A to Polska właśnie

A to Polska właśnie

Sherry brandy Przeczytałem teraz, jednym tchem, świetnie napisane wspomnienia Mieczysława Jałowieckiego „Na skraju imperium” (Czytelnik, 2012). Wszystkich interesujących się historią II Rzeczypospolitej, ale także kwestią tożsamości Polaków lub dziejów Wolnego Miasta Gdańska (niemały rozrzut tematów), do tej lektury stanowczo namawiam, aczkolwiek… Zacznijmy od „aczkolwiek”. Dzieckiem będąc, wysłuchałem opowieści taty, który zaczerpnął ją od dziadka, jak to Ignacy Daszyński wyjeżdżał z Krakowa na obrady parlamentu ck austro-węgierskiego. Na dworzec odprowadzały go tłumy robotników śpiewających rewolucyjne pieśni. On stał przy otwartym oknie wagonu trzeciej klasy, pozdrawiając towarzyszy wyciągniętą ręką z zaciśniętą pięścią. Kiedy pociąg ruszał, przechodził do salonki, którą jechali deputowani konserwatywni i monarchiści, mówiąc: „A teraz już, panowie hrabiowie, możemy zagrać w brydża”. Dla taty był to przykład wielkoduszności, tolerancji i pięknej zasady oddzielania zacietrzewienia politycznego od wymogów harmonii i empatii codziennych stosunków międzyludzkich. Jutro zetrzemy się ideowo w parlamencie i tam nie będzie pardonu, na razie jednak jedziemy tym samym pociągiem. Jałowiecki twierdzi, że taką samą anegdotę rzucił Daszyńskiemu w twarz, podając się do dymisji. Dla niego był to fałsz, przeniewierstwo i usiłowanie wkradnięcia się na arystokratyczne salony przez parweniusza. Jak skrajnie inaczej

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 2013, 39/2013

Kategorie: Felietony, Ludwik Stomma