Od czasu emisji programu o szefie NIK wychodzą na jaw kolejne skandaliczne rzeczy Marian Banaś, wierny druh Jarosława Kaczyńskiego, prezes Najwyższej Izby Kontroli, wcześniej szef Krajowej Administracji Skarbowej, wiceminister i minister finansów w rządzie Morawieckiego, został złapany za rękę. Przez stację TVN. Wszyscy, którzy choć trochę interesują się polityką, sprawę znają. W kamienicy, której był właścicielem, wynajmowano pokoje na godziny. Krakowskie prostytutki przyprowadzały tam swoich klientów. Przyjmował ich, jako recepcjonista, obwieszony złotymi łańcuchami znany krakowski gangster. – To jest niebezpieczny bandyta, to jest sutener, który popełniał przestępstwa gangsterskie – mówił o nim autor reportażu Bertold Kittel. Miał on numer telefonu „do Banasia” i dzwonił do niego jak do kumpla, co zostało uwiecznione przez kamerę. Sprawa jest więc dla Mariana Banasia kompromitująca. Ale to jeszcze nic, bo od czasu emisji programu w TVN pojawiają się kolejne pytania. I wychodzą na jaw kolejne skandaliczne sprawy. Oto niektóre wątki. Marian Banaś, działacz opozycji w czasach PRL, w III RP był urzędnikiem państwowym. I w tym czasie dorobił się dwóch domów, trzech mieszkań, ziemi rolnej i wspomnianej kamienicy. Czy wartość tego majątku może mieć pokrycie w zarobkach państwowego urzędnika? CBA sprawdza od paru miesięcy jego oświadczenie majątkowe. I od paru miesięcy nie może tego sprawdzania zakończyć. Dlaczego? Banaś tłumaczy się, że kamienicę dostał jako darowiznę od „żołnierza AK” w zamian za opiekę. Kim był ów „żołnierz AK”, tego nie wiemy. Choć sama konstrukcja, że „żołnierz AK” w czasach Polski Ludowej był właścicielem kamienicy w Krakowie, skłania do zastanowienia. Jak więc naprawdę Marian Banaś został właścicielem budynku? Kiedy to nastąpiło? Kim był jego darczyńca? Banaś twierdzi, że kamienicę otrzymał w roku 2000. Natomiast wykazał ją w oświadczeniu majątkowym dopiero w roku 2015. Dlaczego ukrywał ten składnik majątku? Dodajmy, że jako szef Krajowej Administracji Skarbowej domagał się, by karać więzieniem (nawet do pięciu lat) funkcjonariuszy celno-skarbowych za podanie nieprawdy w oświadczeniach majątkowych. Następnie Banaś kamienicę wyremontował, korzystając ze środków unijnych (świadczy o tym stosowna tabliczka). Deklarował, że ma się tam mieścić dom pielgrzyma. Można zdrowo się obśmiać, patrząc, jacy pielgrzymi obecnie z niej korzystają. Ale nasuwa się też pytanie, czy Marian Banaś świadomie oszukał Unię. Jak pokazała telewizyjna kamera, za korzystanie z pokoi na godziny nie są wydawane żadne paragony. Zatem i podatki z tego tytułu nie są odprowadzane do skarbu państwa. Czy minister Banaś o tym wiedział i to aprobował? Z jego oświadczeń wynika też, że wynajmował kamienicę synowi siedzącego w recepcji dżentelmena za 5 tys. zł, czyli co najmniej trzykrotnie poniżej wartości rynkowej. Czy celowo zaniżał wartość umowy, żeby płacić mniejsze podatki? On się tłumaczy, że ustalił z najemcą, że kamienicę mu sprzeda i że w zasadzie miesiąc temu ją sprzedał. Być może tak się stało, być może ta sprzedaż to efekt reportażu, który wcześniej był kręcony. Tylko że hotel na godziny funkcjonował od paru lat. I jeszcze jedno – dlaczego wciąż w księgach wieczystych Marian Banaś figuruje jako jej właściciel? Ponadto okazuje się, że pod zastaw tej kamienicy kredyt w wysokości 2,5 mln zł wziął syn Banasia, Jakub. Zatem czyja jest to kamienica? Nawiasem mówiąc, ciekawa jest też droga zawodowa Jakuba Banasia. Otóż ukończył on prawo, po studiach w Krakowie prowadził własną firmę, a potem, już za czasów „dobrej zmiany”, rozpoczął karierę w państwowych spółkach. W roku 2017 r. został zatrudniony jako dyrektor w Polskiej Grupie Zbrojeniowej, a po pięciu miesiącach został tam doradcą zarządu. Rok później został p.o. prezesa w podległej PGZ spółce Maskpol, która jest czołowym producentem sprzętu dla wojska. Tam pracował jedynie pół roku. Obecnie jest dyrektorem i pełnomocnikiem zarządu w państwowym Banku Pekao SA. Czyżbyśmy odkryli jedną z tajemnic repolonizacji? Ciekawe w tym wszystkim jest też zachowanie służb specjalnych. Czy wiedziały one o interesach Mariana Banasia i jego wspólnikach? Jeżeli nie, to ile są warte? Jeżeli tak – dlaczego go nie ostrzegły? Bały się go? A może zbierały na niego haki? Jest jeszcze jedna ważna refleksja w tej sprawie, zawarta w liście byłych ministrów










