadku. Mimo że pisarz od dłuższego już czasu chorował na serce, Alicja nie dopuszczała do siebie myśli o najgorszym. Do morąskiego szpitala trafił po południu w środę 21 września 1994 r. z objawami niewydolności układu krążenia. Rok wcześniej przeszedł pierwszy zawał. Przez noc lekarze walczyli o jego życie. W czwartek odzyskał przytomność, ale lekarze byli pełni obaw. Zmarł w piątek o godzinie 11.10 na sali reanimacyjnej

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Obserwacje Wywiady

Warzyć każdy może

Domowa produkcja piwa nie jest trudna. Wymaga jedynie podstawowego sprzętu, uważności i higieny Magdalena Bergmann i Łukasz Wróblewski – piwowarzy domowi Warzycie w domach piwo. Zapewne nieraz słyszeliście pytanie: po co? Magdalena Bergmann: – Kilkanaście lat temu główną motywacją naszego środowiska było to, że poza specjalistycznymi sklepami bardzo trudno było dostać cokolwiek innego niż lagery kilku największych producentów, smakujące prawie tak samo. Dziś co prawda piwa rzemieślnicze są powszechnie dostępne, ale ich oferta jest zdominowana przez jedną rodzinę stylów, jaką jest IPA i jego pochodne. Gdy ktoś lubi klasyczne piwa brytyjskie, np. w stylu bitter, albo piwa wędzone, nadal ma problem ze znalezieniem czegoś dla siebie. Na pewno nie napędzają nas względy ekonomiczne, bo samodzielna produkcja wychodzi drożej niż zejście w kapciach do sklepu i kupienie sobie czegoś w promocji. Piwowarzy domowi jako hobbyści kierują się innymi pobudkami. Dla nas praca wkładana w warzenie piwa jest niesamowitą frajdą, której nie przeliczamy na pieniądze. Łukasz Wróblewski: – Każdemu z nas daje radość trochę co innego. Są ludzie, którzy projektują niesamowite etykiety, i tacy, którzy w ogóle nie naklejają ich na butelki. Dla mnie bardzo satysfakcjonujący jest proces układania receptury,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.