Lepiej wypadam na żywo

Lepiej wypadam na żywo

Niezły trening towarzyski.

– I ja jestem towarzyska, na planach też jest dużo ludzi z różnych branż, na ogół pracuję w grupie. Dzięki szkołom muzycznym rozwijałam hobby, to był relaks, spełnienie marzeń. Uczyłam się historii muzyki, form muzycznych, harmonii, chodziłam na chór, na śpiew solowy, jeszcze akompaniament, dodatkowo pianino – to wszystko sprawiało mi olbrzymią przyjemność. A rano były bardziej przyziemne sprawy, takie jak praktyki w hotelu. Pracowało się w recepcji, odbierałam telefony: „Halo, tu Wawel-tourist, czym mogę służyć?” (śmiech).

Jakoś nie mogę sobie pani wyobrazić w tej roli.

– Mój mąż (Maciej Bochniak, reżyser – przyp. red.) też nie. Śmieję się, bo gdy teraz zatrzymuję się w hotelu, odruchowo sprawdzam, jak zostało pościelone łóżko – tu system z zawijaskiem, tam z cukierkiem na poduszce… Musiałam mieć jakiś pociąg do aktorstwa, bo sprzątając te pokoje, puszczałam wodze fantazji – jaki człowiek mógł tu mieszkać? Skoro tak ma poukładane rzeczy, jest pedantyczny. A jak może wyglądać? Gdy buduje się rolę, myśli się podobnie.

Kiedyś scenografka Magda Dipont opowiadała mi, jak ona buduje świat przez scenografię. Kapitalna lekcja. Tłumaczyła mi, że przecież jak wejdę do kogoś do domu i zobaczę np., jakie obrazki wiszą na ścianie, też mniej więcej wiem, kim jest gospodarz, czym się interesuje. A to już przecież buduje postać! Czyli w zależności od tego, jak Magda zbuduje scenografię, tak ja zbuduję postać… Ale zobaczyłam to dopiero z czasem, bo na początku aktorskiej drogi człowiek jest tak pochłonięty emocjami, że bazuje prawie wyłącznie na nich…

Wchodzenie w świat cudzych emocji przychodziło pani z łatwością?

– Bywało męczące, obciążające psychicznie, ale i fascynujące. Zawsze interesował mnie drugi człowiek, jego uczucia, świat, w którym się porusza. Ja po prostu lubię ludzi.

Bez tej empatii pewnie trudno byłoby pani być aktorką.

– Chyba tak. Ale wybór aktorstwa wcale nie był dla mnie oczywisty. Zafascynowało mnie dopiero na drugim roku studiów w krakowskiej PWST… Wcześniej bez skutku zdawałam na wydział jazzu i muzyki rozrywkowej Akademii Muzycznej w Katowicach. Nie dostałam się ani na wokalistykę, ani na dyrygenturę chóralną. Rozpaczałam, bo tak ciągnęło mnie do muzyki!

Więc skąd ta PWST?

– Dowiedziałam się, że w szkole teatralnej uruchomiono wydział wokalno-estradowy. Gdyby nie to, w życiu bym tam nie poszła! Ale przed samymi egzaminami wystraszyłam się i chciałam wycofać papiery. Pytam, czy oddadzą mi wpisowe. Nie? No dobra, to pójdę. Tak chyba musiało być. Teraz łączę te dwie dziedziny – podobają mi się musical, koncerty, recitale, formy teatralno-muzyczne, w których trudno byłoby zagrać bez przygotowania teatralnego.

Widziałam panią w fantastycznej roli w telewizyjnym „Pamiętniku pani Hanki”.

– Dobrze wyszło, choć mieliśmy mało czasu. Tydzień na 140 minut przedstawienia. Każda minuta była wyliczona. To było prawie niewykonalne, trudne i wyczerpujące, ale warto było, bo właśnie takie rzeczy jak „Pamiętnik pani Hanki” lubię najbardziej.

Żałuję, że przeszła pani koło nosa rola w „Excentrykach” Janusza Majewskiego. Rolę Modesty, solistki swingowego big bandu, dostała Natalia Rybicka…

– Pech. Złamałam nogę na planie serialu „O mnie się nie martw”. Kostiumy do „Excentryków” były już uszyte, peruka przygotowana, próby taneczne zrobione, piosenki w studiu nagrane. Nogę złamałam 19 marca, a 20 o ósmej rano miałam jechać na plan nowego filmu. Szkoda mi było, bo to rzeczywiście moje klimaty, lata 50., jazz, swing… ale cóż zrobić.

Strony: 1 2 3 4

Wydanie: 02/2016, 2016

Kategorie: Kultura

Komentarze

  1. lech
    lech 10 kwietnia, 2016, 10:49

    Joasiu przeczytałem ten wywiad i jestem nim zachwycony. Wyłożyłas swoje credo klarownie i zrozumiale. Podzielam twoje poglądy i mam dla Ciebie podziw i wielki szacunek .do zobaczenia w teatrze filmach serialach i koncertach wokalnych których mi trochę brakuje. Pozdrawiam.

    Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy