Wyjący z wilkami

Wyjący z wilkami

Mój pośpiech miał związek z Antonią. Wtedy, w lutym 2011 r., zaczynała już być psią starowinką. Coraz bardziej dokuczały jej stawy. Mogłem ją zostawić w domu z Nurią [żona Adama Wajraka – przyp. red.], ale tylko na góra trzy i pół godziny. (…) Nuria sama nie dała rady jej nosić, bo Antonia to był kawał psa – ważyła ok. 30 kg. Tak więc musiałem wrócić do naszej psiej babci na czas, choćby nie wiem co się działo – i dlatego narty musiały być przygotowane tak, że mucha nie siada. Nałożyłem smar w domu, a potem wystawiłem je przed dom. Teraz czekało mnie szlifowanie i wygładzanie za pomocą kawałka czegoś w rodzaju filcu. Szlifowałem więc spody i czekałem, aż wystygną, gdy przed domem zatrzymał się terenowy samochód, z którego wyjrzał Robert Dróżdż, znakomity fotograf przyrody.

– Idziesz na focenie? – zapytał w fotograficznym slangu.
– Tak – odparłem zgodnie z prawdą.
– A co będziesz robił? – dodał.
– Wilki – odparłem po raz kolejny zgodnie z prawdą.
– Taaak? Wilki? Serio? No to cześć! – Robert uśmiechnął się pobłażliwie, machnął ręką, zapalił silnik i odjechał.

Teoretycznie miał rację. Moje słowa zabrzmiały tak, jakbym był pewnym siebie idiotą. Nie można ot tak zaplanować sobie, że w środku dnia pójdzie się do lasu i zrobi zdjęcia wilkom. Te zwierzęta są zbyt płochliwe, zbyt nieprzewidywalne. Raz są tu, raz tam. Nie wiadomo, gdzie ich szukać. Ale ja byłem prawie pewien, że mnie się uda. Po pierwsze, miałem przeczucie. A po drugie, wydarzenia z poprzedniego dnia pozwalały mi tak sądzić. Więc naciągnąłem na siebie anorak, na ramiona zarzuciłem plecak, w którym poza aparatem z olbrzymim obiektywem mieścił się tylko malutki termosik z herbatą owocową wzmocnioną sokiem malinowym i imbirem oraz dwa batoniki. Do plecaka przypiąłem białe ubranie maskujące. (…) Ukryty w plecaku wielki czterystumilimetrowy obiektyw miał już zainstalowaną osłonę antysłoneczną i był połączony z aparatem. Tu liczył się czas, a spinanie tych wszystkich elementów na miejscu, gdy człowiek jest na dodatek zestresowany, byłoby nie najlepszym pomysłem. Już raz umknęła mi okazja do zrobienia unikalnego zdjęcia. Tym razem wszystko miałem zmontowane w plecaku – wystarczyło wyjąć połączony z obiektywem aparat i przypiąć go do statywu. A to zajmuje nieco ponad 10 sekund. Plecak i statyw założyłem na ramiona, wpiąłem buty w narty – klik, klik – chwyciłem kijki w ręce i w drogę. Poszusowałem wzdłuż doliny rzeczki Łutowni do Starej Białowieży, a potem w dolinę Narewki prostą drogą na starym kolejowym nasypie. W miejscu, w którym dotarłem do doliny Narewki, jest ona wąska i nieco zdradliwa, (…) ale za wsią Pogorzelce dolina robi się szeroka i piękna. Jeszcze jesienią dolinę zalała woda, która później zamarzła, a lód przyprószył śnieg. Dlatego narty idą tu genialnie. (…)

Wilki nie zabijają codziennie, zwykle mają dwie ofiary w tygodniu, a chodzą bardzo dużo. Z danych uzyskanych dzięki założonym im nadajnikom wiedzieliśmy, że średni dystans pokonywany dziennie przez wilka waha się między 22 a 27 km. W lesie to ogromny dystans, bo nie da się iść prosto i trzeba kluczyć między stojącymi i zwalonymi drzewami. Lekko licząc, wychodzi ze 30 km dziennie. Wyobraźcie sobie marsz tej długości w śniegu. Straszliwa katorga, gdyby iść tylko w butach. Na szczęście bardzo szybko zorientowałem się, że najlepiej będzie iść za wilkami na nartach. (…)

Strony: 1 2 3 4

Wydanie: 2015, 51/2015

Kategorie: Ekologia

Komentarze

  1. Kot Jarka
    Kot Jarka 26 grudnia, 2015, 06:17

    panie Wajrak, kiedy pan przeprowadzi do uszczęśliwionego Augustowa ? Proszę mi przypomnieć jak nazywał się minister środowiska, który odpalił panu 60 000 zł i pan pisał o nim dobrze. Swoją drogą Redakcja mogłaby podać statystyki ile osób, gine, zostaje kalekami, dzięki p. Wajtrakowi

    Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy