Nawet gdyby skończyło się tylko na nominacjach, jest to sukces Lew Rywin o „Pianiście”: – Jak pan zareagował na wiadomość, że „Pianista” Romana Polańskiego został nominowany do Oscara? Zaskoczyło to pana? – Nie, nie jestem zaskoczony. Spodziewałem się, że ten film dostanie nominacje. Jednak bardzo mi zależało, żeby tych nominacji było więcej niż pięć. I dostał aż siedem – a to już wielki sukces. Żałuję tylko, że wśród nominowanych nie ma Allana Starskiego, który w ogromnej mierze wpłynął na kształt artystyczny tego filmu. – Na ile Oscarów pan liczy? W jakich kategoriach? – Nie jestem przekonany, czy „Pianista” w ogóle dostanie jakiegoś Oscara. Ma bardzo silną konkurencję, także w najważniejszych kategoriach, tj. najlepszy film i najlepszy reżyser. Ale nawet gdyby skończyło się tylko na nominacjach, jest to sukces. – Czy pan, jako współproducent, czuje się emocjonalnie związany z tym filmem? – Tak. Cieszę się, że uczestniczyłem w tym przedsięwzięciu. To dla mnie zaszczyt. – Kiedy zdecydował się pan na udział w produkcji „Pianisty”? Jak do tego doszło? – Roman Polański przysłał mi książkę Władysława Szpilmana i powiedział, że widzi w niej materiał na film. Że to jest to, czego od dawna szukał. Przyznam, że książka zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Wstrząsające. Długo nie mogłem przestać o niej myśleć. – Szybko dał się pan przekonać do pomysłu Polańskiego? – Od razu byłem przekonany, nie wahałem się ani przez chwilę. Przejmująca historia plus znakomity reżyser – to było dla mnie gwarancją sukcesu. Zdecydowałem się wejść w produkcję, jeszcze zanim powstały scenariusz, budżet filmu, biznesplan itd., czyli nie tak, jak zwykle się robi, że najpierw kalkuluje się koszty, zamawia scenariusz itd. Od razu byłem „za”. – Czy łatwo udało się panu zdobyć fundusze na produkcję „Pianisty”? Ile czasu to panu zajęło? – Zdobywanie pieniędzy na film nigdy nie jest łatwe, przynajmniej w Polsce. Przekonanie sponsorów i pozyskanie środków finansowych zajęło półtora roku. Odbyło się wiele spotkań, rozmów i analiz, jak zwykle w podobnej sytuacji. – Film jest koprodukcją francusko-angielsko-polską. Jaki wkład finansowy wniosła strona polska? – Ok. 10%. Budżet filmu wyniósł ok. 37 mln euro. Największy udział finansowy miała strona francuska. Za to strona polska miała ogromny wkład produkcyjny. Mniej więcej dwie trzecie zdjęć zrobiono w Polsce, a jedną trzecią w Niemczech. I, jak wiadomo, Polakami są główni twórcy dzieła, z Romanem Polańskim na czele. – Pamięta pan pierwsze wrażenie z projekcji filmu? – Byłem wzruszony. Film spełnił moje oczekiwania, nie zawiodłem się. I wiem, że ludziom się podoba. – Ilu Polaków do tej pory obejrzało „Pianistę”? Ilu widzów na świecie? – W Polsce film widziało ok. 1 mln 157 tys. widzów. Ilu widzów na świecie, tego nie wiem, nie znam takich danych. – Uczestniczył pan w pokazie na Festiwalu Filmowym w Cannes, gdzie film dostał główną nagrodę, Złotą Palmę. Wiemy, że podobał się jurorom i zagranicznym krytykom. A francuskiej publiczności? – Bardzo poruszył widzów. Wielu płakało. – Kogo pan obstawia w wyścigu po statuetki? – Oczywiście, „Pianistę”. Roman Polański: Na Oscara raczej nie liczę – Oczywiście, że się ogromnie cieszę z nominacji. Przed ich ogłoszeniem starałem się o tym nie myśleć, żeby się nie denerwować. Zresztą byłem tak zmęczony spotkaniami promocyjnymi i opowiadaniem o filmie, że nie miałem nawet siły się denerwować. Ja ze swojej strony dałem z siebie wszystko, starałem się, aby film był jak najlepszy. Nawet jeśli film nie dostanie żadnej statuetki, to i tak jestem bardzo zadowolony. Pokazywałem go w różnych krajach i wszędzie słyszałem wiele ciepłych słów. Szczególnie ważne było dla mnie dobre przyjęcie filmu w Izraelu i oceny ludzi, którzy sami przeżyli piekło holokaustu. (Uroczysta premiera w Izraelu, na której był obecny Roman Polański oraz odtwórca głównej roli, Adrien Brody, odbyła się wieczorem 1 października 2002 r. w Tel Awiwie. Był na niej prezydent Izraela, Mosze Kacaw, minister kultury, Natan Wilnai, oraz przedstawiciele izraelskich środowisk artystycznych. Po projekcji publiczność zgotowała Polańskiemu kilkuminutową owację – przyp.
Tagi:
Ewa Likowska









