Dla mieszkańców ziem zachodnich i północnych podpisany 45 lat temu układ między PRL a RFN oznaczał koniec trwającej ćwierć wieku niepewności „Panowie Brandt i Cyrankiewicz weszli do sali, aby podpisać układ, dokładnie w momencie, gdy zegar wybił południe. Obaj mieli ponure miny. Zaczęli podpisywać dokumenty, oprawione w skórzane teczki. (…) W końcu wstali, po czym wniesiono szampana. Wypili toast i atmosfera trochę się rozluźniła”, relacjonował James Feron, specjalny wysłannik „New York Timesa”. Dopiero w dalszej części relacji amerykański korespondent wspomniał o Władysławie Gomułce. I sekretarz KC PZPR przyglądał się uroczystości z tyłu, niemal ginął wśród setki oficjeli z Polski i Niemiec Zachodnich. Trudno było odgadnąć, że oto finalizuje się jego największy polityczny sukces. Odkąd ponad ćwierć wieku wcześniej objął Ministerstwo Ziem Odzyskanych, międzynarodowe umocowanie polskiej granicy na Odrze i Nysie Łużyckiej stało się dla niego celem, któremu podporządkował wszystkie pozostałe. Uwarunkowania międzynarodowe Rozpoczęcie negocjacji z RFN wymagało przewartościowania polskiej polityki zagranicznej. Do tej pory bowiem Gomułka unikał dwustronnych rozmów z Bonn, uważając, że ewentualne nawiązanie stosunków dyplomatycznych powinno być decyzją wszystkich członków Układu Warszawskiego, w tym Związku Radzieckiego. Jego zdaniem, stanowiło to mocniejszą kartę przetargową w rozmowach z Niemcami Zachodnimi. „Nie jesteśmy wielkim mocarstwem, jesteśmy natomiast krajem, który tak niedawno jeszcze zaznał wszystkich nieszczęść wojny, stracił miliony swoich synów, był ziemią ruin i popiołów – przekonywał tuż po dojściu do władzy w październiku 1956 r. w piśmie rozesłanym do wojewódzkich instancji partyjnych. – Sami nie załatwimy ostatecznie sprawy naszych Ziem Odzyskanych. Sojusz ze Związkiem Radzieckim, oparcie o wielką siłę mocarstwa radzieckiego jest koniecznością państwową i narodową Polski”. Obawy Gomułki przed utratą ziem zachodnich i północnych nie były bezpodstawne. Zarówno „wroga” RFN, jak i „bratnia” NRD wyjątkowo zgodnie wypowiadały się na temat „koniecznej korekty” zachodniej granicy PRL. O ile jednak Bonn robiło to otwarcie, o tyle Berlin (Wschodni) wolał potajemne pertraktacje z Moskwą. Trudno więc winić „Wiesława”, że w sprawach granicy na Odrze i Nysie reagował wręcz alergicznie. Rozsierdziło go orędzie biskupów polskich do biskupów niemieckich z 1965 r. ze słynnym sformułowaniem „udzielamy wybaczenia i prosimy o nie”, a jeszcze bardziej chłodna odpowiedź niemieckiego episkopatu. Warto pamiętać, że antykościelne teksty w polskiej prasie zaczęły się dopiero wtedy, gdy hierarchowie katoliccy z RFN nie zdobyli się na uznanie granicznego status quo. Gomułka zdawał sobie sprawę, że ZSRR pozostawał jedynym gwarantem granicy na Odrze i Nysie Łużyckiej. Jako przewodniczący PPR był obecny podczas konferencji w Poczdamie i doskonale pamiętał, z jakimi trudnościami udało się Stalinowi przekonać Amerykanów i Brytyjczyków do nowej granicy zachodniej Polski. Jednak nawet wtedy Truman i Attlee przyjęli ją jako rozwiązanie tymczasowe. Radio Wolna Europa unikało tematu granicy zachodniej jak ognia, a kolejni gospodarze Białego Domu mniej lub bardziej otwarcie wspierali stanowisko RFN. Wpływy wysiedlonych W samych Niemczech Zachodnich wyjątkowo wpływowe były grupy przesiedleńców. Zapewne polska propaganda przesadzała, strasząc „nastrojami rewanżystowskimi we władzach RFN”, lecz nie ulega wątpliwości, że wielu (nie tylko prawicowych) polityków i publicystów z Bonn sympatyzowało z hasłami rewizji granic. „Trzeba więc jasno powiedzieć społeczeństwu, że dopóki CDU/CSU będzie miała jakikolwiek decydujący głos w naszej polityce, nigdy nie nastąpi sprzeniewierzenie się wielkiej idei naszych obowiązków i praw na wschodzie”, stwierdzała jedna z deklaracji partyjnych. Aż do 1969 r. w RFN funkcjonowało Federalne Ministerstwo ds. Wypędzonych, Uchodźców i Ofiar Wojny, które pozostawało pod kontrolą związków wysiedlonych. Ich interesy reprezentowało ponad 250 tytułów prasowych o łącznym nakładzie ok. 1,5 mln egzemplarzy. Na ich łamach można było przeczytać m.in.: „Jeżeli przekracza się Odrę, wkracza się na tereny zrabowane nam przez Polskę, o których powrót do naszego państwa trzeba walczyć ze wszystkich sił i wszelkimi środkami”. Sytuacja zmieniła się częściowo w październiku 1969 r., po dojściu do władzy SPD i FDP, ale nawet socjalistyczno-liberalna koalicja nie mogła jednoznacznie odciąć się od środowisk wysiedleńczych. W prasie, także tej głównego nurtu, co jakiś czas pojawiały się










